“Tanio już było”, takimi słowami chciałoby się skomentować kolejne doniesienia dotyczące cen popularnych produktów kojarzonych z wakacjami. Ty razem “trafiło” na zakręcone ziemniaki - czipsy, sprzedawane zarówno nad morzem jak i w centrach dużych miast.
Biedronka musiała ugiąć się przez inflacją formującą się na poziomie 17,9 procent, która realnie wpływa na coraz wyższe ceny podstawowych produktów na sklepowych półkach. Końca podwyżek póki co nie widać. Sytuacja plasuje się niekorzystnie nawet w dyskontach, w których Polacy dotychczas zaopatrywali się właśnie ze względu na przystępne cenowo oferty. Rafał Mundry, ekonomista odwiedził Biedronkę. Niestety refleksja eksperta jest gorzka.
Rosnąca z miesiąca na miesiąc inflacja, niepewność, mnożące się bankructwa małych i średnich przedsiębiorców i brak perspektyw na lepsze jutro dobijają Polaków. Do problemów ekonomicznych dołączają także te natury psychicznej, związane z depresjami i załamaniami, a obywatele z przerażeniem obserwują negatywne zmiany, jakie dokonują się w państwie w ostatnich latach. Nic więc dziwnego, że znalezienie osoby z optymizmem wypatrującej kolejnych dni graniczy już niemalże z cudem. Przekonał się o tym reporter portalu Goniec.pl, przemierzający stołeczne ulice. Choć mówi się, że zawsze może być jeszcze gorzej i warto widzieć szklankę do połowy pełną, na obecną sytuację Polaków trudno patrzeć nie załamując rąk. Jeszcze do niedawna rząd PiS szczycił się tym, że skutecznie zwalczył biedę i skrajne ubóstwo, wprowadzając socjalne transfery, teraz natomiast z przykrością należy stwierdzić, że wszelkie dodatki natychmiast połyka najwyższa od kilkudziesięciu lat inflacja.Los nie oszczędza nikogo, dotykając zmuszonych do nadludzkiego wysiłku i powrotu na rynek pracy seniorów, dla których kolejne nowe rozwiązania zapowiadane przez władze są jedynie drobnym wsparciem, a także młodych, mierzących się z trudami utrzymania rodziny czy spłaty zaciągniętych kredytów.Co gorsze, eksperci i analitycy mają dla nas jedynie smutne prognozy i nawołują raczej do przywyknięcia do beznadziei, natomiast politycy będący u władzy potrafią praktycznie zaśmiać się nam prosto w oczy, prezentując dumę ze swoich "osiągnięć" i jeszcze wynagradzając się naszym kosztem za bezskuteczność i niekompetencję.Dziś nikt nie ma już wątpliwości, że na placu boju z trudami życia, za których znaczną część trudno winić siebie samych, pozostaliśmy pozostawieni sami sobie. Mając z kolei takie przeświadczenie, nie sposób nie dojść do wyjątkowo gorzkich refleksji.
Wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk zgasił i tak nikłe już nadzieje Polaków na zatrzymanie inflacyjnej spirali. W wywiadzie udzielonym Radiu ZET polityk oświadczył, że obecnie nie ma wielkich szans na to, by ceny żywności spadły, a tym, co jest teraz ważne to to, by nie rosły równie szybko jak dotychczas. Jak podkreślił, wszystko zależy od opanowania kosztów energii. Przy okazji podzielił się ze słuchaczami kilkoma praktycznymi radami.Informacje w tym artykule zostały zweryfikowane w dwóch niezależnych źródłach.Spływające sukcesywnie niepokojące doniesienia dotyczące wzrostu cen żywności wydają się nie mieć końca. Dopiero co informowaliśmy o wnioskach płynących z "Indeksu cen w sklepach detalicznych", według którego w sierpniu w sklepach było drożej średnio o ponad 23,7 proc. rdr., a przecież we wrześniu inflacja znów pobiła kolejny rekord.Już wtedy eksperci przygotowywali nas na kolejne ciosy, oświadczając, że najbliższe miesiące nie będą dla konsumentów łatwe, a zmiany dóbr konsumpcyjnych mogą pojawiać się nagle i niespodziewanie. Złowieszcze prognozy były jedynie potwierdzeniem tego, co codziennie obserwujemy podczas zakupów, a kolejnych dowodów dostarczył właśnie minister rolnictwa.
Ceny opału stale rosną, a sytuacja z czasem jedynie się pogarsza. W odpowiedzi rząd przygotował dla Polaków "ciekawą" alternatywę. - Można zbierać chrust w lesie - poradził wiceminister klimatu. Tak przypomniał o obowiązujących przepisach ws. gromadzenia najniższej jakości gałęzi z lasów.