Tragedia w Opolu, sąsiedzi rodziny zabrali głos. "Czasem pojawia się tu policja"
Sąsiedzi zamordowanych dzieci z Opola zabrali głos. Rodzina z dziećmi w wieku 3 i 4 lata nie mieszkała w dzielnicy Czarnowąsy długo. Jedna z kobiet mieszkająca w niskim bloku, gdzie doszło do zbrodni, stwierdziła, że nie zauważyła “niczego, co mogłoby zwiastować tragedię”.
Ciała kilkuletnich dzieci znaleziono w mieszkaniu w Opolu
Dwoje dzieci w wieku 3 i 4 lata zginęło w Opolu we wtorek 29 sierpnia. Początkowo informowano, że ciała dzieci oraz ranną kobietę znalazł ojciec zmarłych i partner poszkodowanej. Obecna wersja wskazuje na to, że miejsce zbrodni ujawnili dziadkowie dzieci.
Co stało się w Opolu? Policja prowadzi śledztwo i nie ujawnia szczegółów sprawy. Śledczy czekają nie tylko na wyniki sekcji zwłok zmarłych dzieci, ale i na zeznania 34-letniej kobiety znalezionej w mieszkaniu przy ul. Michałowskiego. Miała ona ranę ciętą szyi, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nieoficjalne wiadomości mówią o tym, że partnerka ojca dzieci ma złożyć zeznania w czwartek (31.08). Co o całej sprawie mówią sąsiedzi?
Sąsiedzi nie zauważyli "niczego, co mogłoby zwiastować tragedię"
Reporter portalu wp.pl pojechał do Opola i pojawił się na przedmieściach miasta. Mieszkańcy Czarnowąsów są zaskoczeni zbrodnią dokonaną w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Michałowskiego . Dzieci oraz ich ojciec i jego partnerka mieszkali wcześniej na drugim końcu Opola. Z mieszkania przy ul. Jagiellonów. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie poinformował, że rodzina nie korzystała stale z pomocy MOPS, ale do mieszkania, gdzie doszło do tragedii, przenieśli się z mieszkania zastępczego.
- Żyjemy tu skromnie. Część budynków jest starsza i zaniedbana, ale to nie znaczy, że mamy tu do czynienia z jakąś patologią - powiedział dziennikarzowi wp.pl sąsiad mieszkający w pobliżu mieszkania, gdzie doszło do zbrodni.
- Mieszkali tu krótko, więc trudno mówić o jakieś zażyłości . Spokojna, zdystansowana rodzina. Na pewno nie było tam jakichś awantur, alkoholu. Niczego, co mogłoby zwiastować tragedię - powiedziała natomiast kobieta, która mieszkała w tym samym budynku, co 34-letnia kobieta i dwoje dzieci z ojcem.
Czasem w okolicy pojawiała się policja
Sąsiedzi są wyraźnie zaskoczeni, że w ich najbliższej okolicy doszło do tak makabrycznego czynu . - Dlaczego to zrobiła? Jeśli z czymś sobie nie radziła, to mogła poprosić o pomoc - powiedziała dziennikarzowi kobieta napotkana na ulicy.
Niemniej w okolicy dochodziło do interwencji policyjnych. Potwierdza to jeden z sąsiadów. - W całym bloku jest trochę wynajmowanych mieszkań, lokatorzy się zmieniają. Ja tu akurat mieszkam pięć lat i nie wszystkich znam, nie wszystkim mówię "dzień dobry". Czasem pojawia się tu policja, ale do kogo? Po co? Nie wiem - zdradził mężczyzna. Mieszkanie, gdzie najprawdopodobniej 34-latka nożem do tapet zamordowała dzieci i próbowała popełnić samobójstwo, wynajmowała kobieta.
Źródło: wp.pl