Miała zabić córki i spalić ich ciała. Porażające słowa eksperta o matce
Zbrodnia, do której kilka dni temu doszło w Woli Szczucińskiej, zszokowała opinię publiczną. Wszystko wskazuje na to, że 40-letnia kobieta pozbawiła życia córki, a następnie zwęgliła ich ciała w ognisku. Biegły psycholog Czesław Michalczyk ocenił, co mogło kierować Moniką B.
Zabójstwo dzieci w Woli Szczucińskiej
W piątek 10 maja na terenie jednej z posesji w Woli Szczucińskiej ujawniono ciała 5-letniej Oliwii i 3-letniej Nadii. Z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika, że za zabójstwo dzieci prawdopodobnie odpowiada ich matka. Monika B. miała pozbawić dziewczynki życia za pomocą ostrego narzędzia, a następnie wrzucić ich ciała do ogniska. Do tragedii doszło dzień wcześniej w godzinach wieczornych.
Prokuratura przekazała, że we wtorek 14 maja przeprowadzono sekcję zwłok dzieci. Ze względu na zły stan ciał, biegli nie byli w stanie ustalić bezpośredniej przyczyny ich śmierci.
W związku z tym pobrano materiał biologiczny do dalszych badań laboratoryjnych. Dopiero po uzyskaniu wyników z tych badań, biegli podejmą próbę udzielenia odpowiedzi, jaka była bezpośrednia przyczyna śmierci dzieci — mówił w rozmowie z Radiem Zet prok. Mieczysław Sienicki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Dlaczego Monika B. z Woli Szczucińskiej zabiła córki?
Monika B. od 12 maja przebywa w Areszcie Śledczym w Krakowie. Prokuratura przedstawiła jej zarzut zabójstwa córek. Biegli sprawdzą, czy w chwili popełniania zbrodni była poczytalna. Kolejnym krokiem będzie przeprowadzenie badań wszystkich ostrych przedmiotów zabezpieczonych w domu, w którym doszło do dramatu.
Zdaniem biegłego psychologa Czesława Michalczyka, Monika B. mogła cierpieć na "zaburzenia z rodzaju psychozy, zaburzenia urojeniowe, prześladowcze" . Podkreślił jednocześnie, że "statystycznie osoby chore psychicznie popełniają znacznie rzadziej tak drastyczne zbrodnie, niż osoby zdrowe". Jeśli kobieta faktycznie cierpiała na urojenia, sąd może zdecydować o umieszczeniu jej w szpitalu psychiatrycznym.
ZOBACZ TAKŻE: Premier Słowacji postrzelony po posiedzeniu rządu
"My jako społeczeństwo musimy być bardziej uważni na to, co się dzieje z ludźmi"
Ekspert podkreślił, że pierwsze syndromy choroby psychicznej mogą pozostawać niewidoczne nawet dla najbliższych osoby chorej, dlatego powinniśmy być szczególnie wrażliwi na to, co dzieje się w naszym otoczeniu .
Często, gdy ktoś zaczyna chorować, najbliżsi tego nie dostrzegają. To powoduje, że chorzy na czas nie dostają pomocy. A trzeba szybko zgłosić się do lekarza, by uzyskać pomoc. Bądźmy uważni na bliskich, by w porę reagować. Rzadko taka choroba wybucha nagle, najczęściej rodzi się przez dłuższy czas — podsumował Czesław Michalczyk w rozmowie z Super Expressem.