Otworzyła pismo z ZUS i nogi się pod nią ugięły. Taką emeryturę jej wyliczono
60-letnia pani Dorota z Wrocławia otworzyła list z prognozą swojej emerytury i zamarła z wrażenia, kilka chwil później zmarła. Tragedia kobiety stała się symbolem dramatycznie niskich świadczeń, jakie czekają wielu Polaków, którzy przez lata pracy opłacali minimalne składki do ZUS-u.
Systemowy problem: płacenie minimalnych składek
Eksperci i politycy alarmują, że przyczyną tej sytuacji jest strukturalny brak adekwatność świadczeń do rzeczywistości zawodowej. Wiele osób, szczególnie samozatrudnionych, przez całe kariery opłacało minimalne składki ZUS, co dziś skutkuje niedostatecznym kapitałem emerytalnym.
Wiceminister Sebastian Gajewski z Nowej Lewicy podkreśla, że wysokość przyszłej emerytury powinna opierać się na wpłaconych składkach, a nie być efektem oszczędności z teraźniejszości.
Aktualna minimalna emerytura w 2025 roku wynosi ok. 1 878,91 zł brutto, co daje około 1 710 zł "na rękę” — ale jej otrzymanie wymaga udokumentowania co najmniej 20‑letniego stażu u kobiet i 25‑letniego u mężczyzn.
Niespodziewana bolesna wiadomość
60-letnia pani Dorota z Wrocławia doznała szoku, gdy otworzyła list z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Po latach ciężkiej pracy na etacie i prowadzenia działalności gospodarczej dowiedziała się, że jej przyszła emerytura wyniesie jedynie ok. 1 800 zł miesięcznie. Wstrząs był tak silny, że kobieta... zmarła. Informacja obiega media jako dramatyczna metafora problemu, który dotyka wielu Polaków.
Historia pani Doroty porusza, bo staje się symbolem niesprawiedliwości i bezradności. To ostrzeżenie dla wszystkich, zarówno tych młodszych, którzy dopiero budują swoją przyszłość, jak i decydentów, którzy mogą wreszcie zmienić zasady systemu.
ZOBACZ TAKŻE: Pilne wieści dla seniorów, chodzi o waloryzację emerytur. Wiadomo, ile dostaną “na rękę”
60-latka zamarła, gdy otworzyła list z ZUS-em
Polski system emerytalny od lat budzi kontrowersje i obawy społeczne. Opiera się na zasadzie repartycyjnej, czyli bieżące składki pracujących finansują wypłaty obecnych emerytów. W praktyce oznacza to, że wysokość przyszłego świadczenia zależy od sumy odprowadzonych składek i stażu pracy, a nie od tego, ile faktycznie dana osoba "odłożyła” na swoim koncie.
Problemem jest fakt, że wielu pracowników — zwłaszcza samozatrudnionych czy pracujących na umowach cywilnoprawnych — przez lata odprowadzało minimalne składki. To prowadzi dziś do dramatycznie niskich prognoz emerytur, często niewystarczających do pokrycia podstawowych kosztów życia. Z drugiej strony społeczeństwo starzeje się, a liczba osób w wieku produkcyjnym maleje, co jeszcze bardziej obciąża system.