Putin podpisał kluczowy dekret ws. armii. Gen. Skrzypczak nie ma wątpliwości, "to pozwoli zwiększyć liczbę żołnierzy"
Władimir Putin podejmuje kolejne kroki wskazujące na to, że nie zamierza rezygnować z barbarzyńskich walk w Ukrainie. W czwartek dyktator podpisał dekret zwiększający liczebność rosyjskiej armii do imponujących rozmiarów. Ruch ten skomentował w programie "Newsroom" WP gen. Waldemar Skrzypczak, którego słowa bynajmniej nie wybrzmiały optymistycznie.
Władimir Putin robi co może, by ratować nieudaną "operację wojskową" w Ukrainie. Podczas gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi, a przede wszystkim rozsądek i logika wskazują, że z walk należałoby się wycofać, bo generują tylko kolejne straty i nie przynoszą pożądanych rezultatów, satrapa brnie dalej w szaleńcze plany, nie licząc się z niczyim zdaniem.
Desperacja rosyjskiego prezydenta coraz bardziej zaczyna przerażać nie tylko jego zagorzałych krytyków, ale i lojalne do tej pory najbliższe otoczenie. Coraz częściej mówi się bowiem o tym, że dyktator może posunąć się do ostateczności i zaatakować elektrownię atomową w Zaporożu.
Zdający sobie sprawę ze słabnącego z dnia na dzień morale swojej armii przywódca, toczy jednocześnie nierówną walkę z czasem. Jego wojska są dziesiątkowane, a ci, którym udaje się przeżyć, wykorzystują do powrotu do kraju liczne fortele.
W tej sytuacji, aby pozyskać kolejne "mięso armatnie" musiał podjąć decyzję o zwiększeniu liczebności żołnierzy w rosyjskich siłach zbrojnych, która wkrótce zwiększy się o 137 tys. i osiągnie imponujące 1,15 mln.
Rosyjskie wojsko zdziesiątkowane w Ukrainie
Czyżby Władimir Putin uległ swojej własnej propagandzie i uwierzył, że jego wojsko jest niezwyciężone? Wiele na to wskazuje, bo Rosjanie ruszyli na Ukrainę z przeświadczeniem, że pokonają przeciwnika w kilka dni.
Z każdym kolejnym tygodniem okazywało się jednak, że atak na południowego sąsiada będzie dla prezydenta niczym senny koszmar i nie pomoże mu zapisać się na kartach rosyjskiej historii złotymi zgłoskami.
W najgorszych scenariuszach dyktator nie mógł podejrzewać, że jego żołnierze masowo będą wracali do kraju nie z tarczą, ale głównie na niej, gdy jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli, zaczęto wdrażać obmyślone naprędce plany awaryjne i wysuwano coraz bardziej absurdalne pomysły.
Jak donosili Ukraińcy, w wojskach samozwańczych, kontrolowanych przez Moskwę Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, pojawili się nawet inwalidzi, swego czasu rozważano również wojskową współpracę z Koreą Płn. w zamian za dostawy energii i zboż.
Niewykluczone zresztą, że do tego, jak i innych pomysłów Kreml jeszcze wróci. To jednak zależy od rozwoju walk w Ukrainie, a te, jak przewiduje gen. Waldemar Skrzypczak, mogą potrwać jeszcze długie miesiące.
Gen. Skrzypczak o dekrecie Putina: "Pozwoli zwiększyć w przyszłym roku liczbę wojska na polach Ukrainy"
Były dowódca wojsk lądowych gościł w piątek w programie WP pt. "Newsroom", w którym odniósł się do najnowszej decyzji Władimira Putina. Jak tłumaczył, chodzi w niej o zwiększenie etatu pokojowego w rosyjskiej armii, czyli liczebności wojska w czasie pokoju.
- Etat pokojowy armii rosyjskiej wynosił ponad milion żołnierzy, to byli żołnierze we wszystkich rodzajach sił zbrojnych. Na polach Ukrainy wykonują zadania głównie wojska lądowe i ten potencjał był niedoszacowany. W związku z tym Putin zwiększył etat pokojowy tych wojsk o ok. 130 tys. etatów. Ma to uzupełnić potencjał wojsk lądowych, bo Putin był zmuszony sięgnąć po żołnierzy rezerwy, niewyszkolonych, co sprawiło, że między innymi z tego powodu, operacja w Ukrainie nie osiągnęła zakładanych celów strategicznych - wyjaśniał.
Jak dodał, dzięki temu zabiegowi, co roku do armii trafiać ma nawet 130 tys. nowych żołnierzy. W rezultacie, potencjał wojsk lądowych wzrośnie do około 360 tys. i tym samym pozwoli Putinowi zwiększyć znacząco liczbę wojska na ukraińskich frontach w przyszłym roku.
Gen. Skrzypczak uważa także, że póki co Rosjanie nie posiadają potencjału, by rozpocząć wielkoskalowe działania. Ich celem może być przetrwanie najcięższych jesieni, zimy i wiosny, a następnie, we wzmocnionym składzie, przeprowadzenie ofensywy letniej. Poza problemami po stronie agresora, dostrzega jednak również błędy po stronie Ukraińców.
- Oceniam, że mieli szansę, by przynajmniej w rejonie przyczółka chersońskiego rozstrzygnąć bitwę na swoją korzyść, to mógł być przełom, który dowodziłby, że warto w Ukrainę inwestować, warto Ukrainie pomagać. W tej chwili, oprócz obrony kierunku donbaskiego, działania, które mają być na kierunku południowym nie są działaniami, które moim zdaniem stanowiłyby przełom. W tej chwili obie strony walczą, żadna nie ma przewagi i tej przewagi pewnie do przyszłego roku żadna ze stron nie będzie miała - ocenił.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Potężne opóźnienia w ZUS. Emeryci miesiącami czekają na swoje pieniądze. Chodzi o dodatek osłonowy
Nowe rozporządzenie MEiN ujrzało światło dzienne. Nauczycieli czeka prawdziwa rewolucja
Źródło: WP, Goniec.pl