7-latka w jednej chwili zajęła się ogniem. Dziadek zdradził wstrząsające szczegóły
Tragiczne zdarzenie w Helenowie pod Warszawą. W poniedziałkowy (11 września) wieczór na jednej z posesji zaroiło się od służb ratunkowych. Okazało się, że doszło do pożaru, w wyniku którego dotkliwie poparzona została 7-latka. Z relacji dziadka dziecka wynika, że dramat wcale nie musiał być wynikiem nieszczęśliwego wypadku i niewykluczone, że stać za nim mogła jedna z najbliższych dziewczynce osób.
Pożar w Helenowie koło Wołomina
Zgłoszenie o tym tragicznym pożarze wpłynęło do wołomińskiej policji w poniedziałek (11 września) o godzinie 22.30 . Na miejscu jako pierwsza miała pojawić się straż pożarna, która udzieliła rannej 7-latce oraz jej 40-letniej matce najpilniejszej pomocy.
- Dziecko miało poparzenia całego ciała, drugiego stopnia. Poparzona była także dorosła osoba -poinformowała "Fakt" mł. asp. Joanna Pieńczuk z KPP w Wołominie.
Dorosła kobieta została przetransportowana do szpitala karetką pogotowia, natomiast w przypadku 7-latki, konieczne było wezwanie śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Jak wynika z relacji portalu WWL112.PL, od obu poszkodowanych wyczuć można było zapach benzyny, co mogłoby wskazywać, że do pożaru doszło w wyniku podpalenia . Z kolei “Fakt” dotarł do dziadka rannej dziewczynki, który przekazał inne, szokujące informacje.
Szokujące wyznanie dziadka poparzonej 7-latki
Pan Henryk wciąż pozostaje pod wpływem ogromnego szoku, wywołanego tym, co stało się z jego ukochaną wnuczką. Według jego wiedzy, malutka Łucja ma poparzone ok. 70 proc. powierzchni ciała i cały czas walczy o życie.
- Nie mogłem spać. Była godzina 22, syn przyjechał z pracy. Patrzę, a tam pogotowie, straż, mnóstwo samochodów. Nie wiedziałem, co się dzieje. Idę i pytam syna, co się stało, a on mi mówi: "Agnieszka podpaliła córkę" - opowiedział.
Pytany o to, dlaczego matka miałaby podpalić własne dziecko, odpowiada otwarcie, że jego synowa miała problemy osobiste, z którymi przez długi czas próbowała walczyć, szukając pomocy.
- Od jakiegoś czasu leczyła się psychiatrycznie. Dopadła ją depresja. Miesiąc temu wróciła z oddziału i wszystko było dobrze - przekazał.
40-latka podpaliła własną córkę?
40-letnia pani Agnieszka i jej mąż doczekali się dwójki dzieci, przy czym 7-letnia Łucja jest młodszym z potomków. Dziewczynka dopiero co rozpoczęła naukę w szkole. Nikt nie spodziewał się, że dojdzie do tak ogromnego dramatu.
- Synowa zrobiła mi kolację, a potem poszedłem do domu. Mieszkamy z żoną po sąsiedzku - wyznał pan Henryk, dodając, że jego małżonka wraz z synową miały wspólnie poczekać na powrót ojca dzieci z pracy.
Do tragedii miało dojść w czasie, gdy babcia i starsza z wnuczek poszły do drugiego pokoju, a Łucja została z mamą . Nie minęła dłuższa chwila, a z pomieszczenia zaczęły wydobywać się dym i ogień.
Prokuratura wszczęła postępowanie
Dziadek Łucji zdaje się nie mieć wątpliwości, że synowa wszystko dokładnie zaplanowała. - Przyszykowała się. Miała zapałki, moją benzynę do kosiarki. Wylała na córkę benzynę i ją podpaliła , a że pooblewała sobie przy tym ręce, to też je poparzyła. Potem w szpitalu powtarzała: "Co ja zrobiłam, co ja zrobiłam" - powiedział załamany senior.
Działania w sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga. Sprawę wyjaśnia też policja. Z nieoficjalnych informacji wynika ponadto, że we wtorek w miejscu pożaru zjawili się pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej.
Źródło: WWL112.PL, Fakt