Tragedia w Chodzieży. Bliscy Krzysztofa zabrali głos
Śledczy nie mają już raczej wątpliwości, że za tragedię w Chodzieży odpowiada 41-letni Krzysztof A., który najpierw zabił swoich rodziców, żonę i 4-miesięcznego synka, a następnie popełnił samobójstwo. Głos w sprawie zabrali ciotka i wuj mężczyzny, którzy wspominają rodzinę i snują domysły na temat tego, co mogło sprowokować Krzysztofa A. do niewyobrażalnego czynu.
Nie milkną echa horroru w Chodzieży
W poniedziałek (24.04) w Chodzieży znaleziono ciała pięciu osób - czworga dorosłych i niemowlęcia. Zwłoki należały do 41-latka i jego 28-letniej żony z ustami zaklejonymi taśmą i związanymi nogami, leżącego w łóżku i przykrytego kołdrą 4-miesięcznego niemowlęcia oraz 73-letniego mężczyzny i jego 72-letniej żony. To najpewniej 41-latek zabił członków rodziny, a potem popełnił samobójstwo .
Wybijająca dla śledczych jest hipoteza , Krzysztof A. pokłócił się z żoną i sam wrócił ze spaceru, na który wyszli z kilkumiesięcznym Stasiem. Najpierw miał zabił swoich rodziców, Bogdana i Krystynę. Po wszystkim czekał, aż do domu wróci żona, Marta A. Kiedy kobieta zorientowała się, co się wydarzyło, mogła próbować uciec i została skrępowana. Zdaniem prokuratury najprawdopodobniej niemowlę zginęło jako ostatnie przed popełniającym samobójstwo ojcem.
Bliscy zmarłych przerwali milczenie
Państwo A. mieli opinię wyjątkowo spokojnych i porządnych. Rodzice Krzysztofa A. mieli wychować syna najlepiej, jak umieli. Mężczyzna skończył studia na Akademii Rolniczej. - Jego ojciec myślał, że od razu zostanie dyrektorem, miał wielkie ambicje. Trochę się zawiódł - przekazała w rozmowie z dziennikarzami Faktu Melania A., ciotka Krzysztofa, która dodała, bratanek jej męża wyjechał w pewnym momencie za pracą do Anglii, ale nie odniósł szybkiego i łatwego sukcesu, dlatego wrócił do Polski - już z żoną.
Kilka miesięcy temu 41-latek przeprowadził się z rodziną do domu rodzinnego. - Przyjechał, żeby pomóc matce w opiece nad umierającym ojcem. My się spodziewaliśmy, że Bogdan może umrzeć za 3 dni, albo 3 tygodnie. Kiedy przyszła do nas w nocy policja od razu powiedziałam, że Bogdan nie żyje, a oni do mnie, że nie tylko on, że cała rodzina - relacjonowała kobieta.
Mąż pani Melanii, pan Stanisław, jest zdania, że Krzysztof A. zamordował swoją rodzinę już w czwartek, kiedy wszyscy byli po raz ostatni widziani, bo później nikt z nimi nie miał kontaktu. Według ich relacji pani Krystyna kochała syna ponad życie i nawet gdyby działo się coś złego w domu, to pewnie by im o tym nie powiedziała. - Krystyna to była prawdziwa opiekunka, kobieta bardzo rodzinna. Krzysztof miał bardzo dobry kontakt z mamą. Został z Martą w domu, bo chciał pewnie pobyć jeszcze z tatą. Może to wszystko było ponad siły Krzysztofa? Domy, w których jest spokojnie i cicho potrafią kryć najwięcej tajemnic - uznała Melania A.
Ciotka snuje domysły odnośnie do zachowania Krzysztofa A.
Jak relacjonują reporterzy Faktu, dom Bogdana i Krystyny A. wygląda bardzo schludnie, a rodzina nie miała kłopotów finansowych. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. - Ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że Krzysztof mógł zabić swojego umierającego ojca. Nie rozumiem, dlaczego to zrobił. To był spokojny, elegancki człowiek, nie było w nim żadnej agresji - emocjonowała się pani Melania, która z mężem opowiadała, jak Krzysztof i Marta cieszyli się z narodzin Stasia, bo długo starali się o dziecko. - Byliśmy u nich z prezentami. Były imieniny Krystyny, więc kupiliśmy storczyka, prezencik dla maluszka. Wszystko było normalnie, piliśmy herbatę, jedliśmy ciasto... Ja się sama zastanawiam, co Krzysztofowi strzeliło do głowy - mówiła.
Pani Melania postawiła hipotezę odnośnie do zmiany w zachowaniu mężczyzny. - Może to przez narkotyki albo jakieś inne rzeczy. Dzisiaj młodzi biorą różne rzeczy, a później są tragedie. Krzysztof kiedyś przyznał się, że palił marihuanę, a ja go zganiłam, że będzie narkomanem. Wtedy się obruszył i obraził się nawet. Ale co się działo później, to kto to wie? - spekulowała.
Źródło: Fakt