Goniec.pl Wiadomości Rodzina znalazła urnę z prochami na grobie obok. Firma pogrzebowa nie ma sobie nic do zarzucenia
(zdjęcie ilustracyjne) Piotr Molecki/East News

Rodzina znalazła urnę z prochami na grobie obok. Firma pogrzebowa nie ma sobie nic do zarzucenia

5 lipca 2022
Autor tekstu: Agata Jaroszewska

Święty spokój zmarłego Jana wcale nie był spokojem, a już na pewno nie świętym. Urna z prochami zmarłego mężczyzny została znaleziona dzień po pogrzebie przez chrześniaka Jana Koska. - Ktoś mógłby pomyśleć, że to zużyty znicz - powiedziała Diana Kosek. Pośmiertna wycieczka ujawniona została przez przypadek i jak to w Polsce: nikt nie ma sobie nic do zarzucenia. Winnych brak?

Pogrzeb to jedno z gorszych wydarzeń, jakie trzeba organizować ukochanym. Rodzina Jana Koska była przekonana, że złożenie urny z prochami zmarłego na cmentarzu w Lubniewicach będzie wydarzeniem trudnym, ale zamknie pewien etap.

Niestety zapomnieli, że mieszkają w Polsce i granice "najgorsze co może się zdarzyć" są wysunięte dalej na zachód niż może się wydawać . Kiedy chrześniak Jana Koska dzień po pogrzebie odwiedził świeżą mogiłę, był bardziej niż zaskoczony.

Urna z prochami zmarłego nie spoczywała na właściwym miejscu . Bóg tak chciał i przeniósł ziemskie resztki swojej owieczki? Nic z tych rzeczy, chociaż sprawa nadal nie została wyjaśniona.

Lubniewice: urna z prochami stała obok grobu

Życie w Polsce zaskakuje i okazuje się, że nawet po śmierci Polacy nie mogą zaznać spokoju od absurdów tego kraju. Jan Kosek miał udać się na wieczny spoczynek, ale udał się... na grób obok.

56-letni Jan Kosek miał spocząć w mogile, rodzina wyprawiła nawet pogrzeb, ale pojemnik z prochami zmarłego magicznie wyparował i znalazł się na grobie obok . Gdyby nie przypadek, prawda nie wyszłaby na jaw.

TVP3 z Gorzowa Wielkopolskiego ujawniło skandal. Szwagierka, która dobę wcześniej uczestniczyła w pogrzebie Jana Koska nie wiedziała, że ostatnie pożegnanie bliskiego nie będzie wcale ostatnie. - W pewnym momencie syn mówi do mnie, zobacz wujek Janek stoi - powiedziała w materiale na temat tej sprawy.

Firma pogrzebowa nie ma sobie nic do zarzucenia

Policja dowiedziała się o teleportującej się urnie. Rodzina nie zamierza puścić tej sprawy w niepamięć, gdyż to właśnie wieczna pamięć i cześć ich bliskiego została zagrożona. - Gdybyśmy jej nie znaleźli, ile by tu stała? - pytała w rozmowie z TVP3 Diana Kosek.

Jan Kosek stał się prawdziwą gwiazdą i jak na sławę przystało: musiał umrzeć, aby tak się stało. Podobnie, jak w przypadku innych znanych osób miał więcej niż jeden pogrzeb, jednak rodzina wolałaby pożegnać się ze zmarłym tylko raz i skupić się na zadumie.

TVP3 dotarła do właściciela firmy pogrzebowej zajmującej się pochówkiem pana Jana. Powielił się scenariusz znany z nieudanych inwestycji w polskich miastach: winnego nie ma . Adrian Hewusz, który kieruje firmą odpowiedzialną za ostatnią drogę zmarłego, przeprosił rodzinę, ale podkreślił, że jego pracownicy działali zgodnie z procedurami i nie ma mowy o poczuciu winy.

Według Adriana Hewusza mityczny "ktoś" miał wyciągnąć urnę z mogiły . Cmentarny żartowniś musiał być wyjątkowo niezdecydowany. Po zadaniu sobie sporego trudu, postanowił jednak dać "wiecznie odpoczywać" panu Janowi i zostawił go grób dalej.

Dwa dni po pierwszym pogrzebie Jana Koska odbyła się druga ceremonia pogrzebowa. Rodzina zmarłego po poinformowaniu o zajściu księdza zażądała jeszcze jednego pogrzebu, by ich bliski mógł spocząć z należnym szacunkiem.

Artykuły polecane przez Goniec.pl:

Źródło: tvp3

Obserwuj nas w
autor
Agata Jaroszewska

Redaktorka portalu Goniec.pl. Studiowałam na Uniwersytecie Warszawskim oraz w Szkole Głównej Służby Pożarniczej. Interesuję się głównie problemami społecznymi oraz zagadnieniami związanymi z kulturą. W swojej pracy skupiam się na nagłaśnianiu ważnych i istotnych spraw w skali lokalnej, a do opisywanych spraw zawsze podchodzę bezstronnie. Moją pasją jest etnologia, szczególnie kwestie związane z kulturowym uwarunkowaniem społeczeństwa oraz dawne wierzenia. Szczególną uwagę przywiązuję do historii mówionej, gdzie nie ma jedynej i słusznej wersji wydarzeń historycznych. Przez trzy lata prowadziłam badania etnograficzne na terenie Ukrainy. Na Huculszczyźnie rozmawiałam ze świadkami historii na temat ich wspomnień o szkołach prowadzonych przez Polaków, czy prześladowaniu grekokatolików w czasie delegalizacji tego Kościoła na tamtejszych terenach.

Chcesz się ze mną skontaktować? Napisz adresowaną do mnie wiadomość na mail: redakcja@goniec.pl
non-fiction wiadomości finanse technologia zdrowie rozrywka sport