Międzyzdroje. Nowe fakty ws. sprawcy tragicznego wypadku. Mieszkańcy ujawniają
Najpierw słychać było pisk opon i ryk silnika, chwilę później doszło do niewyobrażalnej tragedii. Międzyzdroje cały czas nie mogą otrząsnąć się po wypadku, do którego doszło na ul. Dąbrówki w przededniu Wigilii. Zginęły w nim trzy osoby, w tym 7-letnie dziecko, które w jednej chwili zmiótł z chodnika 35-latek pod wpływem narkotyków. Dziennikarze “Faktu” dotarli do nowych, szokujących ustaleń na temat zarówno mężczyzny, jak i jego niewinnych ofiar.
Tragedia w Międzyzdrojach. Sprawca brał narkotyki i dopalacze
Przedświąteczna tragedia w Międzyzdrojach wstrząsnęła opinią publiczną. Nie dość, że zginęły w niej aż trzy osoby, w tym dziecko, z jednej rodziny, to jeszcze dramatu można by uniknąć, gdyby nie ludzka nieodpowiedzialność i głupota.
Dziś wiadomo już, że mężczyzna, który doprowadził do wypadku, zanim staranował swoim audi ofiary, brał i narkotyki, i dopalacze . Prok. Piotr Wieczorkiewicz przekazał “Faktowi”, że stężenie tych substancji w organizmie 35-latka było tak wielkie, że zamiast zarzutu bycia “po użyciu”, postawiono mu ten mówiący o byciu “pod wpływem”.
Oczywiście, poza tym odpowie on za spowodowanie tragedii, której skutkiem była śmierć dwóch dorosłych i 7-latka, a także spowodowanie obrażeń u 12-latki. Podczas przesłuchania śledczym nie udało się dowiedzieć, co kierowało sprawcą, bowiem odmówił on składania zeznań. Mówią za to wciąż będący w szoku mieszkańcy Międzyzdrojów. I z każdym dniem ujawniają kolejne, mrożące krew w żyłach szczegóły.
Ofiary przyjechały z Wrocławia. To miały być rodzinne święta
Dziennikarze “Faktu” ustalili, że rodzina, która zginęła w sobotnim (23 grudnia) wypadku przyjechała do nadmorskiej miejscowości spędzić tam święta. Nie pochodziła jednak, jak sądzono, z Gdańska, lecz z Wrocławia.
ZOBACZ: Tragiczny wypadek pod Świdnicą. Czołowe zderzenie dwóch pojazdów, nie żyje jedna osoba
Niestety, 43-latka, 44-latek i ich 7-letni synek nie doczekali tegorocznej Wigilii. W wieczór ją poprzedzający zostali zmieceni z chodnika przez pędzący samochód. Siła uderzenia była tak wielka, że upadli na sąsiedniej posesji. Sprawca tragedii zamiast próbować im pomóc, uciekł na piechotę.
- I on był przyjezdny, i oni. Przyjechał z pomorskiego, ale nie wiem, co tu robił - przekazał dziennikowi mieszkaniec okolicy. - To nie jest żadna niebezpieczna ulica. Jest dobrze oznakowana – dodał.
Audi pędziło z zawrotna prędkością. Nieoficjalne dane porażają
O tym, że może wydarzyć się coś niepokojącego, świadkowie dramatu wiedzieli jeszcze zanim do niego doszło. Zwiastowały to dochodzący z ulicy dźwięk pędzącego auta i ryk jego silnika.
To, ile audi miało na liczniku, ustalać będą biegli, ale nieoficjalne informacje wskazują, że było to ok. 150 km/h. To trzy razy więcej niż wynosi maksymalna dozwolona prędkość w terenie zabudowanym.
ZOBACZ: Żałoba wśród świętokrzyskich strażaków. 25-latek jedną z ofiar tragicznego wypadku w Hucie Nowej
- Na podstawie wstępnych oględzin biegłego przyjmujemy, że prędkość była znaczna - usłyszeli dziennikarze “Faktu” w szczecińskiej prokuraturze. O dalszych ustaleniach na pewno będziemy informować w portalu Goniec.pl.
Źródło: Fakt