Zbrodnia połaniecka. Jedna z najmroczniejszych spraw polskiej kryminalistyki
Mieszkańcy Połańca latami ukrywali mordercę
Zbrodnia połaniecka to jedna z najbardziej niewiarygodnych i okrutnych zbrodni w historii kraju. Konflikt pomiędzy sąsiadami, który doprowadził do tragedii rozpoczął się tuż po II wojnie światowej. W 1948 roku 20-letni wówczas Jan Sojda został zatrzymany za gwałt na pasterce krów i skazany na 8 miesięcy pozbawienia wolności. W jego aresztowaniu brał udział Jan Roj, dziadek Krystyny Łukaszek i Mieczysława Kality, którzy stracili życie w śnieżną, grudniową noc w 1976 roku.
Trzy lata po aresztowaniu na terenie gospodarstwa Jana Sojdy został zastrzelony 10-letni syn Jana Roja, Marian. Do użycia broni przyznał się znajomy włodarza, który twierdził, że „strzelał do psa, a trafił chłopca przez przypadek”. Sprawca otrzymał wyrok w zawieszeniu, a wkrótce zginął w wypadku samochodowym. Krewni darzyli się coraz większą nienawiścią, a konflikt eskalował do ogromnych rozmiarów.
Na kilka miesięcy przed zbrodnią z 1976 roku odbyło się wesele Krystyny Kality i Stanisława Łukaszka. Jan Sojda był jednym z zaproszonych gości, a jego siostra pełniła funkcję pomocy kuchennej. Inny członek obsługi zauważył, że kobieta wynosi mięso i wędliny w większych ilościach niż zezwolili na to gospodarze. Po zwróceniu uwagi opuściła salę weselną, a Jan Sojda przysiągł zemstę za zniewagę. Miał grozić, że „wypleni kalitowe plemię”.
Wigilia, czas pojednania...
W wigilię wszyscy mieszkańcy Zrębin udali się do kościoła w Połańcu na pasterkę. Na tę okazję wynajęto dwa autokary PKS marki SAN. W pojeździe zaparkowanym w okolicach świątyni Jan Sojda i jego znajomi spożywali wódkę. Ofiary zostały wywabione z kościoła. Krystyna Łukaszek, która pochodziła z rodziny z problemem alkoholowym, usłyszała: „Krycha, twój ojciec rozrabia w domu po pijaku, wracajcie szybko do chałupy”.
Ciężarna 18-latka w towarzystwie 12-letniego Mieczysława Kality i 25-letniego Stanisława Kality udali się w drogę powrotną do Zrębin. Krewni byli przekonani, że wrócą autobusem, ale pijany Jan Sojda nie pozwolił im wejść do pojazdu. Wtedy zdecydowali się na 4-kilometrowy spacer. Po pewnym czasie autobus, w którym imprezowali mieszkańcy wsi, wyruszył spod kościoła i dogonił idącą poboczem rodzinę. Nastolatek został zaatakowany jako pierwszy.
Gdy siostra i szwagier pobiegli bratu na pomoc, otrzymali śmiertelne ciosy kluczem do kół autobusowych. Konającego Mieczysława przejechano samochodem. Całe zdarzenie obserwowało około 30-stu pasażerów autobusu. Świadkowie w większości byli nietrzeźwi. Nikt nie przeciwstawił się mordercom i nie ruszył na pomoc ofiarom. Usłyszeli, że „kto wyjdzie, tego czeka taki sam los”.
Zabójcy wciągnęli ciała do SAN-a i przewieźli półtora kilometra dalej. W pobliżu Zrębina przejechali ciała mężczyzny oraz dziecka autobusem i ułożyli w przydrożnym rowie, by upozorować wypadek drogowy. Zwłoki Krystyny Łukaszek zostały rozebrane, by zasugerować śledczym motyw seksualny. Na miejscu pozostawiono także autobus. W drugim pojeździe rozegrały się wstrząsające wydarzenia.
Przysięga milczenia
Jan Sojda trzymając w ręku różaniec zmusił mieszkańców wsi do złożenia przysięgi milczenia. Każdy został zobowiązany do pocałowania krzyża i złożenia podpisu własną krwią. Pasażerowie otrzymali również pieniądze. Wszyscy wrócili na pasterkę, żeby zapewnić sobie żelazne alibi. Po zakończeniu nabożeństwa kierowca autobusu zgłosił fakt zaginięcia pojazdu na milicję. Doniósł również o „wypadku”, do którego doszło w okolicach szosy.
Podczas śledztwa funkcjonariusze MO popełnili wiele rażących błędów. Bagatelizowanie dowodów sprawiło, że sprawa długo uważana była za kolizję drogową. Niedopatrzenia zostały naprawione dopiero podczas postępowania prokuratorskiego i sprawy sądowej. Jednak zmowa milczenia panująca wśród mieszkańców skutecznie utrudniała działania organów ścigania. 26 maja 1977 roku ekshumowano ciała ofiar. Ponowna autopsja wykazała poważne uszkodzenia głów. Jedyną osobą, która zdradziła kulisty makabrycznej zbrodni, był Leszek Brzdękiewicz. Wkrótce jego ciało zostało odnalezione w pobliskiej rzece.
Prokuratorzy Jacek Świercz i Franciszek Bełczowski, którzy zajmowali się sprawą połaniecką zażądali kary śmierci dla Jana Sojdy, Jerzego Sochy, Józefa Adasia i Stanisława Kulpińskiego, którzy byli sprawcami zbrodni. Sąd Wojewódzki w Tarnobrzegu przystał na ich roszczenia, co podtrzymał Sąd Najwyższy. Rada państwa skorzystała z prawa łaski i zmieniła karę śmierci dla Jerzego Sochy i Stanisława Kulpińskiego na kary 25 i 15 lat więzienia.
Oko za oko
Jan Sojda i Józef Adaś zostali powieszeni 23 listopada 1982 roku w krakowskim areszcie śledczym. 18-stu świadków otrzymało wyroki za zatajanie zbrodni i fałszowanie zeznań. Jerzy Socha został warunkowo przedterminowo zwolniony z zakładu karnego po odsiedzeniu 14 lat i 6 miesięcy, a Stanisław Kulpiński spędził w więzieniu 11 lat i 6 miesięcy.
Morderstwo pod Połańcem wywarło ogromny wpływ na polską kulturę. Na podstawie sprawy powstało wiele książek, a także film „Zmowa” w reżyserii Janusza Petelskiego. Sprawa do dziś budzi skrajne emocje. Trudno uwierzyć, że czterech mieszkańców niewielkiej wsi było w stanie zastraszyć całą społeczność. Czy genezy zmowy milczenia należy szukać w głębokiej wierze, czy w pieniądzach? Odpowiedzi na to pytanie nie poznamy już nigdy.
Artykuły polecane przez redakcję portalu Goniec.pl: