Tragiczna śmierć harcerek na jeziorze Gardno. Najmłodsza miała 8 lat
Ania, Halinka, Ela, Tereska, Krysia, Halina, OIa, Marysia — to tylko osiem z 21 dziewczynek, które pewnego lipcowego dnia zginęły w największej katastrofie wodnej w Polsce od czasów zatonięcia promu "Jan Heweliusz". Ofiary miały przed sobą całe życie. Najmłodsza z nich miała zaledwie osiem lat. Okoliczności ich śmierci do dziś budzą grozę.
Śmierć harcerek na jeziorze Gardno. Okoliczności tragedii
Dziewczynki, które zginęły w katastrofie łodzi na jeziorze Gardno, były członkiniami 15. Łódzkiej Żeńskiej Drużyny Harcerek im. "Zośki" przy Szkole Podstawowej nr 161 w Łodzi. Latem 1948 roku przebywały na letnim obozie w Gardnie Wielkiej na brzegu jeziora Gardno. 18 lipca miały przemierzyć zbiornik, by dostać się do nadmorskich Rowów. Pracownicy miejscowego gospodarstwa rybnego przygotowali dla nich dwie łodzie. Pierwsza miała pomieścić do czternastu osób, a druga — zaledwie siedem. Z powodów technicznych rejs uległ opóźnieniu. Dzieci wyruszyły w podróż sześć godzin po czasie.
Na pokłady łodzi weszły jednocześnie 42 osoby: 36 dziewczynek, nauczycielka Eugenia Leszewska i pomagająca jej Teresa Czyżykowska, obozowa kucharka Halina Kowal, partnerka sternika Rozalia Zabłocka, sternik i mechanik. Mężczyźni nie mieli wystarczającego doświadczenia w sterowaniu pojazdami wodnymi. Jeszcze przed tragedią nie brakowało zarzutów, że jako organizatorzy rejsów nie dbają wystarczająco o bezpieczeństwo turystów, przeciążając łodzie.
[TYLKO U NAS]: Chciała ratować córkę przed więzieniem. W jednej chwili straciła dorobek życiaŚmierć harcerek na jeziorze Gardno. 25 osób nie żyje
Trasa, którą miały pokonać dziewczynki i ich opiekunki, mierzyła siedem kilometrów. Większa łódź holowała mniejszą na zbyt krótkim łańcuchu, który uniemożliwiał sprawne manewry. Uczestniczki obozu od początku skarżyły się na kołysanie. Wkrótce zauważyły, że większa z łodzi przecieka. Na domiar złego, silnik uległ awarii. Mechanik i sternik stracili głowę. Jeden z mężczyzn zaczął przerzucać harcerki do mniejszej łodzi, czego skutkiem było jej utonięcie. Szarpnięcie tonącej łodzi przewróciło także większą. Do tragedii doszło kilometr od brzegu.
Na podkładach nie było kamizelek ani kół ratunkowych. Tylko dwie z dziewczynek umiały pływać. Krzyki tonących usłyszeli rybacy, którzy natychmiast ruszyli na pomoc. Zofia Erdman, która przepłynęła dużą część dystansu, została uratowana. Wiele jej koleżanek udało się odtransportować na brzeg, jednak mieszkańcy Gardny Wielkiej nie znali zasad reanimacji, która z pewnością pozwoliłaby przywrócić oddech większej ilości ofiar. Ostatecznie przeżyło 15 dziewczynek. Życie straciły cztery dorosłe kobiety i 21 harcerek.
ZOBACZ TAKŻE: Zbrodnia połaniecka. 30 osób patrzyło na zabójstwo ciężarnej Krysi, jej męża i 12-letniego brata
22 lipca 1948 roku, w dniu Narodowego Święta Odrodzenia Polski, 17 ofiar spoczęło na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej w Łodzi. W uroczystości uczestniczyło 25 tys. osób. Pozostałe dziewczęta, na życzenie swoich rodzin, zostały pochowane na innych cmentarzach. Tuż po tragedii rozpoczęło się śledztwo, które miało wyjaśnić jej powody.
Śmierć harcerek na jeziorze Gardno. Proces i upamiętnienie
Władze miasta Łodzi i premier Józef Cyrankiewicz powołali dwie odrębne komisje. W trakcie śledztwa przesłuchano ocalałe harcerki. W sierpniu 1948 roku odbył się proces, w wyniku którego przewoźnik Wacław R. został skazany na pięć lat więzienia za spowodowanie katastrofy. Zarządca Wacław T. usłyszał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności za przyczynienie się do katastrofy, poprzez skierowanie opiekunki harcerek do przewoźnika, mimo że wiedział, iż nie posiada on koncesji. Mechanik uciekł podczas przewożenia go do aresztu. Nigdy nie został skazany.
Wspólną mogiłę harcerek do dziś można zobaczyć na łódzkim Starym Cmentarzu. Zofia Erdman-Jackowska, która przeżyła tragedię, do końca życia wspominała w wywiadach to, co jako dziecko przeżyła na jeziorze Gardno.
Ja żyłam cały czas obok tej tragedii. Starałam się o tym nie myśleć. Chociaż rodzice koleżanek, które zginęły, zapraszali mnie do siebie. Chcieli wiedzieć, jak wyglądały ostatnie dni ich życia, co mówiły, robiły. To nie było łatwe. Ale co się tak naprawdę wydarzyło, uświadomiłam sobie dopiero we wrześniu. Weszłam do klasy, a tam pusto — wspominała dla TVN24.
W katastrofie na jeziorze Gardno zginęły:
- Anna Bogdanowicz (lat 13);
- Halina Broszkiewicz (lat 13);
- Elżbieta Czernik (lat 13);
- Teresa Czyżykowska (lat 21);
- Anna Jaziewicz (lat 14);
- Krystyna Jencz (lat 13);
- Halina Kowal (lat 19);
- Aleksandra Kozłowska (lat 15);
- Maria Kozłowska (lat 13);
- Elżbieta Leszewska (lat 8);
- Eugenia Leszewska (lat 37);
- Teresa Leszewska (lat 10);
- Krystyna Milerowicz (lat 12);
- Lidia Niepołomska (lat 13);
- Zofia Pacuszka (lat 12);
- Halina Piecek (lat 12);
- Irena Piecek (lat 14);
- Joanna Skwarczyńska (lat 13);
- Teresa Sokołowska (lat 14);
- Barbara Szabłowska (lat 14);
- Anna Ślusiewicz (lat 14);
- Krystyna Walewska (lat 14);
- Halina Wizner (lat 13);
- Rozalia Zabłocka (lat 42);
- Teresa Zapolska (lat 15).