Przyjął do siebie Ukrainkę uciekającą przed wojną i miał ją zgwałcić. Sąd wypuścił go na wolność
Mężczyzna, który zaoferował pomoc Ukraince, a następnie miał ją zgwałcić, 9 marca został natychmiast złapany przez wrocławską policję. Prokuratura po zgromadzeniu materiału dowodowego, po przesłuchaniu pokrzywdzonej i przeprowadzeniu badania lekarskiego, zakwalifikowała czyn jako zgwałcenie i zwróciła się do sądu o trzymiesięczny areszt dla mężczyzny – ze względu na obawę matactwa. A Sąd Okręgowy we Wrocławiu odrzucił ten wniosek i zarządził wobec podejrzanego dozór policji. Mężczyzna jest na wolności, raz w tygodniu ma zgłaszać się na komisariat.
Jak argumentuje swoją decyzję Sąd Okręgowy we Wrocławiu?
- Przedstawiony przez prokuraturę materiał dowodowy nie wskazywał na gwałt - mówi Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu. I dodaje, że w tym przypadku dowody wskazują bardziej na seksualne wykorzystanie stosunku zależności lub krytycznego położenia – przestępstwo z art. 199 kodeksu karnego.
Co to w praktyce zmienia?
Artykuł 197 kodeksu karnego, który reguluje zgwałcenie, to przestępstwo polegające na doprowadzeniu do obcowania płciowego przemocą, groźbą lub podstępem. Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu nie miała wątpliwości, że w tym przypadku doszło do użycia przemocy. W komunikacie od rzeczniczki prasowej tej prokuratury, Małgorzaty Dziewońskiej, możemy przeczytać:
– W okresie od 8 do 9 marca we Wrocławiu, działając w krótkich odstępach czasu, z góry powziętym zamiarem, podstępem jako osoba chętna do przyjęcia osoby z Ukrainy w związku z wybuchem konfliktu zbrojnego uciekających z wojny, przyjął pokrzywdzoną obywatelkę Ukrainy do swojego mieszkania we Wrocławiu, a następnie wykorzystując jej krytyczne położenie związane z brakiem miejsca zamieszkania oraz przy użyciu przemocy doprowadził ją do obcowania płciowego.
Podobnie wątpliwości nie miała policja, która nagłośniła całą sprawę:
"Ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyzna siłą doprowadził kobietę do obcowania płciowego wbrew jej woli. Wcześniej poznał dziewczynę, oferując swą pomoc za pośrednictwem portalu internetowego. Przyjął ją do swojego mieszkania i dokonał tego brutalnego przestępstwa. Grozić mu może teraz kara nawet do 12 lat pozbawienia wolności. Policja z pośrednictwem prokuratury będzie wnioskować o tymczasowe aresztowanie mężczyzny".
Zgodnie z materiałem dowodowym zgromadzonym przez prokuraturę ten czyn spełnia przesłanki zgwałcenia. Za zgwałcenie grozi właśnie do 12 lat więzienia.
Gwałtu nie było, bo nie krzyczała
Tymczasem Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał, że przemocy nie było, w związku z czym czyn nie może zostać uznany za zgwałcenie. Przesłanka przemocy w zależności od wyroku sądu jest rozumiana na różne sposoby.
Wysłałam zapytanie prasowe do Sądu Okręgowego we Wrocławiu, by zapytać o rozumienie tej przesłanki, które pozwoliło na zmianę kategorii czynu. Gdy dostanę odpowiedź, poinformuję o jej treści.
W doktrynie często pojawia się kategoria „czynnego i nieprzerwanego oporu”. W orzeczeniu Sądu Najwyższego z 2013 roku czytamy: „w świetle języka ogólnego przemoc to brutalne działanie, w którym ktoś stosuje siłę, by narzucić komuś swoją wolę lub wymusić coś na kimś, a jeśli ktoś robi coś przemocą, to używa siły, aby pokonać czyjś opór. Przemocą nie jest więc każde oddziaływanie, ale szeroko pojęta czynność fizyczna, która prowadzić ma do zniewolenia pokrzywdzonego”.
Ofiara musi się więc aktywnie bronić, a przemoc polega na przełamaniu tego oporu. W trakcie przesłuchania ofiara słyszy więc pytania o to, jak stawiała opór, czy robiła to wystarczająco głośno i wyraźnie.
Efektem takiej definicji są wyroki jak ten sprzed dwóch lat, gdy sąd uznał, że gwałtu nie było, bo 14-latka nie krzyczała...
Zamarcie w momencie gwałtu
Bo też problem z taką definicją następuje w zderzeniu z rzeczywistością. Wiele – jeśli nie większość, na co wskazuje część badań – ofiar przemocy w trakcie zgwałcenia zamiera. To naturalna reakcja fizjologiczna organizmu w momencie traumy. Organizm w sytuacji niebezpieczeństwa robi to, co może uchronić go przed śmiercią lub większym uszkodzeniem ciała. To jest jego obrona.
To często nie jest reakcja, nad którą można zapanować. Czasem organizm wyłącza się na tyle, że później ofiara nie pamięta szczegółów zdarzenia – co dla niekompetentnego biegłego może być potwierdzeniem jej niewiarygodności. Problem w tym, że gdy ma się wiedzę psychologiczną na temat reakcji w momencie traumy seksualnej, to raczej potwierdzenie wiarygodności – bo tak często działa organizm w momencie traumy.
Brak szkoleń dla wymiaru sprawiedliwości to brak wiedzy. I to widać
Ale nie cała doktryna uznaje opór za konieczny element, by spełnić przesłankę przemocy zawartą w definicji zgwałcenia. W uchwale Sądu Najwyższego z 2007 roku pojawia się inne rozumienie gwałtu: „Opór nie jest koniecznym elementem gwałtu, zwłaszcza wtedy, gdy z okoliczności wynika, że ofiara w warunkach osaczenia jej przez gwałcicieli nie miała szans na stawianie oporu, który mógłby wywołać jeszcze większa agresję sprawców i doprowadzić do jeszcze gorszych następstw gwałtu”.
To rozumienie zgwałcenia jest zgodne z aktualną wiedzą psychologiczną dotyczącą traumy seksualnej. Wymaganie oporu od ofiary jest nie tylko niezgodne z tą wiedzą, ale i może być dla ofiary retraumatyzujące – sprawia, że przerzuca winę na siebie i czuje, jakby to ona zrobiła coś złego, a nie sprawca – bo nie stawiała oporu.
Zapewne gdyby policja, prokuratura i sędziowie mieli szkolenia w zakresie postępowania z ofiarą zgwałcenia, wiedzieliby, jak traumatyzujące mogą być odpytywania z tego, czy i jak głośno krzyczała, czy i jak mocno się wyrywała i mnóstwo innych szczegółów. Niestety, zgodnie z badaniem Rzecznika Praw Obywatelskich z 2020 r. – takich szkoleń nie ma lub są niewystarczające.
I to, niestety, widać także w przebiegu tego procesu.