Skandal na pogrzebie, ksiądz zignorował wolę zmarłego. Rodzina jest oburzona
Pan Arkadiusz z Małopolski zmarł po rocznej walce z chorobą nowotworową. Mężczyzna, który był niezwykle mocno związany z kościołem, przedstawił na łożu śmierci swoją ostatnią wolę. Ta niestety została zignorowana przez lokalnych duchownych. To nie był jednak jedyny cios dla jego rodziny.
Ostatnie życzenie zmarłego Arkadiusza
Sprawa pana Arkadiusza Ligęza z Bobowej w Małopolsce została nagłośniona przez “Fakt”. Mężczyzna zmarł 12 sierpnia br., po długiej walce z chorobą. Ostatnim życzeniem chorego było, aby mszę na jego pogrzebie odprawił zaprzyjaźniony wikariusz ks. Jarosław Kokoszka, który dwa tygodnie przed śmiercią udzielił mu ostatniego namaszczenia.
Poszłam załatwić wszystkie dokumenty oraz porozmawiać o ostatniej woli Arka. W kancelarii przyjął nas wikariusz ks. Paweł Łebski. Zwróciliśmy się do niego z prośbą, aby w mszy świętej pogrzebowej uczestniczył i kazanie wygłosił zaprzyjaźniony ksiądz, były już wikariusz bobowskiej parafii, który był z nami przez cały okres choroby, a dwa tygodnie przed śmiercią udzielił mu w domu sakramentu namaszczenia - powiedziała w rozmowie z "Faktem" mama zmarłego Arkadiusza.
Duchowny zignorował prośbę rodziny
Na początku rodzinie zmarłego wydawało się, że wszystko udało się pomyślnie załatwić. Ostatecznie proboszcz Marian Chełmecki miał jednak zignorować ostatnią wolę Arkadiusza.
To było ostatni życzenie Arka! Chciał, aby to właśnie ksiądz Jarosław poprowadził mszę. Tak się nie zachowuje kapłan, człowiek, który ma serce i wierzy w Boga - wyznała oburzona rodzina zmarłego.
Bliscy domagali się wyjaśnień, ale usłyszała od wikariusza, że proboszcz przebywa na urlopie. Chwilę później dotarła do nich wiadomość SMS z informacją, że decyzja została podtrzymana po konsultacji z biskupem.
To nie był jednak ostatni cios skierowany w rodzinę Arkadiusza.
"Postawili trumnę na środku alejki"
Zobacz: Tajemnica Tadeusza Rydzyka wyszła na jaw. Ukrywał ją latami
Kolejne przykrości spotkały bliskich zmarłego już podczas ceremonii pogrzebowej. Poprowadził ją lokalny wikariusz ks. Paweł.
Bardzo zabolały mnie słowa księdza, kiedy powiedział: "nie wiemy, jaka była relacja zmarłego z Bogiem". Arek był wierzący, posiadał wszystkie sakramenty święte. Każdy, kto go znał, wie, jak dobrym był człowiekiem. Nigdy nie zwątpił w Boga, modlił się, chodził do kościoła, przyjmował komunię świętą. Z pokorą przyjął chorobę i cierpienie. Wracając po wyczerpującej chemioterapii, szedł na niedzielną mszę świętą. Wystarczyła chwila szczerej, krótkiej rozmowy z rodziną zmarłego przed mszą i wszystko byłoby jasne - powiedziała matka.
Osoby, które wzięły udział w pogrzebie twierdzą również, że w trakcie ceremonii trumna z ciałem, zamiast nad grobem , została postawiona w alejce cmentarnej na kostce brukowej.
Postawili trumnę na środku alejki i tam żegnano Arka. Ksiądz po zakończonych modlitwach odszedł, a my zostaliśmy na chodniku przy trumnie, nie wiedząc, co mamy dalej robić. Dopiero po dłuższej chwili pracownicy zakładu pogrzebowego przenieśli ją kilkadziesiąt metrów dalej na miejsce wiecznego spoczynku - powiedział “Faktowi” jeden z członków rodziny.
Reporter "Faktu" skontaktował się z proboszczem parafii w Bobowej, aby odniósł się do zarzutów przedstawionych przez bliskich zmarłego.
Uroczystość została przeprowadzona zgodnie z zasadami naszej parafii. Jeśli chodzi o decyzję dotyczącą księdza Jarka, została ona podjęta po konsultacji z kurią. Rozmawiałem z biskupem Leszkiem Leszkiewiczem, który stwierdził, że nie ma potrzeby, aby ksiądz Jarosław prowadził mszę żałobną, tylko zrobił to duchowny naszej parafii. Rodzina była informowana o przebiegu ceremonii i nie doszło do żadnych odstępstw od ustaleń. Jeśli chodzi o sytuację na cmentarzu, nie odpowiadamy za to, gdzie zostanie postawiona trumna, tylko pracownicy zakładu pogrzebowego - stwierdził ks. Marian Chełmecki, proboszcz bobowskiej parafii.