Polskie karetki bez lekarzy? "Hardcore za słabe pieniądze"
1 lipca w Polsce zakończył się stan zagrożenia epidemicznego. Ze względu na pandemię covid-19, krajowa służba zdrowia funkcjonowała niejednokrotnie w warunkach ekstremalnych. Jako przykład można podać, chociażby obsadę karetek pogotowia ratunkowego, gdzie problem ze skompletowaniem załogi był niejednokrotnie sporym wyzwaniem. Zagrożenie minęło, ale problem kadrowy pozostał. Co gorsze, pogłębia się.
Koniec stanu epidemicznego w Polsce
1 lipca oficjalnie zakończył się stan zagrożenia epidemicznego. - Z uwagi na obecną sytuację epidemiologiczną, w szczególności ze względu na znaczący spadek liczby zakażeń, hospitalizacji i zgonów spowodowanych SARS-CoV-2, Główny Inspektor Sanitarny złożył wniosek do Ministra Zdrowia o odwołanie stanu zagrożenia epidemicznego. W praktyce oznacza to m.in. zniesienie od 1 lipca obowiązku noszenia maseczek ochronnych w placówkach medycznych - przychodniach i szpitalach - czytamy na stronie rządowej.
W okresie pandemii COVID-19, ze względu na sytuację, w karetce specjalistycznej oznaczonej jako "S", w miejsce lekarza mogło jechać trzech ratowników medycznych (lub pielęgniarki). Wraz ze zniesieniem stanu zagrożenia, w karetkach specjalistycznych ponownie musi przebywać lekarz. I tu pojawia się problem.
Duży problem z obsadzeniem karetek pogotowia
Jak informuje portal trójmiasto.pl, skompletowanie załogi karetki pogotowia ratunkowego to nie lada wyzwanie. - W całej Polsce istnieje problem z pozyskaniem personelu lekarskiego do pracy w zespołach specjalistycznych. Zdarza się często brak możliwości zapewnienia obsady lekarskiej w karetkach specjalistycznych. W takim przypadku zespół specjalistyczny udziela świadczeń medycznych jako zespół podstawowy (zostaje przekwalifikowany) - alarmuje Jacek Adamonis, kierownik ds. ratownictwa medycznego MSPR Gdynia w rozmowie z trójmiejskim dziennikiem.
Jak dowiadujemy się, resort ochrony zdrowia pracuje nad rozwiązaniami, które miałyby regulować kwestię minimalnych limitów dotyczących pracy lekarzy w karetkach. Zdaniem Jacka Adamonisa, zmiany mają powodować, że " na każde rozpoczęte 10 podstawowych zespołów ratownictwa medycznego przypadało nie mniej niż 1 specjalistyczny zespół ratownictwa medycznego ".
"Hardcore za słabe pieniądze"
Pomimo zapowiedzi zmian, sami medycy są dalecy od optymizmu. Wśród pracowników trójmiejskich jednostek pogotowia ratunkowego funkcjonuje przekonanie, że praca w karetce to “hardcore za słabe pieniądze”.
- Widzimy, że lekarze odchodzą, a zainteresowanie posadami jest naprawdę minimalne. Nie ma już z czego szyć - cytuje trójmiasto.pl wypowiedzi specjalistów.
Jak dowiadujemy się, ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym zakłada, że średni czas dojazdu Zespołu Ratownictwa Medycznego na miejsce interwencji powinien mieścić się w 8 minutach w przypadku miasta i 15 minutach w przypadku terenu pozamiejskiego. W obliczu trudności kadrowych, czasy te mogą stanowić spore wyzwanie.
Źródło: trójmiasto.pl