Lubelskie. Auto dachowało, w środku 6 osób, w tym roczne dziecko. Jechało bez fotelika
Bardzo niebezpieczny wypadek w Ostrówku (woj. lubelskie), gdzie doszło do dachowania samochodu osobowego. Podróżowało nim trzech mężczyzn oraz dwie kobiety, z których jedna trzymała na kolanach roczne dziecko. To niejedyne nieodpowiedzialne zachowanie dorosłych w tym zdarzeniu.
Groźny wypadek w Lubuskim. Auto dachowało, w środku 6 osób
Policjanci otrzymali zgłoszenie o wypadku w miejscowości Ostrówki w powiecie radzyńskim w niedzielę 10 września około godziny 17. Kiedy pojawili się na miejscu, aż trudno było im uwierzyć, jak nieodpowiedzialnie zachowali się uczestnicy zdarzenia.
- Na miejscu mundurowi zastali na polu uprawnym samochód osobowy marki Toyota Yaris, który leżał na dachu. Obok auta stało trzech mężczyzn w wieku 26, 39 i 43 lat oraz dwie kobiety w wieku 19 i 36 lat - poinformował podkomisarz Piotr Mucha z Komendy Powiatowej Policji w Radzyniu Podlaskim.
Auto dachowało. W środku roczne dziecko na kolanach matki
Jak informuje policja, 19-latka trzymała na rękach swoje roczne dziecko. Jak ustalili mundurowi, było ono przewożone w sposób niezgodny z przepisami, bez fotelika. Matka trzymała je na kolanach. Oboje zostali przewiezieni do szpitala. Nikt z uczestników wypadku nie chciał przyznać się do kierowania pojazdem.
- Jak wynikało z ustaleń funkcjonariuszy, wszyscy podróżowali toyotą. Jednakże nikt nie przyznawał się do kierowania tym pojazdem. Twierdzili, że kierował rzekomo inny mężczyzna, który przed przybyciem policjantów uciekł z miejsca zdarzenia - zaznacza policjant.
Wszyscy pijani poza 19-latką z dzieckiem
Badanie alkomatem wskazało, że wszyscy byli pod znacznym działaniem alkoholu. Jedyną trzeźwą była 19-latka. Ostatecznie wszyscy zostali zatrzymani i trafili do policyjnego aresztu.
Jak informuje policja, 39-letni właściciel auta po wytrzeźwieniu został przesłuchany. Wtedy "przypomniał" sobie, że to on mając w organizmie niemal 2 promile alkoholu, kierował Toyotą i na łuku drogi stracił panowanie nad autem, a następnie doszło do dachowania. Swoje zachowanie tłumaczył, że chciał odwieźć kolegę do domu, "a wyszło, jak wyszło".
Teraz mężczyzna odpowie przed sądem. Grozi mu kara do 2 lat pozbawienia wolności. Musi się również liczyć z zapłatą świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej w kwocie nie mniejszej niż 5 tysięcy złotych, a także orzeczeniem przez sąd zakazu kierowania pojazdami na minimum 3 lata.