Jarosław Kaczyński liczy szable i straszy Ziobrę wyrzuceniem z koalicji
Prezes Prawa i Sprawiedliwości ma już dość Zbigniewa Ziobry, ale wciąż zdaje sobie sprawę, że dzięki jego posłom utrzymuje rządową większość. Z tego powodu, pogłoski o rzekomym wyrzuceniu ministra sprawiedliwości z koalicji mają być jedynie straszakiem, który utemperuje krnąbrnego koalicjanta.
Konflikt na linii PiS-Solidarna Polska trwa od dawna. Zbigniew Ziobro żywi prawdziwą urazę zwłaszcza do szefa polskiego rządu, Mateusza Morawieckiego, niejednokrotnie wypominając mu uległość wobec Brukseli. Wszyscy pamiętają także wypowiedź Ziobry o "miękiszonie" i krytykowanie zgody na przyjęcie mechanizmu praworządności.
Wszystko to sprawia, że stosunki z Unią Europejską to właśnie najpoważniejsze źródło nieporozumień w koalicyjnym rządzie. Minister sprawiedliwości podkopuje wszelkie plany PiS nie zgadzając się na likwidację Izby Dyscyplinarnej SN i blokując w ten sposób środki z Krajowego Planu Odbudowy. Kaczyński wie zaś, że bez tych pieniędzy nie może nawet śnić o zdobyciu takiej większości, jaką sobie założył.
"Ziobryści" pewni swojej pozycji
Nowogrodzka od jakiegoś czasu puszcza przecieki o tym, że lider PiS chce pozbyć się Ziobry już w tym roku. Jak twierdzi Jacek Gądek z portalu Gazeta.pl, w ten sposób Kaczyński chce wymusić na koalicjancie pokorniejszą postawę i zaprzestanie atakowania premiera i jego współpracowników.
Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
W tym samym czasie Ziobro skupia się na swojej misji demolowania polskiego wymiaru sprawiedliwości i cieszy się, gdy Bruksela wstrzymuje pieniądze, bo to świetny dowód na nieskuteczność i bezsilność Morawieckiego.
"Ziobryści" są pewni swojej pozycji i słusznie. Wiedzą, że mają w szachu Kaczyńskiego, który ledwo skleja swoją większość i drży przy każdym głosowaniu. O wyrzuceniu Solidarnej Polski mówią jedno: "bzdura", a pogłoski o tym, jak twierdzą, mają przykryć klęskę "Polskiego Ładu".
Lider Solidarnej Polski doskonale zdaje sobie sprawę, że to ostatni dzwonek na podjęcie działań w kwestii reformowania sądownictwa. W 2023 roku czekają nas wybory parlamentarne i jak mówi marszałek Terlecki, ma to być rok "względnego spokoju". Tak więc albo teraz, albo nigdy. Ziobro wybiera opcję numer jeden.
Zwarty monolit
Ze swoimi 19 członkami w Sejmie, reprezentacja Solidarnej Polski to dobrze ugruntowany monolit. Tworzą go wierni współpracownicy Ziobry, m.in. wiceministrowie Wójcik i Kaleta. Sam Ziobro nie ma w partii tak silnej pozycji jak Kaczyński, który wciąż kusi parlamentarzystów SP i podgrzewa spór w jej szeregach.
- Parę osób od Ziobry można by przeciągnąć do PiS. Jest na to jakaś szansa - mówi jeden z polityków bliskich Nowogrodzkiej, nie wymieniając nazwisk, choć w kuluarach huczy chociażby o tym, że popracować można nad Janem Kanthakiem.
Jest też posłanka Aleksandra Szczudło, której mąż jest wiceprezesem w PGNiG Obrót Detaliczny, czyli spółce Skarbu Państwa. Jak pisze Gądek, w razie rozwodu PiS i SP, mąż straciłby zapewne fotel wiceprezesa spółki.
Poseł Tadeusz Cymański jest jednym z tych, którym nie zależy na oraniu sądów czy bataliach z Unią Europejską, a Norbert Kaczmarczyk przyszedł do SP z Kukiz'15 i dziś jest wiceministrem rolnictwa.
Nawet jeśli rzeczywiście jest nad kim się zastanawiać, Nowogrodzka musi także liczyć się z faktem, że w drugą stronę również działają pewne transfery. Na przykład chętne przejścia do SP mogłaby być posłanka Anna Maria Siarkowska, która sympatyzuje z "ziobrystami" i która w ostatnim czasie jawnie krytykuje wszelkie ruchy PiS dotyczące jakichkolwiek decyzji pandemicznych.
Kłopoty Zjednoczonej Prawicy
Operacja z "ziobrystami" z pewnością nie byłaby łatwa. Najpierw trzeba by było rozpracować każdego pojedynczo: zebrać haki, zastraszyć, przejąć z pobudek patriotycznych czy kupić. Przypomnijmy, że proces rozbijania Porozumienia trwał ponad rok, od kiedy to Gowin naraził się Kaczyńskiemu blokując wybory kopertowe.
Świadomość tego, że po wyrzuceniu Ziobry z koalicji musiałyby najpewniej nastąpić przyspieszone wybory, ma być straszakiem dla parlamentarzystów ministra sprawiedliwości i przypominać im, że bez PiS nie mieliby czego szukać w polskim Sejmie.
Oczywiście, teraz nikt nie chce posyłać Polaków do urn. Kaczyński traci poparcie społeczne, bo wciąż brakuje pieniędzy z Unii. Do tego dochodzi zamieszanie z Polskim Ładem i nieudolna walka z pandemią. Opozycja z kolei wcale nie pali się do sprzątania PiS-owskiego bałaganu i gra na wykrwawienie się przeciwnika.
To trudny czas dla Zjednoczonej Prawicy. Inflacja szybuje, prezes PiS choć wcale nie chce, zostaje w rządzie na dłużej, by godzić pilnować Ziobry i Morawieckiego, Bruksela ponagla nas ws. Izby Dyscyplinarnej, a pieniądze zamiast do nas płynąć, trzeba będzie zapłacić TSUE.
Formalnie PiS może liczyć na 233 głosy, razem z posłami Kukiza. Głosów partii Jarosława Kaczyńskiego mogłoby dostarczyć też czteroosobowe koło Polskie Sprawy lub 11-osobwe koło Konfederacji, choć tu współpraca mogłaby być trudna.
Partią, która zawsze i wszędzie się odnajdzie jest za to PSL. Tam jest już parę osób chętnych na kolaborację z PiS, razem z Markiem Sawickim na czele. Jakiś czas temu mówił on w Gazeta.pl, że będzie przekonywał PSL do koalicji z PiS, jeśli Kaczyński wyrzuci Ziobrę, uprzątnie jego reformy i odda ludowcom politykę w ramach UE, ale to ostatnie jest raczej nie do spełnienia dla prezesa.
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
Polska przekroczyła covidową barierę zgonów. Minister zdrowia: "Dzisiaj jest kolejny smutny dzień"
Alarm bombowy na pokładzie samolotu. Wielka akcja służb na lotnisku w Modlinie
Szamotanina w siedzibie PiS. Lider Agrounii chciał złożyć list do prezesa partii
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]
Źródło: gazeta.pl