Poszła na cmentarz posprzątać groby bliskich. Wtedy doszło do tragedii
Ta sprawa wstrząsnęła Polską ponad dwie dekady temu. W 1999 roku zaginęła 72-letnia pani Weronika, która wybrała się na cmentarz, aby posprzątać rodzinne groby i nigdy z niego nie wróciła. Okazało się, że padła ofiarą bestialskiej zbrodni.
72-latka zniknęła bez śladu
Rębowo to mała miejscowość w powiecie płockim, licząca zaledwie ok. 600 mieszkańców. Właśnie tam, 2 czerwca 1999 roku ok. godziny 10.00, 72-letnia pani Weronika wybrała się na cmentarz, aby posprzątać groby przed zbliżającymi się świętami. Kiedy po wielu godzinach nie wracała do domu, jej syn poważnie się zaniepokoił. Mężczyzna obawiał się, że podczas pracy jego matka mogła źle się poczuć lub mogło stać się coś jeszcze gorszego.
Na miejscu nie było śladu po seniorce. Uwagę syna przykuł natomiast jeden z rodzinnych nagrobków, który był wysprzątany tylko do połowy. Mężczyzna wiedział, że jego matka nie zostawiłaby niedokończonej pracy. Pomyślał więc, że kobieta zagadała się z kimś znajomych i postanowił jej
poszukać na terenie nekropolii.
Makabryczne odkrycie w płytkim grobie
Podczas poszukiwań syn pani Weroniki zajrzał nawet do cmentarnej studni. Na jej dnie coś się znajdowało. Okazało się, że był to koszyk, a w nim para damskiego obuwia, które należało do jego matki. Przerażony mężczyzna skontaktował się z dyżurnym Komisariatu Policji w Wyszogrodzie, a ten z kolei zatelefonował do oficera dyżurnego płockiej Komendy Miejskiej. Obawiano się, że kobieta utopiła się w studni. Na miejsce wezwano strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy zdecydowali o wypompowaniu wody. Zbiornik okazał się jednak pusty.
Fakt zaginięcia pani Weroniki poruszył lokalna społeczność, którą tłumnie zdecydowała się pomóc w poszukiwaniach. Jeszcze tego samego dnia odnaleziono motykę, którą zaginiona zabrała na cmentarz, a także elementy jej garderoby. Nazajutrz jeden z mieszkańców Rębowa dostrzegł za murem cmentarza fragment świeżo rozkopanej ziemi. Kiedy zdecydował się to zbadać, w płytkim dole ujrzał częściowo obnażone zwłoki kobiety. Na miejsce sprowadzono śledczych z psem tropiącym - wtedy stało się jasne, że ciało należało do zaginionej 72-latki.
Znaleźli trzy ciała za zamkniętymi drzwiami. Teraz sąsiedzi przerwali milczenie
Ze względu na to, że ubiegłej nocy doszło do ulewy, podjęcie tropu przez policyjnego psa było wręcz niemożliwe. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci kobiety były
obrażenia czaszkowo-mózgowe
w postaci ran tłuczonych, które mogły być zadane pięścią, kijem lub drewnianą pałką. Na ciele seniorki stwierdzono głębokie stłuczenia tkanek miękkich twarzy, złamanie chrzęstnej części nosa, czterech żeber, a także liczne sińce twarzy i szyi. Biegły nie wykluczył, że zgon nastąpił w wyniku uduszenia.
Znaleźli sprawcę po roku poszukiwań
Policja ustaliła, że do zbrodni miało dojść podczas czyszczenia drugiego z nagrobków, ponieważ ta czynność została przez emerytkę przerwana. Choć przyjęto, że sprawca zbrodni kierował się motywem seksualnym, sekcja zwłok tego nie potwierdziła. Problem z wytypowaniem podejrzanego sprawił, że 31 grudnia 1999 r. śledztwo zostało umorzone. Płoccy policjanci kontynuowali jednak czynności operacyjne, a dla osoby, która wskazałaby sprawcę zbrodni, została przewidziana nagroda.
Zobacz: Jej śmierć wstrząsnęła całą Polską. Fatalne wieści dla rodziny
Przełom w sprawie nastąpił 3 listopada 2000 r. Tego dnia mundurowi zatrzymali 31-latka z Rębowa - mieszkającego z rodzicami kawalera o imieniu Jan, który utrzymywał się z drobnych prac rolnych. Mężczyzna od razu przyznał się do morderstwa i jeszcze tego samego dnia usłyszał zarzut zabójstwa. Zeznał, że od samego początku działał z pobudek seksualnych, a na cmentarzu chciał ją jedyne ogłuszyć. Kiedy ta upadała na ziemię, miała uderzyć głową o nagrobek. Myśląc, że kobieta nie żyje, mężczyzna przeniósł ją za ogrodzenie i zakopał, a jej rzeczy zatopił w studni. Choć dwukrotnie potwierdził tę wersję wydarzeń, później odwołał swoje zeznania, tłumacząc się tym, że to policja go do ich wygłoszenia zmusiła.
Śledczy ustalili, że w dniu tragedii mężczyzna miał spóźnić się na autobus, którym dojeżdżał do pracy. Z tego powodu postanowił zrobić sobie dzień wolnego. Jan miał zamiar wybrać się na cmentarz, by odwiedzić grób swojej siostry, wcześniej jednak kupił piwo. Na miejscu zauważył panią Weronikę, którą znał z widzenia. Przywitał się z kobietą i chwilę z nią rozmawiał. W pewnym momencie zdecydował o odbyciu z nią stosunku płciowego. Kiedy zaczęła wołać o pomoc, mężczyzna popchnął ją na grób, a następnie zadał jej wiele ciosów, aż przestała dawać jakiekolwiek oznaki życia. Następnie ją rozebrał. Do stosunku seksualnego jednak nie doszło, ponieważ 31-latek zaniemógł, a zwłoki zdecydował się ukryć w płytkim grobie.
Sąd Okręgowy w Płocku skazał go na
25 lat pozbawienia wolności.
Obrońca mężczyzny składał apelację, była nawet procedowana kasacja, jednak utrzymano pierwotny wyrok. Z więzienia wychodzi niedługo, bo już w 2026 roku.