Gdzie jest Grzegorz Borys? Byli sąsiedzi ujawnili nieznane fakty, tego nikt się nie spodziewał
Grzegorz Borys wciąż pozostaje poza zasięgiem służb, które kolejny dzień przeczesują teren Gdyni i jej okolic. Mężczyzna jakby zapadł się pod ziemię, a motywy jego zbrodni dalej są nieznane. Już wcześniej w mediach pojawiały się pogłoski o agresywnym zachowaniu mężczyzny, teraz z kolei głos zabrali dawni sąsiedzi 44-latka. Ich wspomnienia szokują, bo znacznie odbiegają od wizji, jaką roztoczono przed nami w ostatnich dniach.
Trwają poszukiwania Grzegorza Borysa
Z dnia na dzień media coraz więcej wiedzą o 44-letnim Grzegorzu Borysie, który w piątek 20 października nad ranem miał zamordować swojego 6-letniego synka, a następnie uciec w kierunku Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
O mężczyźnie wypowiedzieli się już znajomi z gdyńskiego osiedla, na którym mieszkał wraz z rodziną, ale bardzo możliwe, że kluczem do zachowania poszukiwanego jest jego przeszłość, a ta dotychczas pozostawała jedną wielką niewiadomą.
Dziś wiadomo już, że Grzegorz Borys przez lata żył z rodzicami i dwójką rodzeństwa w Gryfinie na osiedlu z lat siedemdziesiątych . Dziennikarze “Faktu” wybrali się tam więc, by porozmawiać z dawnymi sąsiadami 44-latka . Ci pamiętają potencjalnego zabójcę jak przez mgłę. Nie znaczy to jednak, że nie powiedzieli niczego ciekawego.
Dawni sąsiedzi wspominają Grzegorza Borysa
Jedna z mieszkanek Gryfina, pani Bożena, zna Grzegorza Borysa jeszcze ze szkoły podstawowej, do której mężczyzna chodził z jej córką.
- Z tego, co pamiętam, to był taki nieśmiały, spokojny. Miał dobre zachowanie . Ostatni raz widzieliśmy go około 17 lat temu. Uśmiechnięty, nie brał narkotyków, nie pił. Był porządnym człowiekiem - przekazała kobieta.
ZOBACZ: Generał ujawnił, do kiedy może się ukrywać Grzegorz Borys. Padł konkretny termin
Inni mieszkańcy gryfińskiego osiedla także zapamiętali 44-latka jako osobę skrytą i raczej mało wyrazistą. O niedawnej tragedii wszyscy mówią zaś z wielkim zdziwieniem.
- On był taki dzieciuch, taki lalusiowaty. W tej rodzinie zresztą było trzech synów. Wszyscy byli tacy uśmiechnięci i grzeczni. Nie mamy pojęcia, dlaczego to zrobił. Żeby dziecko zabić! - dziwili się.
"To były takie "ciepłe kluchy""
Jak czytamy na łamach dziennika, rodzina Borysów wyglądała na szczęśliwą, ale mogły to być jedynie pozory. Sąsiedzi wspominają, że kilkanaście lat temu rodzice 44-latka rozstali się, a on wraz z matką przeprowadził się do innej miejscowości.
ZOBACZ: Policja wie, gdzie ukrywa się Grzegorz Borys. Śledczy ujawnił szczegóły
- Mieszkali tu kilka lat, dopóki nie przeprowadzili się do Trójmiasta. Najpierw mieszkał z mamą i z żoną, potem dostał mieszkanie z wojska. Jeszcze przez jakiś czas Grzegorz tu przyjeżdżał na wakacje. Z Grzegorza to według mnie były takie "ciepłe kluchy". Mama miała go pod skrzydłami - powiedziała dziennikarzom pani Anna.
Źródło: Fakt