Tylko u nas: Zwycięzca "The Floor" zdradza, na co przeznaczy wygraną
“The Floor” to nowy teleturniej telewizji TVN, w którym uczestnicy mają 45 sekund na odgadnięcie haseł. W grze brało udział aż 100 uczestników, ale zwycięzca mógł być tylko jeden. Tylko u nas wielki wygrany pierwszej polskiej edycji “The Floor” - Jakub. W rozmowie z Gońcem zdradza, na co przeznaczy wygrane 100 tysięcy złotych.
Jakub zwycięzcą pierwszej polskiej edycji "The Floor"
Nowy teleturniej “The Floor” zyskał spore uznanie w oczach widzów, a telewizja TVN już zapowiedziała kolejną edycję wielkiego show. W pierwszej edycji wystartowało 100 uczestników, a każdy z nich miał swój kawałek podłogi z wybraną przez siebie kategorią. Za największy kawałek podłogi na koniec każdego odcinka sponsorzy wręczali 10 tysięcy złotych. Główną nagrodą w programie było 100 tysięcy złotych.
ZOBACZ: Samoloty wojskowe już w gotowości. Chodzi o pilną ewakuację Polaków
Wśród 100 uczestników mógł być tylko jeden zwycięzca. Został nim 26-letni Jakub Dominiak, który pracuje w firmie ubezpieczeniowej. Kuba w rozgrywce nie miał sobie równych i został pierwszym wygranym polskiej edycji “The Floor”. W rozmowie z Gońcem podzielił się swoimi wrażeniami z planu, taktyką która pozwoliła mu osiągnąć sukces, oraz na co przeznaczy 100 tysięcy złotych. Ma bardzo szczytny cel.
Zwycięzca "The Floor" zdradza swoją taktykę
Michał Pokorski (Goniec): Kuba, wielkie gratulacje. Pokonałeś 99 osób i zostałeś zwycięzcą pierwszej polskiej edycji “The Floor". Brzmi dumnie?
Kuba: Brzmi dumnie, jasne - ale jeszcze nie do końca w sumie do mnie dociera.
MP: Wróćmy jednak do samego początku. Jak dowiedziałeś się o turnieju i skąd pomysł, aby się zgłosić?
- O amerykańskiej wersji dowiedziałem się z TikToka i bardzo spodobał mi się ten format. Pomyślałem, że jeśli tylko pojawi się w Polsce, na pewno się zgłoszę. Więc gdy w lutym pojawiły się informacje o castingach, nie czekałem ani chwili – od razu wysłałem zgłoszenie, żeby dostać się do programu.
MP: Jak wspominasz atmosferę na planie i cały proces nagrywania show?
- Atmosfera była super! Nie spodziewałem się, że uczestnicy – mimo że obcy sobie i rywalizujący o wygraną i pieniądze – będą dla siebie tak mili. Wspieraliśmy się nawzajem i kibicowaliśmy sobie, co było naprawdę budujące.
Jeśli chodzi o nagrania, trwały trzy dni. Stanie na planie przez kilkanaście godzin dziennie bywało męczące, zwłaszcza że trzeba było cały czas uważać, żeby nie pobrudzić stroju – ten sam strój nosiliśmy przez wszystkie 12 odcinków.
MP: Co pomyślałeś, kiedy obejrzałeś pierwsze pojedynki? Poczułeś większy stres czy może ekscytację, że zaczynasz wielką przygodę?
- W sumie to mam mieszane odczucia – z jednej strony atmosfera była naprawdę świetna, ale z drugiej myślę, że gdybym został wylosowany na początku gry, wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej.
Podczas pierwszych pojedynków celowo wolałem nie być wybierany – wolałem na spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu z boku. Później przyszedł moment, kiedy bardzo chciałem już wejść do gry, ale… podłoga mnie nie wybierała.
MP: Na swój pojedynek musiałeś jednak trochę poczekać. Myślisz, że to oczekiwanie wpłynęło jakoś na twoją późniejszą dyspozycję?
- Mój pojedynek był rozegrany dopiero w ostatnim dniu nagrań, więc przez dwa dni stałem tylko na podłodze i obserwowałem. Na pewno miało to duży wpływ na to, jak później zagrałem. Mogłem dokładnie przyjrzeć się innym, zobaczyć, jakie popełniają błędy i dzięki temu obrać własną strategię.
Obserwowanie wcześniejszych pojedynków pozwoliło mi lepiej zrozumieć dynamikę gry i podjąć świadomą decyzję – po moim pierwszym starciu postanowiłem nie grać dalej, tylko zejść i odpocząć. To była część planu.
MP: Twoja kategoria to od samego początku “waluty”, ale finalnie nie udało się w niej zagrać. Wybór dosyć przypadkowy czy twoja aktualna praca miała w tym spory udział?
- Praca – niekoniecznie, ale jeśli chodzi o hobby, to jak najbardziej. Jestem amatorem-numizmatykiem, więc interesuję się walutami. Co ciekawe, to nie był mój pierwszy wybór. Podczas castingu zaznaczyłem kilka kategorii, w których czułem się mocny. Ostateczna decyzja należała jednak do produkcji. O tym, że przypadnie mi kategoria "waluty", dowiedziałem się dopiero kilka dni przed nagraniami. Przyznam, że byłem trochę zaskoczony, ale też zadowolony — to temat, który naprawdę mnie interesuje, więc potraktowałem to jako szansę.
ZOBACZ TEŻ: Izrael uderzył w Iran. Szef MON zabrał głos ws. ewakuacji Polaków. “Wojsko jest gotowe”
Jakub zdradza taktykę, która towarzyszyła mu w "The Floor"
MP: Miałeś jakąś taktykę przez rozpoczęciem programu czy grałeś “na żywioł”? Trudno jednak przewidzieć, jak potoczy się rozgrywka w tym programie.
- Przed rozpoczęciem programu miałem pewną taktykę, ale szybko okazało się, że trzeba ją modyfikować – dynamika programu była duża, a początkowe założenia posypały się już po kilku odcinkach. Jednym z ważnych elementów mojej strategii było zdobycie Złotego Kwadratu – co, na szczęście, się udało. Oprócz tego kluczowa była obserwacja: jak grają inni uczestnicy, jakie mają kategorie, jak się zachowują. Starałem się też nie wywierać na sobie niepotrzebnej presji i działać spokojnie, z chłodną głową.
MP: To nie był jednak twój pierwszy raz w telewizyjnych programach. Poprzednie doświadczenia zaprocentowały?
- Myślę, że tak – wiele osób mówiło o tym, że udział w programie to dla nich pierwsze zetknięcie z kamerą i że stres pojawiał się właśnie przez obecność ekipy filmowej. Ja też oczywiście czułem napięcie, ale chyba trochę mniejsze niż inni, właśnie dzięki wcześniejszemu doświadczeniu z kamerą i nagrywaniem. To obycie pozwoliło mi lepiej odnaleźć się na planie i zachować spokój, co na pewno pozytywnie wpłynęło na moje samopoczucie podczas nagrań i pomogło mi skupić się na grze.
MP: Rywale nie mogli za tobą nadążyć i w pojedynkach byłeś niemal bezkonkurencyjny. Który z nich sprawił ci jednak najwięcej trudności?
- Zdecydowanie najwięcej stresu sprawił mi pojedynek z kategorii „literatura”. To właśnie wtedy napięcie sięgnęło zenitu. Wybierając tę kategorię, miałem już pewien plan – widziałem wcześniej, że kolejne kafle zawierają m.in. ortografię i stolice, więc zrodził się pomysł, żeby iść po złoty kwadrat. Mimo to pojawiła się duża obawa. Dodatkowo presję potęgował fakt, że wszystkie trzy pojedynki miałem z osobami, które zachowały swoje oryginalne kategorie. Wiedziałem, że są naprawdę dobrze przygotowane i mocne w tych tematach, co jeszcze bardziej podbijało poziom trudności.
MP: Kuba, wciąż jesteś bardzo młody, ale swoją wiedzą zawstydzasz niejednego profesora. Wielu widzów zastanawia się zapewne, skąd u ciebie taka znajomość wszelakich dziedzin - od humanistycznych kategorii, aż po geografię czy waluty. Wiele pasji i zainteresowań, czy lata nauki i zainteresowania światem?
- Na pewno mam wiele pasji, ale ogólnie interesuję się światem – tym, co się dzieje, i jak wszystko się ze sobą łączy. Gdybym miał jednak wskazać coś, co stawiam na dalszym planie, to byłaby to chyba "nauka" w tradycyjnym sensie. Wbrew pozorom, nie uczę się specjalnie do teleturniejów – idę tam z wiedzą, którą już mam. W programie takim jak The Floor można co prawda powtórzyć sobie kilka rzeczy przez parę dni, ale nie da się nauczyć wszystkiego od zera w tak krótkim czasie.
Sporo wiedzy czerpię z filmów i książek – te rzeczy zostają mi w głowie i potem procentują. W takich momentach największego napięcia liczy się właśnie to, co zapamiętało się wcześniej – czasem jakaś drobna informacja z książki czy filmu pozwala połączyć fakty i odpowiedzieć na pytanie.
MP: Co czułeś podczas finałowego pojedynku? Pamiętasz coś z ostatecznej rozgrywki czy emocje wzięły górę?
- Pamiętam sporo, choć nie wszystko – emocje były tak silne, że wiele z tego, co działo się przy pulpicie, po prostu mi się zamazało. Dopiero podczas oglądania odcinka te emocje do mnie wróciły. Na pewno czuć było wagę pojedynku – w końcu to była ostateczna rozgrywka o 100 tysięcy złotych.
Byłem jednak zadowolony, że w finale zostały kategorie, w których realnie mogłem powalczyć. Miałem obawy, że może trafić się coś zupełnie nie z mojej bajki – na przykład "rasy psów", z których zupełnie nie czuję się mocny.
Jakub ujawnia, na co przeznaczy wygraną. Przyświeca mu szlachetny cel
MP: Kuba, pora na trochę “prywaty”. Zdradzisz czytelnikom Gońca, na co przeznaczysz wygrane 100 tysięcy złotych? Wielkie zakupy raczej czy oszczędność i inwestycje?
- Może małe zakupy, ale przede wszystkim inwestycje. Planuję trzy główne cele związane z tą nagrodą. Pierwszy to fajna podróż – destynacja Islandia, bo od zawsze marzyłem, żeby tam pojechać. Drugi cel to inwestycja w wkład własny na mieszkanie. A trzeci, bardzo ważny, to wsparcie zbiórki dla mojego chorego kolegi, Włodka Plewczyńskiego, który zmaga się z białaczką i zbiera środki na nierefundowany lek (link do zbiórki znajdziesz tutaj).
MP: Gdzie widzisz się za kilka lat? Nawiązuje tutaj do tego, że ewidentnie dobrze czujesz się przed kamerą…
- Na pewno nie planuję kariery w telewizji, to nie jest mój cel. Natomiast chętnie biorę udział w teleturniejach – to dla mnie świetna zabawa i ciekawe doświadczenie. Myślę, że wakacje dobrze mi zrobią, pozwolą odpocząć i naładować baterie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze i dostanę zaproszenie, to na jesień chętnie wróciłbym do programów, w których już brałem udział, takich jak "Va Banque" czy "Jaka to melodia".
MP: Planujesz kolejne starty w telewizyjnych show? Z twoją wiedzą i charyzmą szklany ekran stoi otworem.
- Planuję właśnie tak, jak wspominałem – chciałbym wrócić do „Jaka to melodia” albo „Va Banque”. W przypadku „Jaka to melodia” musiałbym poświęcić czas na przygotowanie, bo to teleturniej muzyczny. Jeśli pojawią się nowe programy, również byłbym bardzo zainteresowany, żeby się w nich sprawdzić.
MP: Kilka słów na dla naszych czytelników na sam koniec?
- Na pewno chciałbym poprosić czytelników o wsparcie zbiórki dla mojego kolegi. Dla tych, którzy się zastanawiają, czy warto zgłaszać się do teleturniejów – gorąco zachęcam i zapraszam! To świetna przygoda, a do tego okazja, by poznać fantastycznych ludzi. Pozdrawiam.