Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Społeczeństwo > Donald Tusk nie zakończył piekła kobiet. To przepis na porażkę w wyborach
Wojciech Mulik
Wojciech Mulik 28.07.2024 14:50

Donald Tusk nie zakończył piekła kobiet. To przepis na porażkę w wyborach

Donald Tusk
fot. KAPiF

Posłowie odrzucili zmiany w kodeksie karnym, zakładające dekryminalizację i depenalizację aborcji. Zwolennicy liberalizacji prawa przegrali zaledwie trzema głosami. Wynik tego głosowania będzie miał poważne konsekwencje dla obozu rządzącego. Prawo i Sprawiedliwość kolejny raz udowodniło, że Tusk nie ma rzeczywistej władzy nad koalicjantami. Jest to ogromna rysa na wizerunku premiera.

Donald Tusk i liberalizacja aborcji rzucana na wiatr

Odrzucenie ustawy liberalizującej aborcję pokazuje brak hegemonii Platformy Obywatelskiej w koalicji. Władysław Kosiniak-Kamysz i Polskie Stronnictwo Ludowe skutecznie udowodnili, że premier nie jest w stanie przeforsować obietnic, dzięki którym koalicja wygrała wybory 15 października. Jest to poważny problem przed kolejnymi wyborami do Sejmu, który może doprowadzić do porażki obecnego rządu.

Polityka rządzi się twardymi regułami logiki. W wyborach parlamentarnych 15 października 2023 roku udział wzięło 73,7 proc. kobiet uprawnionych do głosowania. Koalicja Obywatelska uzyskała od nich 33 proc. głosów, a od mężczyzn niemal 3 proc. mniej. Główną obietnicą premiera Donalda Tuska było zakończenie piekła kobiet. Dzisiaj okazuje się, że nie potrafi skutecznie przekonywać lub zmuszać swoich koalicjantów do działania.

PSL pokonało Koalicję Obywatelską, co może skutkować problemami zarówno w kampanii prezydenckiej jak i w kolejnych wyborach parlamentarnych. 

Skandaliczne nagranie z udziałem wojskowego. Władysław Kosiniak-Kamysz reaguje Nadciąga Kristi. IMGW wydał pilne ostrzeżenia

Donald Tusk i imposybilizm w kwestii piekła kobiet

Kobiety dowiedziały się o rządach koalicji 15 października, że można tysiąc razy zaklinać się, że liberalizacja aborcji musi zostać uchwalona. Można też oskarżać Prawo i Sprawiedliwość o łamanie praw człowieka. I zarazem wspólnie śmiać się w ławach poselskich z kolegami, którzy podjęli decyzję o głosowaniu przeciwko aborcji.

Obrazek rozbawionego Donalda Tuska i Władysława Kosiniaka-Kamysza powinien zastanawiać Polki nad tym: czyim kosztem bawią się nasi parlamentarzyści?

Przegrane głosowanie to osobista porażka premiera z powodu postawy Romana Giertycha. Donald Tusk zarzekał się, że na listy wyborcze Platformy Obywatelskiej nie wejdzie nikt, kto nie popiera liberalizacji aborcji. Premier podkreślał, że Roman Giertych obiecał, że prędzej złoży mandat, niż złamie dyscyplinę głosowania Koalicji Obywatelskiej. To nie pierwszy raz, kiedy Giertych nie bierze udziału w głosowaniu dotyczącym aborcji.

14 kwietnia 2024 Sejm głosował nad skierowaniem czterech projektów dotyczących aborcji do prac w komisjach. Jednym z nich był ten, który dziś upadł. Również wtedy w koalicji rządzącej odbyło się skrupulatne liczenie głosów, a klub KO wprowadził dyscyplinę. Jednak Giertych na głosowanie nie przyszedł i wyłączył telefon.

Mit premiera, który wrócił do Polski na "białym koniu" i wszystko zwycięża, upada. Konik okazał się drewniany, a strącił go koalicyjny giermek. Wszystko wskazuje, że przeprowadzenie jakichkolwiek zmian dotyczących liberalizacji aborcji nie będzie w tym Sejmie możliwe.

Scenariusz na ewentualną liberalizację aborcji

Czy przekonanie kilku posłów PSL-u do wstrzymania się zamiast głosowania przeciwko leżało poza możliwościami premiera? Czy zapewnienie lojalności posła Giertycha leży poza możliwościami Donalda Tuska? To główne pytania po głosowaniu w sprawie aborcji.

Wicepremier Kosiniak-Kamysz uważa, że projekt dotyczący aborcji powinien zostać wyłoniony w drodze referendum. Możliwe, że w Sejmie z udziałem PiS, Konfederacji i PSL jest to jedyne narzędzie polityczne, dzięki któremu piekło kobiet się zakończy.

Problem w tym, że referendum w Polsce nie służy do uchwalania ustaw, więc projekt i tak musi przejść drogę parlamentarną. Prezydent ma uprawnienie do weta, czyli przekazania ustawy do ponownego rozpatrzenia. Prerogatywa prezydenta z art. 144 ust 3 pkt 6 Konstytucji (dająca podstawę do podpisania lub odmowy podpisania ustawy) nie jest ograniczona wynikiem referendum. Jeśli sytuacja się nie zmieni, zmobilizowanie wyborców do równie wysokiej frekwencji jak poprzednio będzie niemal niemożliwe. 

Koalicja 15 października straciła w oczach kobiet wiarygodność, którą trudno będzie odbudować.