Ciało 60-latki znaleźli na polu. Przed śmiercią przekazała mężowi niepokojącą informację
Nadzieja tliła się do ostatniej chwili, ale w końcu i ona zgasła. Krakowska policja odnalazła ciało poszukiwanej od piątku (12 stycznia) 60-latki. Kobieta zaginęła, gdy wracała z pracy do domu. Podczas ostatniej rozmowy z mężem przekazała mu niepokojącą wiadomość.
60-latka zaginęła, gdy wracała z pracy. Wcześniej rozmawiała z mężem
Dramat 60-latki rozpoczął się w piątek (12 stycznia), gdy jak co dzień wracała po południu z pracy do domu. Kobieta miała do przemierzenia autobusem kilkukilometrowy odcinek z Placu Targowego Tomex do ulicy Darwina. Niestety, do celu nigdy nie dotarła.
Przedłużającym się powrotem krakowianki zaniepokoił się jako pierwszy jej mąż i sięgnął po telefon. Około godziny 17:30 żona miała przekazać mu, że wysiadając z pojazdu komunikacji miejskiej złamała nogę i leży w zaspie śniegu. Nie podała jednak konkretnej lokalizacji.
Policja przekazała tragiczne wieści
Poszukiwania 60-latki ruszyły pełną parą. Za jej tropem ruszyli nie tylko bliscy, ale i policja , która użyła do działań drona oraz psa z przewodnikiem. Ponadto sprawdzono miejski monitoring. Tak minęła prawie doba.
ZOBACZ: Wstrząsająca śmierć 14-latki. Przechodziła przez pasy, chwilę później leżała pod kołami tramwaju
W sobotę (13 stycznia) około godziny 14 mundurowi przekazali w końcu, że odnaleźli kobietę. Niestety, nie były to radosne wieści. Ciało zaginionej leżało na polu uprawnym w miejscowości Kocmyrzów pod Krakowem. Przyczyna jej śmierci jest nieznana. Sprawę wyjaśnia prokuratura.
Dramatyczny finał poszukiwań 89-letniej pani Czesławy
Na początku miesiąca krakowscy policjanci informowali także o innej tragedii, związanej z zaginioną mieszkanką miasta. Pani Czesława wyszła z domu przy ulicy Emaus 3 stycznia ok. godziny 14 i nie wróciła na noc.
Dzień później ciało seniorki wyłowione zostało z Wisły. Na ten moment nie wiadomo, w jakich okolicznościach doszło do jej śmierci. Kobieta ostatni raz widziana była żywa w okolicy krakowskiego Salwatoru.
Źródło: Wyborcza