Michał Adamczyk wycofał akt oskarżenia przeciwko autorowi artykułu o mrocznej przeszłości gwiazdora TVP
We wrześniu ubiegłego roku Michał Adamczyk zniknął z anteny Telewizji Polskiej. Stało się to po tym, gdy dziennikarz Gońca Mateusz Baczyński opisał, że w przeszłości gwiazdor TVP znęcał się nad swoją kochanką. Po publikacji artykułu Adamczyk złożył prywatny akt oskarżenia przeciwko autorowi tekstu. Przed pierwszą rozprawą zdecydował się go jednak wycofać. W tej sytuacji sąd umorzył sprawę.
„Każde zdanie ma odzwierciedlenie w aktach”
Artykuł "»Bił mnie pięściami po twarzy, wyrywał włosy i groził śmiercią«. Mroczna przeszłość gwiazdora TVP" ukazał się 7 września 2023 roku w Onecie. W tamtym czasie Michał Adamczyk pełnił funkcję dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, jak również był prowadzącym główne wydanie Wiadomości TVP oraz popularny program publicystyczny "Strefa Starcia".
Po publikacji artykułu zniknął jednak z anteny i formalnie udał się na urlop. Natomiast w odpowiedzi na artykuł złożył prywatny akt oskarżenia przeciwko jego autorowi Mateuszowi Baczyńskiemu, w którym zarzucił mu pomówienia, czym naraził go na "poniżenie w opinii publicznej oraz utratę zaufania publicznego potrzebnego do zajmowania stanowiska dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej oraz wykonywania zawodu dziennikarza".
Jednak tuż przed pierwszą rozprawą w tej sprawie Michał Adamczyk zdecydował się wycofać akt oskarżenia. W tej sytuacji Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa umorzył postępowanie.
- Wcześniej adwokaci Adamczyka kilkukrotnie proponowali ugodę, ale za każdym razem była ona przeze mnie odrzucana. Nie mam wątpliwości, że mój artykuł powstał w zgodzie ze wszystkim dziennikarskimi standardami, więc nie wyobrażałem sobie, że miałbym za cokolwiek Michała Adamczyka przepraszać - mówi Mateusz Baczyński.
- Każde zdanie w tym artykule ma swoje odzwierciedlenie w aktach sprawy, która toczyło się przeciwko Michałowi Adamczykowi w związku z pobicie przez niego partnerki oraz stosowaniem wobec niej gróźb karalnych. Przypomnę też, że co prawda sąd warunkowo umorzył to postępowanie, ale stwierdził jednocześnie, że wina Adamczyka nie budzi wątpliwości i została potwierdzona dowodami zebranymi w śledztwie – dodaje dziennikarz Gońca.
Wykręcał palce, pluł w twarz, wyrywał włosy z głowy
Historia, którą opisał Mateusz Baczyński w swoim artykule rozegrała się w lutym 2000 roku. Michał Adamczyk razem ze swoją 29-letnią kochanką wyjechali do miejscowości Stary Smokowiec na Słowacji. Tam kobieta oznajmiła dziennikarzowi, że chce zakończyć ich romans. Wtedy mężczyzna wpadł w szał.
Jak relacjonowała później śledczym kobieta - Adamczyk miał ją przewrócić na łóżko, usiąść na jej klatce piersiowej, wyzywać ją, pluć jej w twarz i wyrywać włosy z głowy. Wykręcał jej też palce obu dłoni i próbował zdjąć obrączkę. Kobieta błagała go, żeby przestał.
"Na chwilę przerwał i siedząc na mnie zapytał, czy mam dość. Powiedziałam, że tak. Odpowiedział, że on jeszcze nie. Zaczął mnie wtedy okładać pięściami po twarzy" – zeznawała w prokuraturze.
"Jeszcze siedząc na mnie powiedział, że rozwiąże nasz problem inaczej. Udusi mnie, włoży do samochodu i wyrzuci w górach. Znajdą mnie wiosną już rozłożoną, nie będzie żadnych śladów, a on sobie spokojnie wyjedzie".
Dalej kobieta opowiadała, że Adamczyk wypchnął ją na werandę i uderzył drzwiami w głowę, co spowodowało, że upadła na ziemię. Wtedy chwycił ją za włosy i przeciągnął po werandzie. Po chwili zaczął ją kopać (twardym obuwiem) po całym ciele – nogach, pośladkach, plecach i głowie. Kiedy skończył, wszedł do pokoju, zabrał z jej portfela tysiąc złotych i poszedł kupić sobie piwo.
29-latka noc spędziła na werandzie, mimo niskiej temperatury.
"On w tym czasie pił piwo, palił papierosy i wysyłał na mój telefon obrzydliwe SMS-y o treści: »jesteś ku**ą, zawsze nią będziesz«, »masz ciało gorsze od mojej babci«, »jesteś beznadziejną matką, zostawiłaś swojego bachora, ciekawe kto go spłodził«, »to że cię ruchałem powinno być dla ciebie zaszczytem«" – opowiedziała śledczym.
"Wojna dopiero się zaczyna"
Następnego dnia kobieta wróciła do rodzinnego miasta i udała się na obdukcję. Lekarz stwierdził u niej m.in. krwiaka w okolicach żuchwy, obrzęk i wybroczyny krwotoczne w okolicy podoczodołowej, ślady po wyrwanych włosach i siniaki praktycznie na cały ciele.
Na początku marca 2000 roku Prokuratura Rejonowa w Toruniu podjęła decyzję o ściganiu z urzędu Michała Adamczyka. Dziennikarz nie przestał jednak nękać swojej byłej kochanki. Zagroził, że ujawni nagrania wideo, które ją skompromitują. Poniżej treść dwóch (spośród wielu) zabezpieczonych w prokuraturze SMS-ów, które wysyłał do 29-latki:
"Poczekaj na moje asy! Wojna dopiero się zaczyna. Niestety na fragmencie filmu nie widać dokładnie twojej twarzy. Rogacz (chodzi o męża – red.) pozna cię po dupie, a koledzy po włosach".
"Twój syn też to kiedyś obejrzy, a poza tym każdy kolejny twój gach będzie to oglądał. Jutro kopiuję to na VHS”.
W trakcie przesłuchania w prokuraturze Adamczyk nie przyznał się do winy. Potwierdził, że na Słowacji doszło do kłótni między nim a 29-latką, ale zapewnił, że nie podniósł na nią ręki. Odniósł się też do obrażeń kobiety, która zostały stwierdzone przez lekarza w trakcie obdukcji. Najpierw powiedział, że mogły powstać w wyniku upadku na nartach, a później zasugerował, że kobieta mogła zostać pobita przez męża.
"Sprawstwo i wina nie budzą wątpliwości"
30 czerwca 2001 roku do Sądu Rejonowego w Toruniu trafił akt oskarżenia. Prokuratura oskarżyła Michała Adamczyka o pobicie 29-latki, kierowanie w jej stronę gróźb pozbawienia życia oraz popełnienia przestępstw na szkodę pokrzywdzonej lub jej najbliższych, jak również kradzież tysiąca złotych.
Finał sprawy miał miejsce 11 stycznia 2002 roku. Sąd uznał, że "sprawstwo i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości i zostały potwierdzone dowodami zebranymi w sprawie". Zdecydował się jednak warunkowo umorzyć sprawę, wyznaczając jednocześnie dwuletni okres próby i zobowiązując Michała Adamczyka do wpłacenia 1500 zł na Fundację "Daj Szansę".
Sąd zatem uznał, że Michał Adamczyk popełnił zarzucane mu czyny, ale stwierdził jednocześnie, że "istnieje pozytywna prognoza co do tego, że będzie przestrzegał porządku prawnego". Jako okoliczność łagodzącą sąd potraktował fakt, że dziennikarz nie był wcześniej karany.