Wynajmował lokal od Morawieckich, zdradził kulisy. "Wypisywał tasiemcowe SMS-y"
W ostatnim czasie w polskiej polityce oraz mediach głośno o tym, że premier Mateusz Morawiecki przepisał nieruchomości na żonę. Jak się jednak okazuje, to premier egzekwował długi od najemców. Jeden z nich ujawnił zaskakujące szczegóły.
Sprawa majątku Morawieckiego budzi kontrowersje
Sprawa majątku premiera Morawieckiego w mediach budzi wiele kontrowersji. Wirtualna Polska swego czasu szacowała, że nieruchomości, które szef rządu przepisał na żonę, są warte ponad 23 mln złotych, a cały majątek małżeństwa 40 mln zł. Z kolei z ustaleń Onetu wynika, że w ostatnich latach przez ręce Morawieckich przeszły nieruchomości warte prawie 120 mln złotych.
Jeden z najemców lokalu, należącego do rodziny Morawieckich w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznał, że w grudniu 2013 roku - po przepisaniu majątku na żonę - to premier zajmował się jej nieruchomościami.
Wynajmował lokal od Morawieckich, teraz zdradza szczegóły
Jan Rzeżuchowski wynajmował lokal na pl. Grunwaldzkim we Wrocławiu. Po podpisaniu rozdzielności majątkowej jedyną właścicielką lokalu została żona premiera Mateusza Morawieckiego.
Rzeżuchowski w rozmowie z Wyborczą zdradził, że wynajmował lokal od rodziny Morawieckich już od ok. 10 lat. - Mój ojciec był właścicielem lokalu użytkowego na pl. Grunwaldzkim. Ja prowadziłem tam pizzerię, a później bar Remont. Następnie ojciec sprzedał lokal Iwonie oraz Mateuszowi Morawieckim i przez dwa lata oni mi go wynajmowali. Warunki umowy były takie same jak z ojcem. Po jakimś czasie najemcą została moja partnerka biznesowa, ale to ja cały czas prowadziłem interes - przekazał.
"W życiu nikogo takiego nie spotkałem"
Najemca zaznacza, że w sprawach lokalu kontakt przez cały okres najmu utrzymywał z nim wyłącznie Mateusz Morawiecki. - Poznałem i Mateusza Morawieckiego, i jego żonę. Byłem u nich w domu w Warszawie. Pan Mateusz starał się być miły, ale w sprawach zaległości czynszowych wytwarzał taką atmosferę, że człowiek chciałby uciekać - mówił.
- Nie wiedziałem, że szef banku potrafi tak dręczyć, męczyć, wypisywać tasiemcowe SMS-y, dopominając się o pieniądze. W życiu nikogo takiego nie spotkałem - dodał.
Z relacji mężczyzny wynika, że jego zadłużenie u Morawieckich "w szczycie wynosiło ok. 50-60 tys. zł, czyli dwa, góra trzy miesiące zaległości". Jak podkreśla, żona premiera nie rozmawiała z nim zbytnio na temat wynajmu. Z jej ust padały raczej ogólniki w stylu: "Wszystko fajnie, ale czynsz trzeba płacić" - przyznał.
Źródło: Gazeta Wyborcza/Onet