"Lex Tusk" szansą dla PO? Decyzja Dudy może być dla Tuska prezentem [OPINIA]
Prezydent Andrzej Duda, pomimo wielu apeli i protestów, zdecydował się podpisać ustawę zwaną "lex Tusk". Ustawa, która zdaniem wielu ma na celu odsunięcie Donalda Tuska od polskiej polityki, daje wbrew pozorom byłemu premierowi i jego partii duże możliwości. Jarosław Kaczyński może szybko pożałować decyzji o rozpoczęciu “polowania” na szefa PO.
"Lex Tusk" z podpisem prezydenta
W poniedziałek (29.05) o godzinie 10:30 Andrzej Duda poinformował, że podpisze ustawę, która zdaniem analityków oraz polityków opozycji ma na celu uderzenie w Donalda Tuska. "Lex Tusk" zostało przyjęte przez Sejm w piątek, w związku z czym prezydent nie czekał długo z ogłoszeniem swojej decyzji.
Przez ostatnie dwa dni w mediach pojawiały się pogłoski sugerujące, że Andrzej Duda postąpi wbrew obozowi politycznemu, z którego się wywodzi i zawetuje tę ustawę lub postąpi podobnie, jak z nowelizacją ustawy o SN i skieruje ją w trybie prewencyjnym do wewnętrznie skłóconego Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent jednak się na to nie zdecydował i ustawę podpisał, przekonując, że sam jest zwolennikiem powstania komisji, która miałaby zbadać rosyjskie wpływy w Polsce.
Zdaniem Andrzeja Dudy postępowania sądowe w Polsce trwają czasami zbyt długo i bywają nietransparentne. Poza tym prezydent ocenił, że "mamy dobre doświadczenie, jeśli chodzi o komisje, które pracowały publicznie". W związku jednak z wątpliwościami natury konstytucyjnej, o których prezydent sam wspomniał, postanowił on skierować opisywany akt prawny do Trybunału Konstytucyjnego w tzw. trybie następczym, co jednak w żaden sposób nie opóźnia jego wejścia w życie.
Prezydent i premier chcą unijnej komisji ds. rosyjskich wpływów. "Nie ma się czego bać"Donald Tusk był na to przygotowany?
Ustawa wzbudza w Polsce ogromne kontrowersje już od chwili zgłoszenia jej projektu w Sejmie. W związku z pojawiającymi się niejasnościami dot. powołania Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022, politycy opozycji od początku twierdzili, że powołane w ten sposób ciało ma być "batem" na opozycję, a szczególnie na Donalda Tuska.
W związku z tym, że o ustawie mówiło się już od kilku miesięcy, nie sposób wyobrazić sobie, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej oraz jego sztab nie przygotowali się na taką ewentualność. W tym momencie nie ma co spodziewać się po Donaldzie Tusku nerwowych ruchów, ponieważ komisja jeszcze nie rozpoczęła swoich obrad, a nawet nie powstała, w związku z czym nie wiadomo na razie czy, a jeśli tak, to w jaki dokładnie sposób PiS będzie próbowało wykorzystać jej działalność do uderzenia w opozycję.
Niemniej jednak samo wejście ustawy w życie powoduje, że temat ten zdominuje najbliższe tygodnie w polskiej polityce. Od reakcji szefa PO zależeć będzie, czy "Lex Tusk" stanie się dla opozycji katem, czy też politycznym paliwem.
"Lex Tusk" prezentem dla opozycji
Można spodziewać się, że działania komisji, w której najprawdopodobniej zasiądą wyłącznie przedstawiciele PiS, będą zmierzały do tego, by postawić Donaldowi Tuskowi oraz członkom jego byłego rządu zarzutów ws. działania na szkodę interesów Polski. To z kolei skutkować może wydaniem przez komisję zakazu sprawowania najważniejszych funkcji publicznych wobec tych osób.
Określone decyzje komisji to jednak tylko jeden z celów PiS. Drugim jest przekaz medialny, w którym osoby powiązane z PO miałyby zostać postawione w negatywnym świetle, przez co wyborcy mieliby kojarzyć tę partię z rzekomym działaniem na szkodę Polski czy powiązaniami z Rosją.
Prawo i Sprawiedliwość prawdopodobnie nie przeanalizowało jednak zagrożeń wynikających z takiego ruchu, a jest ich kilka. Po pierwsze, obranie za cel Donalda Tuska, przeciwko któremu powołano specjalnie nową komisję, a także zaangażowano całą machinę państwową, może działać mobilizująco na elektorat opozycji. PiS oraz Andrzej Duda dali wyborcom partii opozycyjnych ponownie pretekst do wyjścia na ulicę. Co więcej, przedstawienie powołania komisji jako element gry politycznej obliczonej na wyeliminowanie swoich przeciwników może być mobilizujący także dla części wyborców niezdecydowanych, na których każdej partii bardzo zależy.
"Nie straszcie PiS-em" - słyszą często politycy opozycji od nieprzekonanych wyborców. W wyniku uchwalenia opisywanej ustawy "straszenie PiS-em" nabiera jednak zupełnie nowego, wymiernego znaczenia.
Obie strony sporu politycznego będą starały się, by obrady komisji przedstawić w korzystny dla siebie sposób. Bez wątpienia Prawo i Sprawiedliwość wykorzysta w tym celu telewizję państwową, w związku z czym opozycja będzie musiała się naprawdę postarać, żeby zapanować nad dyskusją toczącą się w przestrzeni publicznej. Prawdopodobnie do ostatniej chwili nie będzie wiadomo, czy Donald Tusk stawi się na ewentualne wezwanie komisji. Z jednej strony, jego odmowa mogłaby zostać przedstawiona jako przyznanie się do rzekomej winy, z drugiej zaś, gdyby zdecydował się przyjść, komisja mogłaby tak sterować przesłuchaniem, że bez względu na to, co szef PO miałby do powiedzenia, zostałby przedstawiony w negatywnym świetle. Niemniej jednak ewentualne stawienie się na komisji Donald Tusk mógłby wykorzystać jako okazję do publicznego wypunktowania działań tego organu.
Poza mobilizacją elektoratu i obnażeniem politycznej gry partii rządzącej uchwalenie "lex Tusk" daje PO jeszcze jedną możliwość, o której jak na razie pewnie niewiele będzie się mówiło. Gdyby PiS dopięło swego i komisja jeszcze przed wyborami wydałaby Tuskowi zakaz pełnienia funkcji publicznych, byłaby to szansa dla PO na "zbudowanie" nowego lidera, w tym przypadku pierwszy na myśl przychodzi Rafał Trzaskowski.
Ewentualne uniemożliwienie Tuskowi ubiegania się o funkcję premiera, nawet czasowe, nie przekreśliłoby przecież szans opozycji na wyborczy triumf. Jeśli sztabowcy PO będą w stanie odpowiednio to rozegrać, to partia jeszcze mogłaby na tym zyskać. Tusk nadal mógłby być liderem w kampanii i przykładem na to, że PiS dopuści się wszystkiego, byleby tylko władzy nie stracić, a na horyzoncie pojawiłby się nowy kandydat na premiera, np. Rafał Trzaskowski, który przecież osiągnął bardzo dobry wynik w zeszłych wyborach prezydenckich, a także ma mniejszy elektorat negatywny od Tuska. Jest to opcja ostateczna, ale w tym momencie w PO niczego nie mogą wykluczyć.
Marsz 4 czerwca. Duda zmobilizował uczestników
Pierwszych efektów dzisiejszej decyzji prezydenta należy spodziewać się już w najbliższą niedzielę, 4 czerwca. Właśnie na ten dzień w Warszawie planowany jest marsz, na który 15 kwietnia wezwał Donald Tusk. "Przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską" - pisał szef PO.
Decyzja Andrzeja Dudy o podpisaniu "lex Tusk" połączyła także opozycję. Niechętny dotąd wobec zapowiedzianego przez Donalda Tuska marszu Szymon Hołownia zapowiedział, że działacze Polski 2050 wezmą jednak w nim udział i podkreślił, że w obecnej sytuacji nie jest to tylko wydarzenie partyjne.
Należy się spodziewać, że decyzja Dudy podziałała mobilizująco nie tylko na polityków, ale także sympatyków opozycji, którzy na marsz w Warszawie mają przyjechać z całej Polski.
Źródło: Goniec.pl