Wstrząsające słowa brata Tomasza Komendy. Ujawnił, co stało się na pogrzebie
Od śmierci Tomasza Komendy minęło już prawie 10 miesięcy. Historią niesłusznie skazanego żyła niemal cała Polska. W ostatniej drodze towarzyszyło mu wiele osób. Jak się okazuje, na pogrzebie zabrakło brata Tomasza Komendy, Krzysztofa Klemańskiego. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" ujawnia wstrząsające powody i kulisy rodzinnej sytuacji.
Brat Tomasza Komendy zabrał głos, zaskakujące słowa
Tomasz Komenda zmarł 21 lutego 2024 roku. Ta wiadomość poruszyła niemal całą Polskę, bowiem opinia publiczna od dawna bardzo mocno żyła losami niesłusznie skazanego mężczyzny. W 2004 roku mężczyzna usłyszał wyrok skazujący na 25 lat pozbawienia wolności za rzekomy gwałt i zabójstwo, którego tak naprawdę się nie dopuścił.
Tomasz Komenda spędził w areszcie 18 lat życia, a gdy w końcu opuścił więzienne mury, uzyskał rekordowo wysokie odszkodowanie. Jego życiem na bieżąco interesowały się media, stał się rozpoznawalny i nie da się ukryć, że odczuwał ciężar tej popularności. Komenda borykał się z problemami osobistymi i poważnie chorował - zmagał się z chorobą nowotworową. Odszedł w wieku 46 lat.
Mimo że od śmierci Tomasza Komendy minęło już kilka miesięcy, to sprawa wciąż budzi sporo emocji. Na jaw wychodzą nowe, nieznane fakty z ostatnich lat. Brat zmarłego, Krzysztof Klemański udzielił ostatnio wywiadu Gazecie Wyborczej i ujawnił zaskakujące informacje.
Nie pogodziłem się ze śmiercią Tomka. Za szybko odszedł, nie tak powinno być. I jeszcze, że to się wydarzyło w takich okolicznościach. Częściej miałem z nim kontakt w więzieniu, niż jak wyszedł - przyznał.
Brat Tomasza Komendy ujawnia wstrząsające kulisy
Brat Krzysztofa Klemańskiego w rozmowie z Wyborczą przyznaje, że kontakt z bratem po jego wyjściu z więzienia z czasem upadł niemal całkowicie.
Przez te trzy lata przed jego śmiercią, widziałem go raz. Zobaczyłem go na ulicy, zatrzymałem samochód i do niego podszedłem. Zachowywał się, jakby nawet mnie nie rozpoznawał. Zapytałem, co takiego zrobiłem, że tak mnie traktuje, co zrobiła mama, tato. A on tylko, że nie będzie rozmawiał i poszedł - mówi Krzysztof Klemański.
Brat Tomasza Komendy uważa, że ten po wyjściu z więzienia trafił "pod złe skrzydła" najstarszego z braci, który wiedział, że Komenda ma problemy z używkami.
A to my byliśmy tymi niedobrymi, bo chcieliśmy, żeby nie ćpał, nie pił, tylko starał się normalnie, po ludzku, to wszystko przetrawić. Tomek stracił od groma lat swojego życia i bardzo chciał je nadrobić, tylko nie zdawał sobie sprawy z zagrożeń, które my widzieliśmy. Wszystko działo się za szybko, zrobiono z niego celebrytę, a Tomek nie był na to gotowy, zresztą na narzeczeństwo czy dziecko też nie. Po wyjściu z więzienia, on się zakochiwał po pierwszym spotkaniu – dodaje Klemański.
ZOBACZ: Byliśmy na grobie Tomasza Komendy. Jeden szczegół wzrusza do łez
Krzysztof Klemański uważa, że Tomasz Komenda został niemal ubezwłasnowolniony przez najstarszego z braci.
Ja nigdy nie usłyszałem od Tomka, że nie chce mieć ze mną kontaktu. To zawsze były tylko i wyłącznie słowa Maćka, że Tomek powiedział, że Tomek przekazał, że Tomek coś tam. Normalnie go ubezwłasnowolnił, a Tomek nawet chyba nie wiedział, co on z nim robi - przyznaje.
Brat Tomasza Komendy nie mógł się z nim pożegnać
Krzysztof Klemański ujawnia, że wszelkie próby kontaktu z Tomaszem Komendą były nieudolne, nie odbierał telefonu, a rodzina nawet nie wiedziała gdzie mieszka.
Zresztą na początku myślałem, że ma przecież własne życie, a ja nie będę za nim biegał i prosił, żeby mnie kochał jak brata. Już i tak walczyłem o niego pół życia. A później dowiedzieliśmy się, że choruje. Wszędzie go szukaliśmy - przyznaje.
Jak ujawnia brat Tomasza Komendy, razem z matką pojechali do szpitala, do którego Komenda trafił po zapaści. Okazało się, że mężczyzna wypisał się na własne życzenie.
Potem dowiedzieliśmy się, gdzie mieszka, pojechaliśmy tam z mamą, ale Maciek nas nie wpuścił. Poszarpałem się z nim wtedy. I już tylko kodeks karny mnie powstrzymywał, żeby czegoś mu nie zrobić. W końcu sam go prosiłem, żeby chociaż mamę wpuścił - mówi w Wyborczej Klemański.
Jak się okazuje, brat Tomasza Komendy nie pojawił się nawet na pogrzebie. Jak twierdzi, nie został wpuszczony do kaplicy, gdzie znajdowała się trumna.
Jakim trzeba być człowiekiem, żeby nawet nie pozwolić pożegnać się z umierającym bratem? - pyta Klemański.