Czteromiesięczna Nadia miała przeżyć w domu piekło. Babcia dziewczynki przerwała milczenie
Prokuratura w Jaśle wyjaśnia sprawę maltretowania czteromiesięcznej Nadii, która trafiła do szpitala z licznymi złamaniami i siniakami. Pierwsze podejrzenia od razu padły na rodziców dziecka, których tymczasowo aresztowano na trzy miesiące. W obliczu tych wydarzeń głos zdecydowała się zabrać babcia skatowanej dziewczynki. Jej słowa rzucają nowe światło na to, co działo się w domu ukochanej wnuczki.
Jasło. Czteromiesięczne niemowlę ofiarą przemocy
Jak informowaliśmy w portalu Goniec.pl , czteromiesięczna Nadia trafiła do szpitala w Jaśle (woj. podkarpackie) w czwartek 19 października wieczorem. Wtedy to, za namową rodziny, na oddział zgłosiła się z dzieckiem jego 20-letnia matka. Lekarze z jasielskiej placówki szybko odkryli na ciele dziecka liczne ślady przemocy. Zaniepokojeni zawiadomili policję.
Jak się później okazało, niemowlę miało nie tylko ogromną ilość siniaków i obić, ale też złamaną nogę i rączkę oraz krwiaka przymózgowego . Medycy natychmiast podjęli decyzję o operacji ortopedycznej w Rzeszowie, mimo to Nadia cały czas walczy o życie. Jej rodzice najbliższe trzy miesiące spędzą w policyjnym areszcie.
Babcia dziecka przerwała milczenie
Z dnia na dzień coraz więcej wiemy o tym, co mogło dziać się w czterech ścianach domu Nadii, Magdaleny K. i jej partnera Artura K. Jak podają media, para znała się od sześciu lat, a gdy na świat przyszło jej dziecko, zamieszkała w domu rodzinnym mężczyzny w Łubnie Opace.
Babcia dziecka i jednocześnie matka Artura K. twierdzi tymczasem, że związek syna i 20-letniej Magdaleny od początku był bardzo burzliwy . W końcu, 12 dni temu mama Nadii zabrała dziecko i wyprowadziła się.
ZOBACZ: Międzyrzecz. Nie żyje uczeń renomowanego liceum. Miał 15 lat
- Mój syn pragnął, żeby zostawiła dziecko. Dlatego wyprowadzka odbyła się w asyście policji - powiedziała “Faktowi” pani Agnieszka, dodając, że nie wierzy, by jej syn zrobił córce krzywdę. Jak mówi, w ostatnim czasie 25-latek nie miał kontaktu z partnerką i maleńką Nadią. Wcześniej także nie było mowy o krzywdzie dziecka.
Gorzkie słowa kobiety o 20-letniej Magdalenie
Babcia Nadii zdradziła mediom także, że jej wnuczka od dziecka miała problemy ze zdrowiem i urodziła się w bardzo poważnym stanie, dlatego uczęszczała na rehabilitację.
- Jestem przekonana, że gdyby coś się działo, to rehabilitant, by zareagował. Kiedy syn, Magda i wnuczka byli pod moim dachem, nic się złego nie działo. Przynajmniej ja nic takiego nie zauważyłam - zapewnia pani Agnieszka.
Jednocześnie kobieta nie wystawia dobrej opinii synowej, twierdząc, że zdarzało jej się krzyczeć na dziecko i nie okazywać matczynych uczuć . - Może wynikało to z problemów po trudnym porodzie? Może z braku dojrzałości? Sama była dzieckiem adoptowanym... - zastanawia się babcia.
Rodzina miała "Niebieską kartę"
Dla pani Agnieszki koszmar Nadii jest też jej osobistym koszmarem. - Moje serce boleje. Bardzo cierpię z tego powodu. Nie mogę tego zrozumieć - zapewnia kobieta.
ZOBACZ: Kolega Grzegorza Borysa z wojska przerwał milczenie. Tak zachowywał się poszukiwany 44-latek
Znamienne również, że dopiero po wyprowadzce Magdalena K. zawiadomiła policję i zaczęła skarżyć się na partnera, zarzucając mu przemoc wobec siebie. Wówczas policja uruchomiła procedurę “Niebieskiej karty”.
- Kobieta była wtedy pytana, czy dochodzi do przemocy partnera wobec dziecka, ale zaprzeczyła. Na tamtym etapie nie było żadnych informacji, aby dziecku działa się krzywda - przekazała prokurator Katarzyna Skrudlik-Rączka.
Źródło: Fakt