Alarm bombowy w polskim mieście! Nowe doniesienia w sprawie
Ludzie wstrzymali oddech. W jednej chwili codzienny gwar zamienił się w pełne napięcia milczenie, a zwykły przedmiot sprawił, że serca zaczęły bić szybciej. To, co miało być spokojnym wieczorem, nagle przerodziło się w scenariusz, którego nikt nie chciał przeżyć.
Rosnąca panika i nagły paraliż dzielnicy
Z pozoru nic nie zapowiadało dramatu. Ot, zwykły piątkowy ruch — pojedynczy przechodnie, ludzie kończący pracę, samochody przetaczające się w równym tempie przez główne ulice. I wtedy ktoś zauważył pozostawiony bagaż. Jedną walizkę i plecak.
W pierwszych sekundach nikt jeszcze nie przeczuwał zagrożenia. Dopiero gdy jeden z przechodniów spojrzał dokładniej i poczuł narastający niepokój, padł telefon pod numer alarmowy. W ciągu minut miejsce zostało odcięte. Policjanci, pirotechnicy, kontrterroryści i wyszkolony pies wkroczyli do akcji. Kordon policyjny rozrastał się z każdą chwilą, zamykając coraz większy obszar.
Ludzie cofali się, niektórzy z trudem łapiąc oddech, gdy słyszeli krótkie, stanowcze komendy funkcjonariuszy. Całe otoczenie w jednej chwili zamarło — cisza wisiała w powietrzu jak przed burzą, a każdy ruch specjalistów przy podejrzanym pakunku był obserwowany z przerażeniem i fascynacją.
Alarm bombowy w polskim mieście
Dramat rozegrał się w piątek, tuż po godzinie 19:00, w centrum Rzeszowa, przy głównej bramie Instytutu Pamięci Narodowej na ul. Słowackiego. To tam zauważono porzucone bagaże — walizkę oraz plecak — które natychmiast wzbudziły podejrzenia.
Na miejsce skierowano pełne siły: policyjne patrole, zespół pirotechniczny Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji oraz psa wyszkolonego do wykrywania materiałów wybuchowych. Przez długie minuty, które mieszkańcom zdawały się godzinami, służby sprawdzały zawartość bagaży, zachowując wszelkie procedury bezpieczeństwa.
Ostatecznie okazało się, że wewnątrz znajdowały się jedynie ubrania i przedmioty codziennego użytku. Nie było żadnego ładunku ani zagrożenia. Jednak to nie zakończyło sprawy. Jeszcze tego samego wieczoru rozpoczęto poszukiwania właścicieli, którzy — jak się okazało — zostawili swoje rzeczy bez nadzoru. Następnego ranka policja ich odnalazła. Kobieta i mężczyzna spędzili noc w izbie zatrzymań i zostali przesłuchani w charakterze świadków.
Rzeszów: strach, chaos i pytania bez odpowiedzi
Dla osób, które akurat znalazły się w pobliżu, były to jedne z najbardziej nerwowych chwil w ostatnich miesiącach. Mieszkańcy opowiadali, że pierwsze informacje o akcji służb rozchodziły się pocztą pantoflową — ktoś słyszał o bombie, ktoś inny widział pirotechników z ciężkim sprzętem.
Jedna z przechodzących w tym czasie osób miała powiedzieć, że „serce biło jej jak młot”, kiedy zobaczyła, jak policja blokuje kolejne ulice. Inny mieszkaniec wspominał, że całe otoczenie sprawiało wrażenie „strefy wojennej”, bo z ruchliwego centrum zrobiła się w kilka minut pustynna, odcięta przestrzeń.
Niektórzy przyznają, że dopiero widok psów tropiących i funkcjonariuszy w ciężkim wyposażeniu uświadomił im, jak poważna mogła być sytuacja. W ich głosach wciąż słychać było emocje, a pytanie, które padało najczęściej, brzmiało: „Jak można tak po prostu porzucić bagaż w takim miejscu?”.
Mieszkańcy zgodnie podkreślają jedno — strach był realny, a reakcja służb szybka i wzorowa. I choć finał okazał się szczęśliwy, a sytuacja była efektem ludzkiej nieuwagi, wiele osób jeszcze długo będzie pamiętać tamten piątkowy wieczór, który zaczął się tak zwyczajnie, a skończył jak scena z thrillera.