Proboszcz zażądał od parafian horrendalnej kwoty po kolędzie. "Za darmo nic nie ma"
Rozpoczął się okres wizyt duszpasterskich. Jak co roku powraca pytanie, ile wypada dać do koperty. Z pomocą przyszedł proboszcz z Narwi (woj. podlaskie), któremu zamarzył się najwidoczniej dubel rządowego programu Rodzina 500+, takiej bowiem kwoty oczekuje od parafian.
Tradycja wizyt duszpasterskich
Okres, w którym księża chodzą po kolędzie, rozciąga się tradycyjnie od dni po Bożym Narodzeniu do święta Ofiarowania Pańskiego (2 lutego). Celem wizyty duszpasterskiej jest poznanie parafian oraz wsparcie ich w troskach. Duchowny w trakcie wizyty błogosławi dom. Datki pieniężne nie są obowiązkowe, ale wielu parafian nie wyobraża sobie zrezygnowania z takiej formy podzięki.
Księża raczej nie sugerują wysokości datku, a wielu z nich jest przeciwnych wprowadzeniu jakichś oficjalnych cenników do Kościoła. Jest więc popularne "co łaska" i tu pojawia się problem - kiedy nie mamy za coś narzuconej kwoty, często trudno nam ocenić, ile za coś zapłacić, aby nie zawieść beneficjenta. To popularne myślenie szczególnie wśród osób starszych, które w dodatku mają dość ograniczone budżety.
Proboszcz z Narwi pojechał po bandzie
Z pomocą niezdecydowanym przyszedł proboszcz z Narwi (woj. podlaskie), który postawił sprawę jasno. Zainspirowany najwyraźniej sztandarowym programem rządu zdecydował, że w kopercie ma znaleźć się 500 zł od rodziny lub 250 zł, gdy osoba jest samotna. Co więcej, na stronie parafii starannie opisano wymagania, które przyjmujące księdza gospodarstwo domowe powinno spełnić.
- Cała rodzina (w miarę możliwości) powinna być obecna podczas kolędy w domu bądź w mieszkaniu. W mieszkaniu powinien być przygotowany pokój: stół przykryty białym obrusem, na stole krzyż i dwie zapalone świece oraz powinna znajdować się woda święcona i kropidło, powinny być zeszyty z religii i indeksy uczestnictwa chodzenia na religię dzieci i uczącej się młodzieży, zwrócę na to szczególną uwagę - napisał w komunikacie do parafian proboszcz Krzysztof Dobrogowski. Na końcu podany został wspomniany już cennik. Oprócz 500 zł od rodziny lub 250 zł od osoby samotnej, ma być zapłacona składka dla organisty w wysokości 75 zł. Warto zaznaczyć, że parafia w Narwi jest jedną z najbiedniejszych w regionie.
Ksiądz tłumaczy się z cennika. "Za darmo nic nie ma"
W rozmowie z Gazetą Wyborczą ks. Krzysztof Dobrogowski zapewnił, że składki kolędowe są dobrowolne i nie ma przymusu ich uiszczania, a jeżeli ktoś z parafian jest niezadowolony z ich wysokości, powinien najpierw zgłosić się do księdza proboszcza. - Jak wcześniej takie składki były ogłaszane przez moich poprzedników, to jakoś nie było sprzeciwów. Jeśli dana rodzina nie możliwości wpłacić tyle, ile ustalono, to wpłaca tyle, ile ma. To pieniądze przeznaczone na cele remontowe, a że to kościół zabytkowy, to koszty takich remontów są bardzo wysokie, same projekty tych remontów są bardzo duże - tłumaczył.
Na koniec ksiądz objaśnił zainteresowanym, jak działa kapitalizm. - Też, jak ktoś chce, to wpłaca, a jak nie chce, to nie wpłaca. Za to, że gra, organista musi otrzymywać jakieś wynagrodzenie. Za darmo nic nie ma - stwierdził z ekonomicznego punktu widzenia.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Kazimierz Marcinkiewicz stanie przed sądem. Jest akt oskarżenia
Pogrzeb Benedykta XVI. W polskich parafiach zabiją dzwony o tej samej godzinie
Źródło: drohiczynska.pl, Gazeta Wyborcza