Pilna akcja służb pod Kancelarią Premiera. Zatrzymano kobietę z kanistrem
Spokojny poranek przed Kancelarią Premiera przerwała kobieta z kanistrem i zapalniczką. Twierdziła, że chce rozmawiać z Donaldem Tuskiem. Służby natychmiast zareagowały, a część wejść do budynku została zablokowana. Ostatecznie do dramatu nie doszło - ale pytania pozostają.
Incydent pod Kancelarią. Co naprawdę się wydarzyło?
Wszystko zaczęło się przed godziną 11:00. Przed budynkiem KPRM w Warszawie pojawiła się kobieta, która - jak twierdzą świadkowie - usiadła na ławce z kanistrem i zapalniczką. Według nieoficjalnych informacji, w pojemniku mogła znajdować się łatwopalna substancja.
Kobieta mówiła, że chce się spotkać z premierem Donaldem Tuskiem. Gdy dowiedziała się, że szef rządu przebywa za granicą, nie opuściła terenu, lecz została na miejscu. Służby potraktowały sytuację jako potencjalnie niebezpieczną. Wezwano straż pożarną, pogotowie i policję, a dostęp do części budynku został ograniczony.
Reakcja służb i działania SOP
Z relacji rzecznika MSWiA wynika, że funkcjonariusze SOP od początku obserwowali kobietę i reagowali zgodnie z procedurami. Nie doszło do agresji ani prób wtargnięcia do budynku. Kobieta przeszła przez wstępną kontrolę, a po zauważeniu kanistra została natychmiast odizolowana.
ZOBACZ TAKŻE: Tuż po zmroku IMGW wydało kolejne ostrzeżenia. Pogoda w Polsce nie odpuszcza
Specjaliści badają zawartość pojemnika. Rzecznik Jacek Dobrzyński zaznaczył, że sytuacja była pod pełną kontrolą od pierwszych minut, a kobiecie udzielono pomocy psychologicznej. Nikt nie ucierpiał.
Cisza po burzy. Co dalej z tą sprawą?
Choć dramat został zażegnany, sprawa budzi emocje. Oficjalne stanowisko SOP jeszcze nie zostało opublikowane, a rząd na razie ogranicza się do zapewnień o „opanowanej sytuacji”. Motywy kobiety pozostają nieznane, nie wiadomo też, jakie informacje chciała przekazać premierowi.
Zdarzenie, choć zakończone spokojnie, pokazuje rosnące napięcie społeczne i bezradność wobec narastających frustracji. Dla wielu obywateli może to być sygnał, że instytucje publiczne stają się miejscem, gdzie wybuchają emocje, które przez długi czas nie znajdowały ujścia.