Tragedia w stanie Nowa Południowa Walia w Australii. Policja odnalazła w porwanym przez powódź samochodzie ciało 5-letniego chłopca. Dziecko nie zdążyło opuścić pojazdu, zanim ten popłynął wraz z nurtem rzeki. Wcześniej z auta udało się ewakuować czterem pozostałym pasażerom. Powodzie w Nowej Południowej Walii to, niestety, nic nadzwyczajnego. Ulewne deszcze nawiedziły ten australijski stan choćby w marcu tego roku, zmuszając tysiące osób do opuszczenia swoich domów. Premier Australii wprowadził wówczas stan wyjątkowy, a w raporcie agencji Climate Council klęskę opisano jako jedną z najbardziej ekstremalnych klęsk żywiołowych w historii kraju.Kolejny kataklizm przyszedł wraz z przełomem czerwca i lipca, powodując liczne zniszczenia, m.in. lokalnych dróg oraz osuwiska. Nakazem ewakuacji lub informacją o potencjalnej potrzebie takowej objęto tym razem około 30 000 mieszkańców stanu, a w działaniach pomagało wojsko.Nie minęły nawet trzy miesiące, a żywioł znów zaatakował. Dla Australijczyków oznacza to kolejne dni, jak nie tygodnie, nierównej walki z siłami natury, a czasem także osobiste dramaty.
Policja z hrabstwa Muscogee poinformowała o znalezieniu ciała 2-letniego Aresa, którego zaginięcie kilkanaście godzin wcześniej przyjęli. Według zeznań rodziców, dziecko w godzinach nocnych przyszło do ich sypialni i "wsunęło" się do łóżka. Po przebudzeniu domowników chłopca już nie było.
Mazowieckie. W jednym z mieszkań w podwarszawskim Piastowie odnaleziono zwłoki piętnastomiesięcznego dziecka. Portal Warszawa w Pigułce donosi, że maleństwo zostało zakatowane na śmierć. Wirtualna Polska z kolei twierdzi, że zatrzymano ojca ofiary. Informacji na ten moment nie potwierdza prokuratura.Policja otrzymała zgłoszenie o śmierci dziecka w nocy z czwartku 15 września na piątek 16 września. - Potwierdzamy śmierć dziecka w jednym z mieszkań w Piastowie - przekazała w rozmowie z PAP podkom. Małgorzata Wersocka z Komendy Stołecznej Policji.
Potworna tragedia w Łopacinie w gminie Sońsk na Mazowszu. 3,5-letnia dziewczynka zmarła w szpitalu po tym, jak zatruła się chemikaliami. Jej rodzice zastosowali wcześniej w domu bardzo silny środek przeciwko gryzoniom. Policja i prokuratura prowadzą śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.Dramat rozegrał się we wtorek w liczącym niecałe 300 mieszkańców Łopacinie nieopodal Ciechanowa. To właśnie tam młode małżeństwo z 3,5-letnią córeczką wybudowało swój wymarzony dom, który zaczęło wykańczać. Sielankę przerwała jednak ogromna tragedia.
W niedzielę całym krajem wstrząsnęła informacja o zwłokach miesięcznej dziewczynki znalezionych w jednym z mieszkań na warszawskim Wilanowie. Do zbrodni przyznała się matka dziecka, która po nieudanym ataku ostrym narzędziem na dwójkę swych synów, uciekła z miejsca zdarzenia. W rozmowie z "Onetem" sąsiedzi kobiety mówią o spokoju, który wydawał się panować w tej rodzinie.
11-letnia Oliwia zgłosiła do szkolnej higienistki, gdy z nosa zaczęła lecieć jej krew. Kobieta nie była w stanie zatamować krwawienia, więc wezwała pogotowie. W szpitalu matka dziewczynki usłyszała, że ordynator nie przyjmie dziecka na oddział, ponieważ "nie ma leczenia krwawienia z nosa i na to się nie umiera". 11-letnia Oliwia zmarła tego samego dnia. Wstrząsające doniesienia z Nowej Rudy.11-letnia Oliwia miała przed sobą całe życie, ale splot nieszczęśliwych wypadków sprawił, że w jeden dzień wszystko legło w gruzach. Zaczęło się od pozornie banalnego krwotoku z nosa.Dziewczynka zalała się krwią z nosa w czasie lekcji. Udała się do szkolnej pielęgniarki, ale ta nie była w stanie poradzić sobie z problemem i wezwała karetkę. To początek tragedii. Rodzice 11-latki zamiast wyprawiać urodziny, będą odwiedzać ją na cmentarzu.
Potworne odkrycie stołecznej policji. W niedzielę 4 września funkcjonariusze zostali wezwani do jednego z mieszkań na Wilanowie, w którym ujawnili zwłoki miesięcznej dziewczynki. W środku znajdowała się też dwójka rannych chłopców, których matka pozostawiła samych i uciekła. 32-latkę ujęto dopiero po kilkunastu godzinach na cmentarzu w Starych Babicach. Będzie zeznawać w prokuraturze.Wiele wskazuje na to, że w miniony weekend na warszawskim osiedlu w dzielnicy Wilanów doszło do mrożącej krew w żyłach zbrodni. Luksusowa dzielnica jest wstrząśnięta po tym, jak w mieszkaniu niewzbudzającej żadnych podejrzeń wśród sąsiadów rodziny ujawniono ciało zakatowanej dziewczynki i dwójkę jej poważnie rannych braci.
Ośmioletnie bliźniaki i ich 18-letnia siostra zginęli, chociaż mieli przed sobą całe życie. Irlandzka policja wprost określa to zdarzenie, jako "brutalny incydent". - Lećcie wysoko, małe aniołki, nasze serca są złamane - napisała anonimowa osoba, która zostawiła pod domem w Dublinie bukiet kwiatów. Zatrzymany w tej sprawie ma zaledwie 20 lat.Bliźniaki miały zaledwie osiem lat, a ich siostra dopiero wkraczała w dorosłość. Wszystko w zaledwie kilka chwil przepadło. Irlandia wrze po ujawnieniu śmierci trojga dzieci na dublińskim osiedlu Tallaght.- Obudziłam się, usłyszałam zamieszanie, głosy, krzyki, wszędzie widziałam migające światła. To wszystko działo się za moim domem, to przerażające - mówiła sąsiadka ofiar w rozmowie z dziennikarzami BBC. Co tam się stało?
Mrożące krew w żyłach odkrycie w jednym z warszawskich mieszkań. Miesięczna dziewczynka leżała w łóżeczku, a jej drobne ciało pokryte było ranami kłutymi. W mieszkaniu przy ul. Aleja Wilanowska znajdowało się jeszcze dwoje innych poranionych dzieci. Jedno z nich wysłało do babci przerażającego SMS-a. 32-letnia matka jest poszukiwana.Miesięczne dziecko zginęło, a chłopcy w wieku 3 i 9 lat znalezieni zostali w mieszkaniu z licznymi ranami. RMF FM przekazało makabryczne doniesienia z Warszawy.Matka z premedytacją doprowadziła do śmierci niedawno narodzonego dziecka? Dziewczynka znaleziona przez policjantów w łóżeczku żyła zaledwie miesiąc, a świat opuściła w dramatycznych i bolesnych okolicznościach.
3-latek miał przed sobą całe życie, ale jedna decyzja jego ojca sprawiła, że nigdy nie będzie miał okazji dorosnąć. Chłopiec zmarł, zamknięty w rozgrzanym samochodzie. Zanim tata zostawił dziecko, stwierdził, że uchylone okna wystarczą. Refleksja przyszła zbyt późno. - Niech Bóg nie pozwala nikomu odczuwać tego bólu - powiedział 34-latek w rozmowie z mediami.Apele o rozwagę w czasie upałów nie przynoszą efektów nie tylko w Polsce. Turcja żyje dramatyczną śmiercią 3-letniego chłopca. Dziecko spało w zamkniętym samochodzie. Nie przeżyło.
Dramatyczne doniesienia dziennikarzy "Gazety Pomorskiej". W długi weekend w Grudziądzu odnaleziono starannie ukryte w odludnym miejscu szczątki noworodka. W sprawie zatrzymano 17-letnią dziewczynę i 18-letniego chłopaka, którzy trafili do aresztu. Prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie pozbawienia życia dziecka.Szczątki dziecka zlokalizowane były w północnej części miasta. Choć makabrycznego odkrycia dokonano podczas długiego sierpniowego weekendu, do zgonu doszło najprawdopodobniej już kilka miesięcy temu. Służby wskazały już pierwszych podejrzanych.
Wstrząsające doniesienia z obwodu saratowskiego w Rosji. Po trwającym ponad pół roku śledztwie tamtejsze służby rozwikłały tajemnicę śmierci trojga małych dzieci i ich 23-letniej ciotki. Do otrucia całej czwórki w końcu przyznała się babcia, która śmiertelnej substancji dodała do przygotowanej przez siebie zupy mlecznej.Choć jak świat długi i szeroki, w każdym jego zakątku zdarzają się zatrważające zbrodnie, w ostatnim czasie media okrążają wyjątkowo mrożące krew w żyłach opowieści z Rosji. Nie tak dawno opisywaliśmy drastyczne okoliczności morderstwa na weselu, którego dopuścił się chory z zazdrości pan młody, teraz z kolei sprawcą makabrycznego czynu na członkach własnej rodziny miała być kochająca babcia.
W niedzielę 7 sierpnia w godzinach popołudniowych w Kamienniku Wielkim pod Elblągiem (województwo warmińsko-mazurskie) na drodze S22 doszło do tragicznego wypadku, w wyniku którego życie straciły cztery osoby, w tym dziecko. Z informacji przekazanej przez policję wynika, że po zdarzeniu trasa pozostaje całkowicie zablokowana.Jakub Sawicki z elbląskiej policji w rozmowie z PAP przekazał, że w Kamienniku Wielkim doszło do zderzenia czołowego. - Cztery osoby nie żyją, w tym jedno dziecko. To wstępne ustalenia, na razie nie mam bliższych informacji - doprecyzował funkcjonariusz.
Nicolo miał przed sobą jeszcze całe życie, ale 28 lipca 2-latek po raz ostatni wrócił z placu zabaw. - Nagle zaczął się źle czuć - powiedział dziadek zmarłego dziecka. Tajemnicza sprawa ujawni rodzinny sekret? Ojciec Nicola został osobą podejrzaną, nie bez powodu.2-letni Nicolo świetnie bawił się na placu zabaw we włoskim Longarone. Kiedy wrócił do domu, wszystko się zmieniło. Niedługo później lekarze stwierdzili zgon dziecka.Co sprawiło, że pełen zdrowia, radości i werwy chłopczyk w zaledwie kilka chwil wyzionął ducha? Śledczy przede wszystkim przyglądają się rodzinie 2-latka. Okoliczności śmierci Nicolo pozostają zagadką.
Nie żyje synek Jakuba Rzeźniczaka i Magdaleny Stępień. Roczny Oliwier odkąd skończył pół roku walczył z nowotworem wątroby. Chłopiec i jego mama od kilku miesięcy przebywali w klinice w Izraelu.
Tragiczna środa w Sosnowcu. Życie zdecydowanie zbyt szybko zakończyła czteroletnia dziewczynka. Dziecko zginęło w wyniku wypadku. Nie udało się jej uratować po tym, jak spadła z okna na piątym piętrze.Czteroletnia dziewczynka zginęła w środę Sosnowcu. Do dramatycznych wydarzeń, które zakończyły się w najgorszy z możliwych sposobów, doszło późnym popołudniem. Nie jest wykluczone, że tragedii można było uniknąć.
Ośmioletni chłopiec został zastrzelony przez swojego pięcioletniego brata. Do tragedii doszło w domu rodzeństwa w Arkansas w Stanach Zjednoczonych. - To tragiczny incydent, którego można było uniknąć - powiedział po śmiertelnym postrzeleniu dziecka szeryf Lafayette Woods Jr.Młodszy brat oddał śmiertelny strzał. Ośmiolatek nie miał szans na przeżycie. Kiedy służby dotarły na miejsce, dziecko już nie żyło i nie było szans na jego uratowanie. Rodzinna tragedia, której można było uniknąć. Opiekunowie mający broń nie zadbali o to, by dzieci obecne w domu nie miały do niej dostępu. Finał tej historii jest najgorszy z możliwych.
Tragiczny wypadek w Podlaskiem. W niedzielę 10 lipca na trasie Dąbrowa Bialostocka - Lipsk w zderzeniu dwóch aut osobowych i busa śmierć poniosły trzy osoby. Wśród ofiar makabrycznego zdarzenia jest również małe dziecko. W akcji ratowniczej brał udział śmigłowiec LPR.
Do dramatycznego wypadku doszło na drodze ekspresowej między Szczecinem a Gorzowem Wielkopolskim. Samochód osobowy zderzył się tam z ciężarówką. Niestety, pomimo reanimacji na miejscu zmarło 10-miesięczne niemowlę. Jego rodzice zostali przetransportowani do szpitala.