Ekspert ostrzega przed wzrostem zakażeń
Michał Rogalski jest zdania, że dane na temat zakażeń prezentowane przez Ministerstwo Zdrowia w ostatnich dniach są wynikiem „świątecznych anomalii”. Pod pojęciem tym kryje się fakt, że Polacy w okresie Wielkanocy znacznie rzadziej przystępują do testów na obecność koronawirusa. Nie jest to więc konsekwencja wprowadzonego przez rząd lockdownu.
Analityk zakwestionował dane opublikowane przez MZ
- Podczas świąt mniej osób zgłasza się na testy i do lekarzy, a jeżeli mamy mniej wykonanych testów, oczywiste jest, że mamy też mniej zakażeń. W mojej ocenie sytuacja, jaką prezentują dane, odbiega od rzeczywistości, a obecnie jesteśmy w szczycie tej fali i zmniejszone testowanie przyspieszyło spadki. Możliwe, że w następnych tygodniach te dane zostaną skorygowane i trend się znów odwróci - mówił analityk w rozmowie z Wirtualną Polską.
Michał Rogalski uważa, że skutki biesiadowania przy świątecznym stole i licznych podróży obywateli będziemy mogli zaobserwować za około dwa tygodnie. Specjalista nie wyklucza, że okres powielkanocny może wiązać się ze wzrostem zakażeń.
- Możliwe są różne scenariusze: w najlepszym przypadku spowolni się trend spadkowy, a w pesymistycznym scenariuszu wzrost liczby nowych zakażeń SARS-CoV-2 i kolejny szczyt lokalny, który będzie musiał mieć również odzwierciedlenie w liczbie zgonów - kontynuował Michał Rogalski.
Podobnego zdania jest profesor Krzysztof Filipiak, internista, kardiolog, farmakolog kliniczny z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i współtwórca pierwszego polskiego podręcznika medycznego na temat COVID-19. Lekarz uważa, że po świętach Ministerstwo Zdrowia będzie donosiło nawet o tysiącu zgonów dziennie.
- Niestety sądzę, że to możliwe. Ochrona zdrowia już znalazła się na skraju wydolności, personel medyczny nie jest w stanie zaopiekować się tak dużą liczbą chorych. Jeżeli będzie ich jeszcze więcej, musimy się liczyć z brakiem możliwości hospitalizacji, brakiem miejsc z tlenoterapią, godzinnymi oczekiwaniami w karetce aż zwolni się łóżko czy setkami kilometrów, które wykonywać będą zespoły pogotowia ratunkowego w poszukiwaniu miejsca hospitalizacji - mówił specjalista w rozmowie z Wirtualną Polską.
Lekarz zaznaczał, że powyższy scenariusz realizuje się właśnie na oczach wszystkich Polaków. Poważnym problemem będą także „zgony oboczne”. Pod tym pojęciem kryją się śmierci, do których dojdzie w przypadkach, gdy osoby cierpiące na zawał czy udar nie dotrą do szpitala na czas przez zajęte karetki. Podobne problemy może spowodować przesunięcie planowych operacji.
- Tych zgonów, jak nauczył nas 2020 rok, jest co najmniej tyle samo, co zgonów z oficjalnie zdiagnozowanym zakażeniem SARS-CoV-2. [...] Widziałem już pierwsze estymacje skutków "trzeciej fali" - mówi się w nich, że nadmiarowych zgonów w Polsce w pierwszym półroczu może być nawet 120 tysięcy - ostrzegał ekspert w rozmowie z Wirtualną Polską.
Zdaniem specjalistów sytuacji nie poprawia bardzo wolne tempo szczepień i fakt, że na zabieg kierowane są wyłącznie osoby dorosłe. Decyzja o zwiększeniu ilości punktów - według profesora Krzysztofa Filipiaka - jest słuszna, ale nie wolna od rażących błędów.
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
Plany rządu po świętach. Dziennikarze dotarli do nieoficjalnych ustaleń
Mandaty w Lany Poniedziałek. Czego nie robić podczas śmigus-dyngus?
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]
Źródło: Portal ABC Zdrowie