Dziennikarka TVN24 zdenerwowała przedstawicielkę Straży Granicznej
Odpowiadająca za kontakt z mediami podporucznik Straży Granicznej Anna Michalska wdała się w ostrą wymianę zdań z dziennikarką TVN24. Agata Adamek próbowała bezskutecznie wypytać ją o dalszy los dzieci migrantów z ośrodka w Michałowie na Podlasiu, czym mocno zdenerwowała rzeczniczkę prasową.
Podczas środowej konferencji Straży Granicznej rzecznik instytucji poinformowała, że minionej doby odnotowano 483 próby nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Ponadto, zatrzymano 13 osób, które próbowały pomóc migrantom w ich przemycie, jednak to nie zatrważające dane, a pewien nagły incydent zostanie zapamiętany na dłużej.
Ostre stracie między dziennikarką a rzeczniczką
Nie od dziś wiadomo, że stacja TVN24 z rezerwą odnosi się do oficjalnych komunikatów rządu oraz Straży Granicznej dotyczących działań w strefie objętej stanem wyjątkowym. Zgodnie z przyjętym rozporządzeniem, na obszar ten nie mogą zostać wpuszczeni dziennikarze. Nic więc dziwnego, że reporterzy próbują naciskać na służby w podawaniu konkretniejszych informacji, żądając transparentności działań.
Kiedy przyszedł czas na pytania przedstawicieli mediów do rzeczniczki SG, głos zabrała Agata Adamek z TVN24, która kilkukrotnie dopytywała o los dzieci, które w zeszłym tygodniu trafiły do ośrodka w Michałowie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podporucznik Michalska unikała jednak podawania szczegółów, powtarzając jedynie sprawdzoną formułkę, że dzieci razem z rodzicami zostały zawrócone na linię graniczną. Swoją niejasną odpowiedź usprawiedliwiała brakiem możliwości wyjawienia konkretów ze względu na obowiązujący stan wyjątkowy.
W pewnym momencie, naciskana przez Adamek rzeczniczka nie wytrzymała i odbiła piłeczkę, zadając swoje pytanie. - Ale po co pani ta informacja? - dociekała Michalska, na co reporterka odparła, że kwestia ta interesuje ją jako dziennikarza.
Michalska powiedziała więc, że chodzi o 180 km odcinek granicy z Białorusią, z wyłączeniem rzek i bagien i poprosiła o inne pytania, jednocześnie wysuwając prośbę.
- Proszę nie mówić o żadnym fizycznym wypychaniu, to rodzice podjęli decyzję o zabraniu tych dzieci w niebezpieczną podróż i decydowali o ich losach. Podjęli tę decyzję, chcieli azylu w Berlinie. Te osoby inaczej zachowują się przed kamerami, a inaczej poza - zaapelowała.
Dzieci z Michałowa wypychane za granicę
Do niedawna uchodźcy i ich małe dzieci przebywali w ośrodku Straży Granicznej w Michałowie. Po pewnym czasie musieli jednak opuścić ośrodek i zostali wywiezieni przez służby, które poinformowały jedynie, że „została zastosowana procedura z rozporządzenia, czyli zostali doprowadzeni do linii granicznej”. - Ustne relacje cudzoziemców, których spotykamy, są takie, że polska Straż Graniczna rzeczywiście wywozi ich do lasu na pas pomiędzy polskimi zasiekami a białoruskimi - mówiła Onetowi Maria Poszytek, prawniczka z Grupy Granica.
Prawnicy podkreślają, że to pierwszy taki przypadek, gdy wobec dzieci zastosowano procedurę push-back i apelują o okazanie współczucia oraz zachowanie podstawowych zasad człowieczeństwa. Straż Graniczna i polskie władze stoją jednak na stanowisku, by nie okazywać "słabości" i traktować równo wszystkich nielegalnych migrantów bez względu na ich wiek.
Do dziś tak naprawdę nie wiadomo, co dzieje się z tymi, którzy przekroczą polsko-białoruską granicę. Zgodnie z przepisami, powinni oni być zabrani do ośrodków, gdzie mają możliwość złożenia wniosków o azyl oraz poddani zostają weryfikacji. Prawo zabrania przepychania ich z powrotem na stronę Białoruską, jednak polski rząd nie respektuje tych ustaleń, łamiąc międzynarodowe porozumienia.
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres redakcja@goniec.pl
Źródło: Onet