Zbrodnia w Warszawie. 4-letni Michałek umierał 240 sekund
Czteroletni Michałek, który opuścił przedszkole w towarzystwie konkubenta matki i jego kolegi, nie mógł spodziewać się, że idzie na ostatni spacer w swoim krótkim życiu. Mężczyźni, którym ufał, wrzucili go do lodowatej Wisły i patrzyli, jak przed 240 sekund rozpaczliwie walczy o życie. Oprawcy zeznali, że działali na zlecenie matki dziecka.
Michałek zginął w dramatycznych okolicznościach
Michałek uczęszczał do przedszkola na warszawskiej Woli. Gdy w styczniu 2001 roku Robert K. oraz jego kolega Daniel S. odebrali go z placówki, bardzo się ucieszył. Gdy jakiś czas później znalazł się w lodowatych odmętach Wisły, krzyczał do konkubenta matki: "Tato, tato, co robisz?! Ratuj!" . Oprawcy pozostali niewzruszeni.
Barbara S., która dowiedziała się od przedszkolanki, że jej dziecko już opuściło placówkę, zaalarmowała służby. Natychmiast wszczęto poszukiwania. Akcja zakończyła się w najgorszy możliwy sposób. Ciało Michałka wypłynęło z Wisły w okolicy mostu Grota-Roweckiego . Odkrył je przypadkowy wędkarz. Sekcja zwłok ujawniła, że przyczyną śmierci 4-latka było utonięcie. Lekarze ustalili, że umierał 240 sekund . Od początku policjanci podejrzewali, że doszło do morderstwa .
Śledztwo ws. morderstwa 4-letniego Michałka
Funkcjonariusze rozpoczęli śledztwo od przesłuchania 20-letniej matki chłopca, jej 22-letniego konkubenta Roberta K. i jego kolegi Daniela S., a także biologicznego ojca Michałka 29-letniego Piotra S. Wkrótce ustalono, że rodzice nie mieli nic wspólnego z zabójstwem czterolatka. Daniel S. i Robert K. zaczęli jednak gubić się w zeznaniach. Cztery dni po morderstwie przyznali się do czynu, o który byli podejrzewani. Twierdził, że działali na zlecenie matki Michałka .
Od dawna mówiła, że chciałaby zrobić z nim porządek, żeby Michał jej nie zawadzał. Dla niej ważniejsza była zabawa niż dziecko. Chciała, bym wywiózł Michała do lasu i przywiązał go do drzewa — zeznawał Robert S.
Barbara S. nie przyznawała się do winy. Mimo to stanęła przed sądem wraz z Robertem K. i Danielem S. Prokuratura wnioskowała o karę dożywotniego pozbawienia wolności dla całej trójki. Pierwszy proces zakończył się uznaniem podejrzanych za winnych. Matka Michałka i jej konkubent mieli spędzić za kratami 25 lat , a Daniel S. — 15 lat. Barbara S. została uznana za mózg operacji.
ZOBACZ TAKŻE: Kupiła w lumpeksie portret dziewczynki. Znalazła dziwną notatkę
Matka Michałka została uniewinniona
Adwokat Barbary S. odwołał się od wyroku. Sąd apelacyjny uznał, że dowody na winę matki czterolatka są niewystarczające. Podkreślono również, że podczas pierwszych zeznań Robert K. nie wspominał o udziale partnerki. Ta wersja pojawiła się dopiero później. Kobieta została uniewinniona .
Sąd apelacyjny zauważył, że sąd okręgowy w niewłaściwy sposób wybrał dowody przeciw oskarżonej, nie uwzględnił faktu, że zeznania Roberta K. o jego rozmowie z Barbarą S., w której miała go nakłaniać do zabicia dziecka, mają kilka różnych wersji − tłumaczyła rzeczniczka Sądu Apelacyjnego w rozmowach z mediami.
Robert K. ostatecznie wytłumaczył, że zrzucił część winy na Barbarę S. z obawy o własne życie. Twierdził, że funkcjonariusze stosowali wobec niego przemoc. Jego wyrok został podtrzymany . Matka Michałka otrzymała od skarbu państwa 110 tys. zł. odszkodowania. Jej synek jest pochowany na Podlasiu.
Źródło: Onet/TVN