Wciąż trwają poszukiwania zaginionej łodzi podwodnej. Relacja jednego z turystów daje do myślenia. „Trzeba być silnym psychicznie”
Na północnym Atlantyku wciąż trwa akcja ratunkowa. Prowadzone są dramatyczne działania w kierunku uratowania załogantów z łodzi Titan. Mimo iż na miejsce płynie statek z potężnym robotem, który ma pomóc wyciągnąć łódź podwodną z głębin, nadzieja na pozytywny finał powoli gaśnie. Wszystkim uwięzionym zostało tlenu na niecałą dobę.
Francuski statek ostatnią nadzieją uwięzionych
Szybko po tym, gdy nadeszła informacja o uwięzionej w okolicach wraku Titanica łodzi podwodnej, do akcji wkroczył francuski statek Atalante. Jest on jedną z ostatnich desek ratunku. Czasu jest jednak coraz mniej.
Atalante według prognoz ma dotrzeć w rejon poszukiwań na około 12 godzin przed przewidywanym wyczerpaniem zapasu tlenu. Ten termin przewidziano na czwartek 22 czerwca. Na pokładzie statku znajduje się robot Victor 6000, zaprogramowany do nurkowania na głębokość ponad 6 tys. metrów pod wodę. Ratownicy liczą na jego pomoc. Według informacji zagranicznych mediów robot jest wyposażony między innymi w ramiona, które w razie potrzeby mogą pomóc wyswobodzić łódź, jeśli ta utknęła.
Zaginęła łódź podwodna Titan
Poszukiwania trwają, ponieważ wciąż nie odnaleziono Titana. Sonary miały wychwycić uderzenia w regularnych odstępach co pół godziny . - Dobre wiadomości są takie, że prowadzimy poszukiwania w miejscu, gdzie wykryto odgłosy - przekazał kpt. Jamie Frederick z Pierwszego Dystryktu Straży Przybrzeżnej.
Łódź zaginęła w niedzielę. Rejs o wartości ponad miliona złotych miał zabrać bogaczy do wraku Titanica, znajdującego się na głębokości 3,8 tys. metrów. Mieli wypłynąć po południu, jednak to się nie wydarzyło. W chwili zanurzenia statek podwodny miał zapas tlenu na 96 godzin. Czasu jest więc coraz mniej.
Jak wygląda taki rejs? Relacja jednego z pasażerów
Według relacji mężczyzny, który brał udział w takim rejsie, wrażenia są jedyne w swoim rodzaju i przechodzą ze skrajności w skrajność.
- Można siedzieć tylko na podłodze, nie ma krzeseł, nie można uciec, nie można stać. Stopy są jak ośmiornica, wszystkie jedna na drugiej. Na powierzchni było również bardzo gorąco, później na Titanicu było tylko cztery stopnie zimna. Tak więc przechodziło to z jednej skrajności w drugą - powiedział w rozmowie z "Die Welt" Arthur Loibl, jeden z turystów, którzy wykupili podwodny rejs na Titanica. - Trzeba być silnym psychicznie. Nie można też mieć klaustrofobii - dodaje.
- Nurkowanie było naprawdę czymś wyjątkowym w moim życiu - nawet jeśli była to trochę misja samobójcza - wyznał na koniec.
Źródło: Reuters/Onet