Ksiądz zamykał kościół, porwała go powódź. "Nie mogliśmy mu pomóc"
Dramatyczne doniesienia z Lądka-Zdroju. Wikariusz parafii Narodzenia NMP właśnie zamykał kościół, kiedy nagle do miasta nadeszła potężna fala. Nie było szans na ucieczkę, duchowny był zdany tylko na siebie. Probosz parafii ks. Aleksander Trojan powiedział wprost – wikariusz “nie mógł otrzymać pomocy i był blisko śmierci”.
Powódź w Lądku-Zdroju
Powódź spowodowała ogromne zniszczenia w Lądku-Zdroju. Wielka woda pozostawiła prawdziwe spustoszenie w wielu miejscach, niektórzy mieszkańcy nie mają do czego wracać.
O dramacie, jaki przeżyło miasto, opowiedział w rozmowie z TV Trwam proboszcz parafii Narodzenia NMP w Lądku Zdroju, ks. Aleksander Trojan.
Całe miasto jest zniszczone. Zerwało wszystkie mosty, w tym piękny, zabytkowy most św. Jana z XVI wieku. Jeden wiadukt został. Byłem na takim spotkaniu w liceum, które organizował burmistrz. Tam przyszło około 200 osób. Nie mieli się gdzie podziać. Wszystkie domy zostały zalane i zniszczone. Też naszej pani gospodyni, która u nas pracuje, zniszczyło całkowicie dom. W ostatniej chwili przybiegła na plebanię i zamieszkała na drugim piętrze (…). Obecnie nie mamy ani światła, ani gazu, ani wody – mówił.
Proboszcz mówił także o dramatycznym zdarzeniu, którego ofiarą padł wikariusz jego parafii.
ZOBACZ: Wielka woda nie zatrzyma się na Wrocławiu. Ekspert nie ma złudzeń
Wikariusz został porwany przez powódź, porażająca relacja z powodzi w Lądku-Zdroju
W Lądku-Zdroju poważnie ucierpiał m.in. kościół Narodzenia NMP . Jak twierdzi proboszcz, większość duchownych nie spodziewała się tak ogromnej fali , dlatego nie wszyscy zdążyli zabezpieczyć najcenniejsze rzeczy i dokumenty.
Kiedy wiedzieliśmy, że powódź jest duża, zaczęliśmy wynosić z kancelarii dokumenty, ale nie zdążyliśmy, bo wybiło okna, drzwi. Woda zalała całą plebanię, kancelarię, jadalnię, kuchnię i kotłownię. Wszystko zostało zniszczone. Woda wdarła się również do kościoła parafialnego Narodzenia NMP, który jest perełką baroku. Woda, która dostała się do podziemi wysadziła część posadzki - mówił ks. Trojan.
To nie wszystko. Prawdziwy dramat przeżył wikariusz parafii. Duchowny próbował zamknąć kościół, kiedy nagle nadeszła potężna fala . Ta dosłownie go porwała.
ZOBACZ: Apel mieszkanki Stronia Śląskiego obiega Polskę. Zwróciła się do Donalda Tuska
Wikariusz zamykał kościół, nagle porwała go fala. "Był blisko śmierci"
W powodzi, która przeszła przez Lądek-Zdrój, ucierpiał ks. Wiktor Bednarczyk. Duchowny został porwany przez wielką wodę. Gdyby nie parapet, na który udało mu się wdrapać, zdarzenie mogłoby zakończyć się tragedią.
Mieliśmy tragiczną przygodę. Ksiądz wikariusz, Krzysztof Bednarczyk, poszedł zamykać kościół i nie wiedział, że idzie potężna fala. Jak wyszedł z kościoła, fala go porwała. Na szczęście dopłynął do muru i złapał się parapetu. Wyszedł z trudem na parapet. Nie mogliśmy go uratować, bo wszędzie kłębiły się fale. Musieliśmy półtora godziny poczekać, aż woda opadnie i dopiero weszliśmy do pomieszczenia, żeby wyciągnąć go przez okno. Był wychłodzony. Był blisko śmierci - opowiadał proboszcz.