Deregulacja po polsku: kontyngent wart 1,5 mln zł stał się zakładnikiem urzędników, za ich decyzje może zapłacić podatnik
W styczniu br. podczas konferencji prasowej zorganizowanej w budynku GPW premier Donald Tusk ogłosił rok 2025 rokiem przełomu. Złożyć się na niego miały wysiłki inwestycyjne oraz szeroko zakrojona kampania deregulacyjna modernizująca relację przedsiębiorstw i podatników z organami skarbowymi. Pół roku później nie brakuje głosów rozczarowania i zarzutów, że są to działania w dużej mierze fasadowe.
Wyboista droga polskiej deregulacji – proces nie objął wszystkich w równym stopniu, rośnie liczba wątpliwości
Krótko po konferencji "2025 – rok przełomu" obliczono, że rekordowe nakłady inwestycje zapowiedziane przez Donalda Tuska to tak naprawdę minimum minimorum odsetka PKB, a gdyby rząd chciał inwestować mniej, doszłoby de facto do obniżenia udziałów inwestycji w wydatkach. Przełom miało stanowić 650 mld zł, a przecież w okresie od IV kw. 2023 r. do III kw. 2024 r. wydano na nie 621 mld zł. Inwestycje to zresztą problem szerszy. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego od 2015 r. do 2025 r. udział inwestycji w PKB systematycznie maleje i wyniósł w 2024 r. 16,9 proc. wobec średniej unijnej na poziomie 21,2 proc.
Coraz mniej przekonująco wypada także sam proces deregulacyjny. Owszem, udało się wprowadzić wiele pomniejszych usprawnień, jednak skala nie imponuje rozmachem, a wręcz wzbudza wątpliwości. Nie brakuje głosów, że forma zbierania pomysłów na sprawdzamy.com była podatna na wpływy partykularnych interesów konkretnych grup. Osobną kwestię stanowi to, że dziś jako deregulację rząd próbuje Polakom sprzedawać po prostu regulacje, nawet te europejskie. Jako przykład takiej quasi deregulacji, która tak naprawdę jest w oczywisty sposób deregulacją, podawane jest wydłużenie pracy urzędów co najmniej raz w tygodniu do godziny 18, ale podobnych przypadków jest więcej.
Sprawa British American Tobacco a akcja deregulacyjna
Kłam narracji deregulacyjnej zadają także coraz częściej związki przedsiębiorców i pracodawców, czego głośnym przykładem jest trwająca od kilku miesięcy batalia pomiędzy Krajową Administracją Skarbową a koncernem British American Tobacco. Sprawę tę opisywaliśmy już na łamach goniec.pl i nadal nie znalazła ona satysfakcjonującego w zasadzie dla żadnej ze stron finału. Czas mija, straty rosną, podobnie jak nastrój niepewności wśród przedsiębiorców i brak zaufania do instytucji państwa. BAT natomiast wytacza coraz cięższe działa.
Przypomnijmy, że w maju tego roku do Polski przybył transport ponad 200 tys. kartridży do e-papierosów z płynem zawierającym nikotynę. Przybył i utknął w magazynach, bo Izba Administracji Skarbowej w Poznaniu podjęła decyzję o niedopuszczeniu wartego 1,5 mln zł transport do obrotu. W sprawę zaangażowano policję, która miała zbadać legalność wwożonego towaru, jednak ta nie dopatrzyła się uchybień i umorzyła postępowanie. Towar jednak nadal, kolejny miesiąc, zalega w magazynach.
Bilans jest dla dystrybutora tragiczny, a dla wielu innych przedsiębiorstw z pewnością jest krytycznym ostrzeżeniem – Polska nie jest solidnym partnerem w biznesie. Transport wyceniony był pierwotnie na 1,5 mln zł, jednak przez to, że nie trafił na rynek, przynosi straty. Według szacunków BAT tylko dla producenta, firmy Nicoventures, zatrzymanie kartridży w magazynach wygenerowało szkodę ponad 8,4 mln zł netto. Osobne straty ponosi dystrybutor.
W lipcu weszła w życie nowa stawka akcyzy. Dystrybutor wskazuje, że ma to związek z decyzją KAS
Tak wysoka kwota wzięła się z nowych stawek akcyzy, jakie zaczęły obowiązywać 1 lipca br. na innowacyjne produkty tytoniowe. Wcześniej za pojedynczy kartridż płacono akcyzę na postawie ilości znajdującego się w nim płynu. Przed 1 lipca było przekładało się na ok. 2 zł za urządzenie. Po wejściu w życie nowych zasad za każdy kartridż lub zestaw trzeba zapłacić zryczałtowaną kwotę 40 zł.
Rzecz w tym, że transport firmy Nicoventures zalega w magazynach od maja i nic nie stało na przeszkodzie, by trafił na rynek jeszcze na starych zasadach. British American Tobacco jest zdania, że skarbówka umyślnie przeciągnęła procedury, by do tego nie dopuścić, a finalnie zmusić producenta i dystrybutora, by ci uiścili podatek akcyzowy według nowych, wielokrotnie wyższych stawek. A to – abstrahując już od niuansów czy zwyczajnej uczciwości w relacjach państwa z przedsiębiorcami – jest znów wielką, czerwoną ostrzegawczą lampką: Polski nie należy traktować jako poważnego partnera w biznesie. Zasady były jasne: nowa akcyza ma wejść w życie po 1 lipca 2025 r. Dlaczego więc objęty nią ma zostać transport, który dotarł do Polski kilka miesięcy wcześniej?
Próbowaliśmy uzyskać odpowiedzi na to i inne pytania zarówno od ministerstwa finansów, jak i Izby Skarbowej w Poznaniu. W odpowiedzi otrzymaliśmy podstawy prawne, w których zabrakło jednak wyjaśnienia zasadniczej kwestii – dlaczego po tym, jak nieprawidłowości nie dopatrzyła się policja, towar nadal nie trafił na rynek? Resort finansów zasłania się tajemnicą celną, a BAT zwraca uwagę, że działania organów skarbowych nie są wcale incydentalne.
Izba Administracji Skarbowej w przesłanym nam oświadczeniu podkreśla, że jej obowiązkiem jest zapewnienie, aby żaden produkt, który nie spełnia wymogów ustawowych, nie trafił do obrotu i nie stwarzał zagrożenia dla konsumentów. Rzecz w tym, że po blisko trzech miesiącach BAT ma nadal nie dysponować informacjami, które potwierdzałyby nieprawidłowości, nie stwierdza ich także policja. Uwagę zwracają natomiast dane opublikowane na początku lipca przez KAS. Wraz z ministerstwem zdrowia zwiększono wysiłki kontrolne, które miały wykazać, że z nieprawidłowościami mamy do czynienia w aż 88 proc. próbek e-papierosów.
KAS i resort zdrowia skontrolowały 1364 próbki, z czego w przypadku aż 1018 miało dojść do przekroczenia norm objętościowych. Naturalną konsekwencją w takich przypadkach, stanowiona przez art. 12c pkt 10 ustawy z dnia 9 listopada 1995 r. o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych jest powiadomienie policji i prokuratury. Przypomnijmy jednak, że właśnie to się stało w przypadku kontyngentu, który dystrybuować miał British American Tobacco i policja nie dopatrzyła się uchybień. W ocenie przedstawicieli przedsiębiorstwa skutkiem są nie tylko wielomilionowe straty, ale po raz kolejny utrata zaufania do instytucji państwa – mamy 2025 r., "rok przełomu", a arbitralna decyzja urzędnicza może nadal paraliżować całe wielkie przedsięwzięcia biznesowe, mimo że nie znajduje potwierdzeń w działaniach wymiaru sprawiedliwości.
BAT zbiera coraz silniejszą koalicją, wskazują na uchybienia w decyzji KAS: "żadnych prawomocnych decyzji lub orzeczeń"
Przypadek Birtish American Tobacco niestety pod żadnym względem nie jest ewenementem czy precedensem. Do podobnych sytuacji dochodziło już wcześniej m.in. w branży paliwowej, dość przypomnieć pomyłki KAS wobec Orlenu i Anwilu. Także w oświadczeniach, które otrzymaliśmy, uwagę zwraca ogólnikowość stanowiska organów skarbowych – ich działania mają być legitymizowane przez ogólne cele ustawowe, brakuje natomiast konkretnych, urzędowych decyzji, z którymi dystrybutor mógłby pracować. Do dziś nie wiemy, podobnie zresztą jak policja, jakich wymagań technicznych czy norm miałby nie spełniać kartridże. Uwagę na ten aspekt zwraca Anna Partyka-Opiela, partner w kancelarii Rymarz Zdort Maruta:
W tej sprawie nie wydano żadnych prawomocnych decyzji lub orzeczeń stwierdzających naruszenie przepisów prawa w związku z importem przez BAT kartridży do e-papierosów. KAS wskazuje jedynie na bliżej niesprecyzowane „stwierdzone przez funkcjonariuszy nieprawidłowości”. Działania organów KAS, w szczególności Naczelnika Wielkopolskiego Urzędu Celno-Skarbowego, naruszają fundamentalną zasadę państwa prawa, jaką jest zasada praworządności i zasada legalizmu.
Gdy pytaliśmy o szczegóły, KAS powoływał się na tajemnicę celną. Sprawa urosła już do rozmiarów, w których za British American Tobacco walnie stawiły się organizacje przedsiębiorców. Dla goniec.pl sprawę komentuje Jakub Bińkowski, członek zarządu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, który mimo braku prawomocnych decyzji lub orzeczeń stwierdzających naruszenie prawa od strony BAT poznał szczegóły sprawy:
Na poznańskiej policji zostało złożone zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, która w przekonaniu szefostwa izby celno-skarbowej poznańskiej miało polegać na tym, że spis składników na etykiecie był niepełny. Policja ustaliła w toku postępowania, że składniki, których miało rzekomo brakować na etykiecie, są składnikami objętymi tajemnicą przedsiębiorstwa. Wobec tego to postępowanie umorzyła. Mimo tego izba celno-skarbowa nie zwolniła tego transportu. To oznacza, że transport ten jest tam przetrzymywany do dzisiaj.
Przedstawiciel ZPP jest zdania, że zachodzi związek między wejściem w życie nowej stawki akcyzy a decyzją KAS. Mimo braku prawomocnych decyzji i braku dopatrzenia się przestępstwa ze strony organów ścigania, transport kolejny już miesiąc zalega w magazynach i nie zanosi się, aby doszło do racjonalizacji polityki prowadzonej przez organy celno-skarbowe.
To skłania dystrybutora do zadawania pytań o strukturalny problem, który zawsze ujawniają podobne przypadki: kto rozliczy urzędników? W polskim prawie brakować ma mechanizmów naprawczych i szybkiej drogi odszkodowawczej. Mimo to nie ma już większych wątpliwości, że dojdzie wysunięcia roszczeń odszkodowawczych przed sądem. A to może się skończyć tak, jak miało to miejsce już wielokrotnie w przeszłości – za decyzje KAS zapłacą podatnicy.
Zwróciliśmy się do Krajowej Administracji Skarbowej z kolejnymi pytaniami dotyczącymi praktyk poznańskiej IAS. Będziemy na bieżąco informować o postępach w tej sprawie.