Jarosław Kaczyński nie wytrzymał. Po awanturze wrócił pod pomnik
O awanturze przy pomniku ofiar katastrofy smoleńskiej w Warszawie pisaliśmy wczoraj. Podczas kolejnej tzw. miesięcznicy doszło do przepychanki pisowców z aktywistami. Kaczyński usiłował też porwać wieniec sugerujący, że za katastrofę odpowiedzialny był zmarły w jej wyniku prezydent. Jak się okazało, wieczorem prezes PiS wrócił na miejsce, a ze sobą przyniósł… puszkę farby w sprayu. Incydent udało się zarejestrować.
Awantura o wieniec
Wczoraj, po tym jak pisowska delegacja oddaliła się od pomnika ofiar katastrofy, wieniec opatrzony napisem "Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Stop kreowaniu fałszywych bohaterów" złożył pod nim Zbigniew Komosa. Chwilę później pod pomnik wrócił Kaczyński z obstawą. 74-latek usiłował zniszczyć wieniec. Doszło do przepychanek, w rezultacie czego interweniować musiała policja, która rozdzieliła grupy. Jak się jednak okazało, jeszcze wieczorem tego samego dnia Kaczyński wrócił pod pomnik.
Kaczyński z puszką farby
Po dziesięciu godzinach Kaczyński wrócił jednak pod pomnik ofiar katastrofy, tym razem uzbrojony w puszkę farby. Do sieci trafiło nagranie, jak 74-letni prezes PiS zamalowuje napis na wieńcu, by następnie… odmówić modlitwę.
Kwestie prawne
Kaczyński miał już problemy wynikające z jego zachowania. Przed miesiącem chciał zniszczyć tabliczkę i zabrał spod pomnika złożony tam wcześniej wieniec. Policja skierowała wówczas do Sejmu wniosek o uchylenie posłowi immunitetu . Tymczasem Zbigniew Komasa dysponuje już dwoma wyrokami Sądu Najwyższego, który orzekł, że obywatel ma prawo do wyrażania krytyki w miejscu publicznym.
Źródło: OKOpress.pl