Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Branża utylizacyjna potrzebna jak nigdy. To oni walczą ze skutkami skażenia Odry
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 22.08.2022 14:52

Branża utylizacyjna potrzebna jak nigdy. To oni walczą ze skutkami skażenia Odry

Branża utylizacyjna potrzebna jak nigdy. To oni walczą ze skutkami skażenia Odry
Twitter/Social News PL

Afera związana ze skażeniem Odry udowodniła jednoznacznie, że organy państwa nie działają. Nieocenieni po raz kolejny okazali się być za to obywatele, a zwłaszcza wędkarze, którzy w ostatnich latach zostali kompletnie zapomnieni. Tymczasem na horyzoncie jawi się kolejna, równie ważna aktualnie i pomijana grupa - pracownicy branży utylizacyjnej. To właśnie bez ich ciężkiej pracy niemożliwe byłoby uporanie się ze skutkami ekologicznego kryzysu.

Trwa walka z czasem w sprawie kryzysu w Odrze. Codziennie z rzeki wyławiane są kolejne, gigantyczne ilości śniętych ryb, a służby nadal szukają przyczyny katastrofy i nie potrafią jej ustalić.

Dodatkowe problemy piętrzą się z dnia na dzień, bo martwe zwierzęta odnajdywane są w kolejnych zbiornikach wodnych, m.in. w Nerze czy Jeziorze Niepruszewskim. Mimo tego, politycy bardziej niż rozwiązaniem zagadki i likwidacją szkód, wolą zajmować się tym, co wychodzi im znacznie lepiej, czyli wzajemnymi oskarżeniami. Prawdziwa walka o środowisko zostaje zaś w gestii zwykłych Polaków.

Obywatele walczą z kryzysem w Odrze

To nie państwowe organy jako pierwsze zaczęły alarmować o niepokojącej sytuacji w Odrze. Podczas gdy władza bawiła na grillach w siedzibie MON albo wygrzewała się na plażach, strach zaglądał w oczy zwykłych wędkarzy, którzy z przerażeniem odkrywali kolejne stada śniętych ryb w swoich ukochanych rzekach.

Teraz, gdy afera urosła do gigantycznych rozmiarów, tym, co rządzący potrafią zaoferować, jest jedynie wygłaszanie obietnic o nowych regulacjach w prawie i podejmowanych wysiłkach na rzecz ratowania ekosystemu, bo o symbolicznych i nie do końca chyba trafnych dwóch dymisjach dokonanych przez premiera aż wstyd wspominać.

Prawda jest zaś taka, że największy trud w opanowaniu wywołanego niekompetencją chaosu ponoszą ci, o których nikt nie pamięta. Oczywiście minister Błaszczak wysłał do odławiania martwych ryb strażaków, policję i wojsko, fundament wciąż opiera się jednak na społecznikach. A co z dalszymi działaniami? One także spadają na barki pomijanego ogniwa.

Branża utylizacyjna zakasała rękawy

Wyłowienie z rzek ton martwych ryb to zaledwie połowa ciężkiej pracy, jaką trzeba wykonać przy likwidacji skutków dziejącego się na naszych oczach dramatu. Te z Odry trafiają następnie do spalarni odpadów zwierzęcych w Olszówce pod Golubiem - Dobrzyniem, gdzie utylizuje się je pod nadzorem Inspekcji Weterynaryjnej.

Dysponujemy specjalistycznymi samochodami. Auta przechodzą m.in. kontrole pod kątem szczelności. Ładunek jest zabezpieczony i nie ma mowy o żadnym wycieku – wyjaśnia w rozmowie z "Faktem" Dariusz Adamiak, prezes firmy Hetman, która zneutralizowała już dziesiątki ton ryb.

Samochody załadowywane są na bieżąco, jeden za drugim, czasem aż wydaje się, że koszmar ten nie ma końca. Gdy kolejny transport dotrze do Hetmana, ryby umieszcza się w urządzeniu rozdrabniającym i specjalnymi taśmami podaje do komory, w której są spopielane.

– Mamy odpowiednie maszyny, ciąg technologiczny przystosowany jest do utylizacji naprawdę sporej ilości odpadów. 20 ton ryb przerabiamy w kilka godzin – tłumaczy pan Dariusz.

Wielka operacja likwidacji szkód

Jak zaznacza, to nie pierwsza taka zmasowana akcja przeprowadzana przez jego pracowników. Do firmy trafiały także przed laty ciężarówki pełne drobiu dotkniętego ptasią grypą.

Co więcej, wydawać by się mogło, że pomór taki jak ten w Odrze, to dla niego czysty zysk, którym nie pogardzi. Mało kto wie tymczasem, że użycie specjalistycznego sprzętu, odzieży ochronnej czy zabezpieczenie transportu generuje potężne koszty, które przedsiębiorstwo ponosi samo.

– Nie narzekamy na brak pracy, wcale o to zlecenie nie prosiliśmy, po prostu odpowiedzieliśmy pozytywnie na zapytanie inspekcji weterynaryjnej – mówi prezes Hetmana.

"Ktoś przecież musi to w końcu zrobić"

Obecność w bezpośrednim sąsiedztwie spalarni nie pozostaje również bez znaczenia dla mieszkańców Olszówki i okolic. Ci nie ukrywają, że są dni, gdy mocno odczuwają niedogodności z tym związane.

Mieszkam tu od urodzenia i nie można się do tego smrodu przyzwyczaić. Dla mnie jest to bardzo uciążliwe. Wszystko zależy od tego, w którą stronę wiatr zawieje. Są dni, że ciężko wyjść z domu. Ludzie tu mieszkający nawet działki nie mogę sprzedać, bo nikt nie będzie mieszkał w smrodzie – powiedział "Faktowi" pan Grzegorz.

Z kolei pan Jan ze wsi Skępsk ma nieco więcej szczęścia, bo od spalarni oddziela go las. Pewnie dlatego wykazuje on więcej zrozumienia dla działalności Hetmana. – Nie widzę nic dziwnego w tym, że zajmują się rybami z Odry. Ktoś przecież musi to w końcu zrobić – tłumaczy.

Artykuły polecane przez Goniec.pl:

Źródło: Goniec.pl, money.pl, Fakt