Zostawiła córki na brzegu rzeki i odpłynęła kajakiem. Kilkulatki były całkiem same
“Matka roku”. Tak przypadkowy kajakarz podsumował kobietę, która zostawiła na brzegu rzeki dwie córki i kazała im czekać na swój powrót. Mężczyzna, wraz z grupą towarzyszy, zajął się dziewczynkami i po wielu próbach skontaktował z nieodpowiedzialną rodzicielką. Niewiarygodne, jak zareagowała na pytanie o to, dlaczego się oddaliła.
Kolejny przykład skrajnej nieodpowiedzialności dorosłych
Zdecydowanie za dużo w ostatnim czasie przypadków nieodpowiedzialnego rodzicielstwa, opisywanych przez polskie media. Ostatnio informowaliśmy m.in. o ojcu, który zostawił w Bieszczadach 10-letnią córkę oraz konkubencie matki odnalezionej na ulicach Warszawy zapłakanej 8-latki. Mężczyzna porzucił dziecko bez opieki, okłamując je, że po nie wróci. Teraz z kolei portal natemat.pl donosi o bulwersującym zdarzeniu nad brzegiem Wdy w okolicy wsi Wojtal.
Wszystko dziać się miało w piątek 21 lipca około godziny 16:30, kiedy to grupa kajakarzy wracała ze spływu kajakowego i natknęła się na siedzącą na skraju rzeki samotną, ok. 4-5-letnią dziewczynkę.
- Na początku myśleliśmy, że matka jest gdzieś w pobliżu, może w krzakach, ale po paru minutach okazało się, że nikt nie przychodzi, a ona siedzi tam zupełnie sama - relacjonował mężczyzna, który odnalazł dziecko.
Więźniarki były bezwzględne dla matki skatowanego FabiankaSamotna kilkulatka siedziała na brzegu rzeki
Grupa miłośników kajakarstwa doskonale kojarzyła dziewczynkę, bo kilka godzin wcześniej widziała ją wraz z matką i trojgiem starszych dzieci. Z tego też powodu bardzo zaniepokoili się, co dzieje się z pozostałymi osobami i próbowali wypytać kilkulatkę o to, gdzie jest jej mama. Wystraszona przyznała jednak, że w lesie jest z nią tylko siostra.
- Sytuacja zaczynała wyglądać dziwnie. Zaczyna się chmurzyć i kropić, wiemy, że na pewno płynęły razem. Dziewczynka nie za bardzo potrafi powiedzieć, gdzie jest mama. Drugiej nie widać - opowiadał później kajakarz.
Kajakarz grzmi: "Matka roku"
Starsza z sióstr wybiegła po chwili z zarośli i wyznała, że matka zostawiła je obie na brzegu i kazała na siebie czekać. Tymczasem ona wsiadła do kajaka i ruszyła w poszukiwaniu dwóch chłopców. Okazało się także, że wśród grupy kajakarzy jest właściciel wypożyczalni sprzętu, dysponujący numerem telefonu do kobiety. Ta, niestety, nie odbierała.
- Matka roku, w głowie mi się nie mieści, jak można coś takiego zrobić. Przecież te dziewczynki były malutkie, zwłaszcza młodsza z nich. Były tuż przy wodzie, drodze i lesie. Mogły wpaść do wody, mogły do niej wejść się pobawić i coś mogło się stać, mógł ich porwać nurt, mogły pójść w każdym kierunku. Na samą myśl o możliwych scenariuszach przechodzi mnie dreszcz - przyznał w rozmowie z natemat.pl jeden z mężczyzn.
Kobieta zbagatelizowała sprawę
Ostatecznie, poszukiwana matka podniosła słuchawkę, ale, ku zdziwieniu kajakarzy, zamiast niepokoju o los córek, zaprezentowała całkowicie niewzruszoną postawę. Kobieta zapowiedziała jedynie, że niedługo wróci i po kilkunastu minutach stawiła się na miejscu wraz z kajakiem i dwójką chłopców.
Źródło: natemat.pl