Partnerka męża Beaty Klimek przerwała milczenie. "Będziemy walczyć"
Sprawa tajemniczego zaginięcia Beaty Klimek już od wielu tygodni elektryzuje polską opinię publiczną. Oliwy do ognia dolała właśnie nowa partnerka męża zaginionej, która zdecydowała się na szokujące wyznanie.
Beata Klimek zaginęła dwa miesiące temu
Beata Klimek z Poradza zaginęła 7 października. Od tamtej pory prowadzone są szeroko zakrojone poszukiwania, jednak policja wciąż nie ustaliła, co się z nią stało. Bliscy zaginionej obawiają się, że mogło dojść do najgorszego. Z kolei mąż 47-latki, Jan Klimek wraz ze swoją obecną partnerką utrzymują, że kobieta po prostu uciekła.
To nieprawda, że ona nie żyje. Taka osoba, która wychodzi z domu i znika, nie robi tego pod wpływem chwili. Ona to planuje. (…) Nie wiem, co się stało, może poszło jej na psychikę. Mi się wydaje, że ona wyjechała, uciekła po prostu - tłumaczy Agnieszka B.
Zdaniem kobiety, pani Beata była bardzo nielubiana w swojej miejscowości.
Jej nikt tutaj na wiosce nie lubił. Nikt. Przed jej zaginięciem było tak, że ludzie byli przeciwko niej, odsuwali się od niej, nie miała nawet przyjaciółek. Ona na te swoje dzieci krzyczała. Ona się na nie darła. Nie rozmawiałam z nią, trzymałam się z dala, ale jak siedziałam na dole, to słyszałam, co ona wyrabia z dziećmi. Słyszałam, jak krzyczy na nie. Dzieci uciekały, mówiły, że biła je parasolką. Ona robiła im zakazy - powiedziała obecna partnerka męża zaginionej.
ZOBACZ: Afera na antenie TV Republika. Jackowi Kurskiemu puściły nerwy
Kryminalna przeszłość nowej partnerki Jana Klimka
W związku z nagłośnieniem sprawy zaginięcia Beaty Klimek na jaw wyszła kryminalna przeszłość nowej ukochanej jej męża. Kobieta odsiadywała wyrok w związku z zabójstwem swojego pierwszego partnera Romualda T. Zbrodnia wydarzyła się pod koniec 1999 roku, a motywem miał być romans kobiety z przyrodnim bratem ówczesnego męża. Kobieta została skazana na 3 lata więzienia, jednak opuściła je po 1,5 roku przez wzgląd na wychowywanie małego dziecka.
Co ciekawe, z ustaleń Faktu wynika, że Agnieszka B. nie pojawiła się w pracy 7 października , w dniu zaginięcia Beaty Klimek. Według relacji Jana Klimka kobieta miała tego dnia przebywać w mieszkaniu w Łobzie. Z najnowszych ustaleń wynika jednak, że była również tego dnia obecna w domu zaginionej.
Jak przyjechałam tego dnia na miejsce z policją, około godz. 15:00, to wyszli na podwórko tylko rodzice Jana. Po około 15-20 minutach dojechał Jan i wtedy zobaczyłam też panią Agnieszkę na podwórku. Być może przyjechała z nim. Nie zmienia to faktu, że tego dnia Jan dużo jeździł i równie dobrze Agnieszka mogła być w Poradzu rano i mógł ją odwieźć do ich mieszkania w Łobzie, a później znowu ją przywieźć. Aczkolwiek nie wiem, jak było naprawdę - mówiła Ola Klimek, siostrzenica zaginionej.
W tej sprawie anonimowo wypowiedział się także jeden z pracowników Biedronki w Łobzie, gdzie na co dzień pracuje Agnieszka B. "Przypadek? Nie sądzę. I nagle wzięła zwolnienie, jak już się sprawa rozkręciła. Boimy się z nią pracować " - skomentował mężczyzna.
ZOBACZ: Zaginięcie Beaty Klimek. Jej mąż nie wytrzymał, puściły mu nerwy
Szokujące wyznanie Agnieszki B.
Agnieszka B. twierdzi, że mąż Beaty Klimek jest bardzo dobrym ojcem, a zaginiona utrudniała mu kontakt z dziećmi. Teraz wraz z Janem walczą, aby odebrać je 47-latce.
Janek jest bardzo dobrym człowiekiem, kocha te dzieci. On krzywdy im nie robił. Ludzie i rodzina ze strony pani Beaty zrobili z niego mordercę i kata, a to nieprawda . Rodzice Janka to też bardzo dobrzy ludzie. Bardzo kochają swoje dzieci, wnuki. Walczymy o odebranie dzieci. Złożyliśmy w tej sprawie wniosek do Sądu Okręgowego w Szczecinie i od dwóch miesięcy czekamy na odpowiedź - powiedziała "Faktowi" Agnieszka B.
Odniosła się także do tego, czy bierze pod uwagę, że pani Beata wróci do swoich dzieci.
Ja nie wiem, co ona ma w głowie. Jeśli wróci, to się niech tłumaczy z tego, co zrobiła. Bo tak naprawdę, jeśli kochała bardzo dzieci, to źle postąpiła, zostawiając je. Bo jak się kocha dzieci, to żadna matka ich nie zostawia - stwierdziła.
Inne zdanie na temat Jana Klimka ma natomiast rodzina poszukiwanej, która twierdzi, że od czasu zaginięcia mężczyzna nie kontaktował się z dziećmi.
Dzieci nawet o niego nie pytają, mówią tylko o mamie. Cały czas ją wspominają i czekają na jej powrót. Dzieci potrzebują pomocy specjalistycznej, jeździmy z nimi do lekarzy. Najstarszy chłopiec Marcelek powiedział ostatnio, że on nie chce świąt Bożego Narodzenia i jeżeli mama nie wróci, to on nie usiądzie w ogóle do świątecznego stołu - twierdzi Ola Klimek.