Dwie kobiety miały zginąć w wybuchu na plebanii. Prokuratura ujawniła, co naprawdę się stało
To koniec śledztwa ws. wybuchu w budynku parafialnym przy ul. Bednorza w Katowicach, do którego doszło w styczniu br. Prokuratura ustaliła najbardziej prawdopodobny przebieg zdarzenia i przedstawiła zarzuty jednemu z mieszkańców, 75-letniem Edwardowi D. Mężczyzna oskarżony został o celowe rozkręcenie instalacji gazowej, jednak nie przyznaje się do winy. I choć pod gruzami znaleziono ciała dwóch osób, nie odpowie on za zabójstwo. Dlaczego? Śledczy dokonali zaskakujących ustaleń.
Tragiczny wybuch na plebanii w Katowicach. Pod gruzami znaleziono dwie martwe kobiety
Sąsiedzi parafii kościoła ewangelicko-augsburskiego w katowickich Szopienicach do dziś pamiętają huk, jaki usłyszeli 27 stycznia, gdy na plebanii doszło do potężnego wybuchu gazu.
W budynku, który runął w jednej sekundzie, mieszkało łącznie kilka rodzin, ale, na całe szczęście, w chwili eksplozji przebywało w nim tylko dziewięć osób. Siedmioro mieszkańców wyszło z opresji, pod gruzami znaleziono natomiast dwie martwe kobiety - kościelną parafii Halinę D. i jej 40-letnią córkę Elżbietę.
Prokuratura zamknęła śledztwo
Śledztwo w sprawie trwało kilka miesięcy, ale dziś zdaje się, że prokuratura jest na finiszu wyjaśniania, co dokładnie stało się na plebanii i ewentualnego doprowadzenia do ukarania winnych. Jak twierdzą bowiem śledczy, zdarzenie nie było nieszczęśliwym wypadkiem. Głównym podejrzanym o sprowadzenie katastrofy jest mąż i ojciec ofiar Edward D.
- Mężczyzna został oskarżony o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji gazu ziemnego oraz nieumyślne doprowadzenia do eksplozji , w następstwie którego to zdarzenia doszło do zawalenia się budynku probostwa, a dwójka dzieci i ich ojciec doznali obrażeń ciała - przekazała mediom Marta Zawada-Dybek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
ZOBACZ: Strażacy ugasili pożar domu. Potem dokonali dramatycznego odkrycia
Dziennikarzom “Faktu” udało się tymczasem ustalić, że dzień przed tragedią rodzina Edwarda D. miała zażyć silne leki, próbując popełnić samobójstwo . Wytypowano także miejsce na pochówek i wysłano do mediów list z wytłumaczeniem. Desperacki czyn miał wynikać z konfliktu z proboszczem kościoła i problemów finansowych.
Zaskakujące ustalenia śledczych
Z tego, co udało się ustalić prokuraturze wynika, iż przyczyną eksplozji był wypływ gazu do pomieszczeń mieszkalnych zajmowanych przez rodzinę oskarżonego.
- W ocenie prokuratora dowody zgromadzone w śledztwie - w tym opinia biegłego z zakresu gazownictwa wskazują, iż oskarżony celowo rozszczelnił instalację gazową w swoim mieszkaniu, co spowodowało wypływ gazu. Przeprowadzone dowody nie pozwoliły natomiast na ustalenie, czy zainicjowanie wybuchu było wynikiem celowego działania, czy przypadku - wskazała prokurator Zawada-Dybek.
ZOBACZ: Dramatyczny wypadek, auto rozpadło się na dwie części. 31-latek nie żyje
Edward D. stanowczo zaprzecza oskarżeniom, ale dowody mają być niezbite. Na miejscu dramatu znaleziono ponoć nawet klucz francuski, którym rozkręcono instalację. Co jednak istotne, Halina D. i jej córka wcale nie zginęły pod gruzami.
Kobiety nie żyły już wcześniej
Biegli są pewni, że zasadniczą przyczyną zgonu kobiet było wspomniane już zatrucie lekami, które zażyły dzień wcześniej. Tym samym, Edward D. nie będzie odpowiadał za ich śmierć.
Zarzuty dotyczą jednak spowodowania obrażeń ciała u dwójki małoletnich dzieci księdza i samego duchownego. Parafia z kolei poniosła szkody oszacowane na ponad 6 mln złotych, przy czym uszkodzeniu uległy też sąsiednie budynki i auta. Łącznie status pokrzywdzonego prokurator przyznał 19 osobom fizycznym i innym podmiotom.
Edward D. przebywa w areszcie i czeka na proces. Za zarzucane mu czyny może spędzić w więzieniu nawet 10 lat.
Źródło: Fakt