Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego 2024. Baczyński: as w talii Tuska, czyli wybory w cieniu afer
Koalicja Obywatelska w końcu zaliczyła upragnioną "mijankę” z PiS-em i trudno nie odnieść wrażenia, że za tym sukcesem w większym stopniu stoi Tomasz Mraz niż sam Donald Tusk.
Rozliczenia i wojna o Unię
Od lat wiadomo już, że między Koalicja Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością nie ma przepływu elektoratów, a wszystko sprowadza się do tego, komu uda się zmobilizować większą ilość wyborców. Dlatego tak ważne w kampanii są emocje, które najczęściej decydują o tym, że ktoś zostaje w domu, a kto inny pędzi z samego rana do lokalu wyborczego. W tych wyborach to głównie mieszkańcy wsi oraz ściany wschodniej postanowili odpuścić sobie głosowanie, co skutkowało finalnie przegraną PiS-u. Pytanie, jak do tego doszło?
Donald Tusk postawił w tej kampanii na dwie linie narracyjne. Z jednej strony starał się przedstawić PiS, jako partię de facto prorosyjską, której zależy na rozsadzeniu Unii Europejskiej od środka, co uderzałoby w żywotne interesy Polski, zwłaszcza w obliczu wojny za wschodnią granicą. Z drugiej strony podkręcił tempo w kwestii ujawniania szczegółów afer poprzedniej ekipy rządzącej. Niemal każdego dnia w mediach pojawiały się przecieki dotyczące kolejnych postępowań prokuratorskich względem polityków Zjednoczonej Prawicy.
Wybory do Parlamentu Europejskiego 2024. Sondażowe wyniki: prestiżowa porażka Jacka Kurskiego Paweł Wojtunik: Byłem psem, który miał odwagę ugryźć. Dlatego na mnie polowanoTaśmy, podsłuchy i „Młode Wilki”
I tutaj prawdziwym asem w talii Tuska okazał się Tomasz Mraz, były urzędnik ministerstwa sprawiedliwości, który nagrywał swoich kompanów z Suwerennej Polski i tym sposobem dokumentował przekręty wokół Fundusz Sprawiedliwości. Na ujawnionych przez Mraza taśmach mogliśmy usłyszeć prominentnych polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy dyskutowali o tym, jak na własne potrzeby rozdysponowywać pieniądze należne ofiarom przestępstw, a do tego używali przy tym knajackiego języka rodem z filmu „Młode Wilki”, czego najlepszym przykładem było zdanie: „gdy złapią cię za rękę, to mów, że to nie twoja ręka”.
To spowodowało, że przez większość kampanii PiS był w głębokiej defensywie. Jarosław Kaczyński nie był w stanie narzucić własnej narracji, bo albo musiał odpierać ataki i gęsto się tłumaczyć, albo gasić pożary w swoich szeregach. Dopiero ostatnie dni i dramatyczne doniesienia z granicy sprawiły, że politycy prawicy otrząsnęli się z marazmu i przeszli do wściekłego ataku. Ale było już za późno. W tak krótkim czasie nie sposób dotrzeć do wyborców na tyle skutecznie, aby sprawić, że ruszą tłumnie do urn wyborczych.
Sukces Mentzena i katastrofa Lewicy
Na całym zamieszaniu z pewnością skorzystała Konfederacja, która tym razem zajęła miejsce na podium. Ich antyimigranckie hasła idealnie wpisały się w społeczne niepokoje związane ze śmiercią polskiego żołnierza i naporem migrantów na naszą wschodnią granicę. W dodatku wybory do Parlamentu Europejskiego dla partii, która w dużej mierze opiera swój program na antyunijnych hasłach są szczególne. Bo kiedy, jak nie przy takiej okazji mobilizować swój najtwardszy elektorat? To udało się partii Mentzena perfekcyjnie. Całkiem możliwe, że przy okazji zachęci w ten sposób PiS do jeszcze większej radykalizacji, co dla samej Konfederacji nie będzie akurat dobrą wiadomością.
W fatalnym położeniu znalazła się za to Lewica. Biorąc pod uwagę fakt, że to już trzecie z rzędu wybory ze słabym wynikiem, to oznacza, że nie mamy do czynienia z wypadkiem przy pracy, tylko pewną tendencją. Jeśli Włodzimierz Czarzasty nie znajdzie nowego pomysłu na Lewicę, to nie tylko on może przypłacić to głową, ale cała jego formacja. A na to czeka nie tylko prawica, ale też Donald Tusk, który chętnie przygarnie do siebie lewicowych wyborców.