Nie żyje 5 osób, w tym dwójka małych dzieci. Nie spoczęły z matką w jednym grobie
Tragedia, jaka rozegrała się w Karwicy Mazurskiej, wstrząsnęła całą Polską. W wypadku na niestrzeżonym przejeździe kolejowym zginęło 5 osób, w tym dwoje malutkich dzieci. Właśnie odbył się ich pogrzeb. Ku zdziwieniu żałobników matka nie spoczęła z nimi we wspólnym grobie.
Koszmarny wypadek na przejeździe kolejowym
Do wypadku doszło w niedzielę, 3 listopada około godz. 17 na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w miejscowości Karwica Mazurska w gminie Ruciane-Nida. Według ustaleń mundurowych, samochód osobowy marki Volvo, którym podróżowało 5 osób, wjechał bezpośrednio pod nadjeżdżający pociąg.
Auto znalazło się pod lokomotywą, która przepchnęła je na odległość kilkuset metrów. Niestety, wszyscy znajdujący się w pojeździe zginęli na miejscu. Ofiary to 63-letni mężczyzna, 62-letnia kobieta i jej 29-letnia córka z dziećmi - 6-letnią Anią i 3-letnim Antosiem.
ZOBACZ: Ciężarówka staranowała 11 samochodów. Dramatyczne sceny w polskim mieście
Setki osób na pogrzebie Ani i Antosia
Pogrzeb najmłodszych ofiar tragedii odbył się w sobotę, 9 listopada w kościele ps. Matki Bożej Różańcowej w Pieckach. Tego dnia żegnano jeszcze jedną osobę - ich 63-letniego dziadka Dietmara. “Zadajemy sobie jedno pytanie, czy oni tam na górze są szczęśliwi, tego my nie wiemy, bo to jest dla nas tajemnica. Jedno wiemy, że są w rękach Boga, bogatego w miłosierdzie. Nasi zmarli od nas nie odchodzą, oni tylko znikają naszym cielesnym oczom - mówił ksiądz prowadzący ceremonię żałobną, cytowany przez ”Fakt".
W uroczystości wzięły udział setki osób. Część z nich zadawała sobie pytanie, dlaczego matka Ani i Antosia nie spoczęła z nimi w jednej mogile. “Nie rozumiemy, dlaczego tak się stało” - mówili.
Matkę pochowano 70 km dalej
Jak udało się ustalić dziennikarzom “Faktu”, w tym samym czasie, kiedy trwała uroczystość w Pieckach, w oddalonym o 70 km Kolnie żegnano dwie pozostałe ofiary wypadku - matkę Antosia i Ani oraz ich 62-letnią babcię. Nikt jednak nie znał odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie zorganizowano wspólnego pogrzebu.
Sprawą wypadku obecnie zajmuje się policja pod nadzorem prokuratora. Na razie nie ujawniono możliwych przyczyn tragedii. Swoją teorię ma natomiast “Super Express”. “ Być może kierowca zasłabł, bo widoczność w tym miejscu sięga około kilometra w obie strony” - spekuluje dziennik.