Klienci znaleźli sposób na kolejki. "Zwykłe buractwo"
Klienci dyskontów robią wszystko, by poradzić sobie z wysokimi cenami i długimi kolejkami do kas. "Sposoby", na które wpadają, regularnie obiegają sieć lotem błyskawicy, nie zawsze budząc entuzjazm wśród internautów. Tak było także tym razem.
Awantury w sklepach. Klienci "zaklepują kolejkę"
Zakupy , szczególnie w godzinach popołudniowych i w weekendy, często wiążą się z koniecznością odstania kilkunastu minut w kolejce do kasy. Taka sytuacja może irytować, ale klienci na ogół starają się nie wszczynać awantur i nie utrudniać życia innym kupującym. Są jednak wyjątki. Ostatnio powszechne stało się "zaklepywanie kolejki do kasy".
Niedawno w jednym z dyskontów na moim osiedlu byłem świadkiem takiej sytuacji. Przed jedyną kasą obsługiwaną przez pracownika, ustawiła się długa kolejka. Podeszła kobieta z pełnym koszykiem, rozejrzała się, postawiła go za ostatnim klientem i poszła dalej robić zakupy — mówił pan Stefan z Bydgoszczy w rozmowie z Gazetą Pomorską.
Awantura w sklepie. Poszło o kolejkę do kasy
Pan Stefan dodał, że do prawdziwej awantury doszło w momencie, w którym inny klient odsunął wózek "zaradnej" kupującej i stanął w kolejce. Kobieta, wracając z naręczem zakupów, nie kryła wściekłości. Zażądała natychmiastowego zwolnienia miejsca. Klienci jednak nie pozwolili stanąć jej przed mężczyzną, którego zaatakowała.
Ktoś krzyknął, że do kasy to się przychodzi osobiście, jak się już zrobi zakupy, a nie, żeby zająć kolejkę w tak bezczelny sposób. Zwyczajnie, wepchała się. Młoda dziewczyna nazwała ją "Grażyną". Starszy pan powiedział, że rozumie, gdyby zapomniała jednej rzeczy i się wróciła, zdarza się, ale nie aż tyle, to jest — jak wykrzyczał — "zwykłe buractwo" . Bo inni muszą stać, a ona nie. Kobieta się wściekła — relacjonował świadek zdarzenia.
ZOBACZ TAKŻE: Policjantka pokazała zdjęcie z poczty. Ostrzega Polaków
Kolejki frustrują klientów
Pani Maria z Torunia opowiedziała z kolei o sytuacji, która wydarzyła się przy ladzie z mięsem w dużym supermarkecie. Jedna z klientek, jak gdyby nigdy nic, zostawiła koszyk w kolejce i poszła robić zakupy w innym dziale.
Wróciła i jakby nic, stanęła tam, gdzie zostawiła koszyk. Pan, który stał za tym koszykiem, zwrócił jej uwagę, że nikt nie pilnował kolejki, bo przecież koszyk nie mógł powiedzieć, że ona tutaj stoi i on nie wie, czy tak było, czy nie. Kobieta odwróciła się na pięcie, zrobiła minę, że lepiej nie mówić, i sobie poszła obrażona na cały świat — tłumaczyła.
Zdaniem wielu klientów, takie sytuacje nie są przejawem "buractwa", a reakcją na niski poziom obsługi w supermarketów. Argumentują, że problem by nie istniał, gdyby sklepy otwierały więcej, niż jedną kasę.