W trakcie kolędy ksiądz zadał im jedno pytanie. "Nawet mój mąż uznał, że są pewne granice"
Opowieści dotyczące niebotycznych wymagań księży i innych rozczarowań idących w parze z odwiedzinami duszpasterzy święcą w ostatnim czasie triumfy. Jedną z bulwersujących historii postanowiła podzielić się z portalem gazeta.pl pani Adrianna, która napisała pełen goryczy list. Kobieta przyznała w nim, że zrażona postawą kapłanów od kilku lat w ogóle nie przyjmuje ich w swoim domu. Dlaczego? Lista powodów jest naprawdę długa.
Odwiedziny duszpasterzy w cieniu kontrowersji
Treść korespondencji, jaką do redakcji gazeta.pl przesłała pani Adrianna to kolejny dowód na to, że Polacy są coraz bardziej rozczarowani dzisiejszym Kościołem i postawą służących w nim kapłanów. Minorowe nastroje dają o sobie znać zwłaszcza w okresie tzw. kolędy, kiedy to wielu z nas w ogóle rozważa "za" i "przeciw" przyjmowaniu w swoim domu księdza, wskazując na liczne niedogodności, a nawet kontrowersje z tym związane .
Jedną z wahających się niegdyś, a dziś już konsekwentnie zamykającą drzwi do mieszkania przed duszpasterzem chodzącym z posługą jest właśnie kobieta, która zdecydowała się opisać dokładnie, dlaczego z dreszczem na plecach myśli dziś o wizycie duchownego. Lista zarzutów, jakie przedstawiła, jest naprawdę pokaźna i każe poważnie zastanowić się nad tym, czy pierwotna istota kolędy nie została na dobre zatracona.
Kolęda - przykry (nie)obowiązek
- Nie chcę, mam na co wydawać pieniądze. Nie ukrywam też, że już za dzieciaka był to dla mnie stres - tak swoją niechęć do przyjmowania duszpasterza uzasadniła pani Adrianna, która przyznała, że jej awersja ma korzenie w wydarzeniach sprzed wielu lat.
Kobieta wspomniała, jak jeszcze jako uczennica najpierw była szczegółowo wypytywana o religię, a następnie, gdy zrezygnowała z katechezy, musiała wiecznie wysłuchiwać pouczeń i krytyki pod adresem swoich rodziców.
To jednak nie przelało ostatecznie czary goryczy, a księża dostali od zawiedzionej autorki listu jeszcze jedną szansę, tym razem po tym, jak sama założyła własny dom. Do wizyty kapłana doszło w tym czasie dwukrotnie, ale odwiedziny duchownych jedynie utwierdziły panią Adriannę w słuszności jej dalszego postępowania.
- W trakcie tej "duszpasterskiej wizyty" za każdym razem zastanawiałam się, czy to kolęda, czy może raczej inwentaryzacja? Ksiądz sprawdzał, ile osób mieszka w domu, czy na pewno jesteśmy małżeństwem i spisywał, czy i ile pieniędzy włożyliśmy do koperty - pożaliła się kobieta.
"Są pewne granice"
Przykre doświadczenia czytelniczki portalu gazeta.pl mnożyły się z roku na rok, aż w końcu na linii mąż kobiety-ksiądz doszło do zdecydowanego przekroczenia Rubikonu. Jak zrelacjonowała, przysłowiowym gwoździem do trumny dla kapłanów z jej parafii okazało się pytanie o to, na którą partię polityczną głosują domownicy . - Wtedy nawet mój mąż uznał, że są pewne granice - oświadczyła pani Adrianna.
Po tych wydarzeniach autorka korespondencji nie mogła mieć już innych wspomnień związanych z kolędą, jak tylko te ewidentnie negatywne. Przypominające bardziej przykry biurokratyczny obowiązek, aniżeli przyjazne odwiedziny duszpasterzy niosących pokój i zrozumienie, stały się dla niej prawdziwą udręką, której chciała za wszelką cenę sobie oszczędzić. Ponadto podobnie jak większość rezygnujących z tzw. kolędy, kobieta wyznała, że w dzisiejszych czasach jej sens został zupełnie zepchnięty na bok przez kwestie finansowe .
- To przykre, ale dziś kolęda dla mnie to nic innego, jak wymagania księży i zbieranie kopert . A dla nich w tych kopertach ciągle jest za mało. Uważam, że wiara i Kościół to aktualnie dwie różne kwestie, które niestety ze sobą mają niewiele wspólnego... - podsumowała gorzko.
Artykuły polecane przez Goniec.pl :
-
Łódzkie: BMW dachowało na autostradzie A2. Nie żyje 20-latek, dwie nastolatki w szpitalu
-
Lepiej dokładnie obejrzyj swój dowód osobisty Za niedopełnienie obowiązku grozi 5 tys. zł kary
Źródło: gazeta.pl