Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Kwarantanna w pokoju bez okien i z resztkami z restauracji. Tak omikron atakuje na rejsach wycieczkowych
Jan Kietliński
Jan Kietliński 19.01.2022 21:09

Kwarantanna w pokoju bez okien i z resztkami z restauracji. Tak omikron atakuje na rejsach wycieczkowych

daniele-d-andreti-CVvjUrsDIXE-unsplash
https://unsplash.com/photos/CVvjUrsDIXE?utm_source=unsplash&utm_medium=referral&utm_content=creditShareLink

Na samym początku pandemii informacje o nowych zakażeniach spływały lawinowo. Zanim zainfekowane zostały całe kraje, izolacji poddawano kurorty, szkoły, pociągi i statki pasażerskie. Dzisiaj to właśnie te ostatnie okazują się najbardziej ryzykowne. Z powodu rozprzestrzeniania się Omikronu, morskie wakacje życia dla wielu stają się koszmarem. Jak się okazuje, armatorzy nie wiedzą do końca jak poradzić sobie z problemem, co nie podoba się rozczarowanym pasażerom. WHO i CDC wydały ostrzeżenia czwartego stopnia przed udziałem w rejsach pasażerskich. Ryzyko zakażenia jest tam wysokie, jednak jeszcze większa jest szansa, że chory pasażer popsuje nam wyczekiwany urlop. Nawet najbardziej renomowane linie nie są w stanie poradzić sobie z chorymi. Pasażerowie skarżą się na chaos, rozdzielanie rodzin i fatalną obsługę. Dodatkowym problemem jest także jedzenie, które często trafia do chorych nieświeże. Kilka dni temu 2000 pasażerów utknęło na statku u wybrzeży Indii, przez zakażenia wśród załogi. Dopiero wczoraj zdecydowano, że każdy pasażer zostanie przetestowany przed opuszczeniem pokładu.

"Spędzasz 10 dni w pływającej szalce petriego"

Rejs statkiem pasażerskim to marzenie dla wielu. W Ameryce Północnej jest to jeden z najpopularniejszych rodzajów wypoczynku. Bliskość Karaibów, tropikalnych wybrzeży Meksyku, czy rajskich wysp Ameryki Środkowej sprawia, że w trakcie tygodniowego rejsu możemy przenieść się do innego świata. Niestety, pandemia w szczególny sposób dotknęła tę gałąź turystyki. Dzisiaj Omikron, nowy wariant koronawirusa, powoduje, że wiele rejsów jest odwoływane, bądź zakażeni pasażerowie paraliżują zabawę na statku. Wydawałoby się, że w dwa lata od wybuchu pandemii branża będzie dostatecznie przygotowana. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła inna. CDC ujawniło, że tylko w trakcie drugiej połowy grudnia na statkach pasażerskich wypływających ze Stanów Zjednoczonych zdiagnozowano 5013 przypadków zakażenia koronawirusem. Jest to trzydzieści razy więcej niż przez wcześniejsze dwa tygodnie. Niestety, sytuacja uległa pogorszeniu po nowym roku. Jednym z zakażonych pasażerów był Frank Rebelo, 54-letni DJ z Tijuany w Meksyku. Rebelo jest także właścicielem małej firmy transportowej, a życie dzieli między Las Vegas, a Tijuaną. Rebelo w rozmowie z Washington Post powiedział, że wykupił najlepszy pakiet turystyczny oferowany przez Norwegian Getaway, jego dziewięciodniowy rejs miał być ekskluzywnym przeżyciem. Sytuacja zmieniła się, gdy zachorował na COVID-19. - Zachowali się tak, jakby mogli zapewnić mi jedynie minimum do przeżycia - powiedział Rebelo. - Zostałem przeniesiony do specjalnej kajuty dla osób, które przechodzą kwarantannę. Jedyne, z czego mogłem skorzystać to room service, na który musiałem czekać czasem kilka godzin. Przez cały okres mogłem wybrać między kanapką, pizzą, burgerem lub kilkoma deserami - dodał. Innym z poszkodowanych pasażerów był 33-letni Mike Ratliff. Mężczyzna wybrał się na rejs z rodzicami, żoną, 6-letnim synem i 4-letnią córką. To właśnie ona została zainfekowana wirusem i miała widoczne lekkie objawy. Ratliff zabrał córkę na test, a gdy wyszedł on pozytywny, to właśnie on miał przejść izolację razem z 4-latką. Obsługa statku początkowo nie zezwoliła na izolację razem z żoną i synem. Co ciekawe, żaden inny członek rodziny nie był testowany pod kątem COVID-19. Lyan Sierra-Caro, rzeczniczka linii Royal Carribean, do której należy statek, na którym wypoczywał Ratliff powiedziała, że w przypadku gdy statek ma zakończyć rejs w ciągu 24 godzin, pasażerowie, którzy byli narażeni na kontakt z chorym nie muszą być testowani. Mike Ratliff postanowił, że stworzy kanał na TikToku (Cruising With Covid), na którym podzieli się wrażeniami z kwarantanny na statku. Jego relacje nie należą do pochwalnych. Mężczyzna przekazał, że oczekiwanie na telefoniczny kontakt z załogą wynosiło z reguły godzinę. Nie dostarczano im także wody, podczas gdy jego córka miała gorączkę. Na posiłek musieli czekać trzy godziny, a w pokoju bez okien spędzili półtora dnia. Po przybiciu do portu na Florydzie rodzina Ratliffa zdecydowała się przetestować. Mimo pełnego cyklu szczepień COVID-19 zdiagnozowano u każdego. - Dobrze się bawiliśmy, aż do pewnego momentu. To było frustrujące, że nie byli w stanie spełnić naszych podstawowych potrzeb, jak chociażby przynieść wodę gorączkującej córce - powiedział Mike Ratliff. - Nadal byliśmy gośćmi na tym statku i zapłaciliśmy te same pieniądze, co inni pasażerowie - dodał. Frank Rebelo zwrócił uwagę także na jedną istotną rzecz. Na przykładzie Mike’a Ratliffa doskonale widać, że linie zrzucają z siebie odpowiedzialność w przypadku zarażenia się na ich statku tuż przed końcem rejsu. - Ubiegałem się o ponowne przetestowanie przy opuszczaniu statku. Nie pozwolono mi - powiedział Rebelo. - Spędzasz 10 dni w pływającej szalce petriego, a na końcu nie masz nawet prawa sprawdzić, czy jesteś zdrowy. Uważam, że to rozsądne, aby zbadać się przy opuszczaniu pokładu - dodał.

"Oni nie wiedzieli co robić"

Kelly Araujo, 18-letnia studentka Uniwersytetu Duke wypoczywała wraz z mamą na pokładzie statku Norwegian Encore. Po sześciu dniach rejsu jej mama poczuła się źle, o co początkowo obwiniała chorobę morską. Okazało się, że obie zaraziły się koronawirusem. Kelly wraz z mamą zostały przeniesione do kajuty bez okien. Musiały spędzić tam cztery dni bez żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Jak obie zaznaczają, nie było to łatwe przeżycie: - Miałyśmy wrażenie, że gdy dostałyśmy pozytywny wynik, obsługa była zaskoczona. Nie wiedzieli, co z nami zrobić, a to na pewno nie był pierwszy taki przypadek - powiedziała Kelly. - Czułam się jakby to był jeden bardzo, bardzo długi dzień. Straciłyśmy poczucie czasu, byłyśmy albo senne, albo pełne energii. Nawet gdy szłyśmy spać, po przebudzeniu się robiłyśmy dokładnie to samo, a to wszystko zdawało się trwać w nieskończoność - dodała dziewczyna. Kelly Araujo zaznaczyła jednak, że nie mogły narzekać na wybór posiłków. Obsługa oferowała im dowolne pozycje z karty. Inne zdanie na temat podejścia obsługi ma 68-letni Barry Klueger, który na kwarantannie spędził noworoczny rejs małżeński. - Armator nie wymyślił COVID-u. To nie ich wina - powiedział mężczyzna. - Każdy próbuje radzić sobie, jak może. Obsługa była moim zdaniem przemęczona i dlatego mogli sobie ze wszystkim nie radzić - dodał. Klueger nie narzekał na warunki. Codziennie serwowano mu ekskluzywne dania, a kwarantannę spędził w kajucie obok żony. Mogli rozmawiać ze sobą przez balkon, a w sylwestra zamówił szampana, ubrał się w garnitur i obserwował pokaz świateł na wodzie.

Obsługa traktowana najgorzej

Z uwagi na braki kadrowe, kwarantanna wśród załogi może być szczególnie uciążliwa. Jedna ze stewardess na statku Odyssey of the Seas, należącego do linii Royal Caribbean opowiedziała, że została wysłana na tak zwaną "łagodną kwarantannę" po kontakcie z zakażonym. W jej trakcie mogła pracować, ale cały wolny czas musiała spędzać w pokoju. Jednego dnia ktoś pozostawił jej posiłek pod drzwiami bez pukania. W tym czasie pracownicy dezynfekowali korytarze środkiem chemicznym, przez co danie nie nadawało się do spożycia. - Raz na kolację dostałam pudełko suchego ryżu, nic więcej. Nie dostałam żadnego warzywa ani choćby bułki - powiedziała. Inny z pracowników Royal Caribbean opowiedział, że jedzenie dla załogi na kwarantannie z reguły składa się z resztek, a zdarzają się przypadki, że posiłek jest zepsuty. Mężczyzna opublikował zdjęcie, na którym widać, że na kolację dostał spleśniałą pomarańczę, pudełko ryżu i ugotowane jajko. - Byłoby inaczej, gdybym pracował np. na budowie i moja firma nie wiedziałaby nic o przygotowywaniu jedzenia. Tymczasem Royal Carribean posiada wyszkolonych kucharzy i serwuje najbardziej wystawne posiłki - powiedział. - Niestety, nie tyczy się to załogi - dodał. Fatalna sytuacja miała miejsce na statku linii Cordelia Cruise Empress, który płynął z Bombaju do Goa w Indiach. Zakażenie członka załogi spowodowało, że rząd Indii nie wyraził zgody na opuszczenie pokładu przez dwa tysiące pasażerów. Dopiero kilka dni później Ministerstwo Zdrowia Indii podjęło decyzję, że każdy z pasażerów będzie musiał wykonać test PCR przed opuszczeniem pokładu. Popularne Goa zmaga się aktualnie z poważnym wzrostem zakażeń, stąd taka decyzja. Jeśli marzyliśmy o rejsie ekskluzywnym wycieczkowcem, dobrym pomysłem byłoby odłożenie planów. Przynajmniej do czasu, gdy procedury przechodzenia kwarantanny na statku będą bardziej dopracowane. Może się okazać, że wakacje życia staną się traumatycznym wspomnieniem.