Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Polska > Czy PiS grozi bankructwo? Tłumaczymy decyzję PKW
Mateusz Baczyński
Mateusz Baczyński 29.08.2024 21:46

Czy PiS grozi bankructwo? Tłumaczymy decyzję PKW

Jarosław Kaczyński
fot. KAPiF

Państwowa Komisja Wyborcza podjęła uchwałę o odrzuceniu rozliczenia wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Dzisiejsza decyzja PKW nie kończy jednak tej historii.

Czarny scenariusz dla PiS? Utrata ponad 90 mln zł

Partia Jarosława Kaczyńskiego może stracić prawo nawet do całej subwencji, aż do końca tej kadencji Sejmu. W najbardziej czarnym scenariuszu chodzi o ponad 90 milionów złotych. Jak do tego doszło? Dlaczego PKW podjęło taką decyzję? Czy PiS grozi bankructwo? 

Zacznijmy od tego, że subwencje dla partii politycznych są w Polsce niezbędne dla ich funkcjonowania. Żadna z nich nie jest bowiem w stanie się utrzymać tylko i wyłącznie ze składek członkowskich. Co więcej, partie polityczne mają absolutny zakaz prowadzenia jakiejkolwiek działalności gospodarczej. W tej sytuacji, subwencje są kluczowe, żeby zapewnić poszczególnym formacjom płynność finansową.

W przypadku PiS chodzi ok. 100 mln zł, które partia miała dostać w bieżącej kadencji Sejmu. To właśnie te pieniądze miały być przeznaczone m.in. na kampanie prezydencką w 2025 roku oraz wybory parlamentarne w 2027 r. O tym, czy dana partia otrzyma subwencje decyduje Państwowa Komisja Wyborcza, która bada m.in. czy pieniądze na kampanię wyborczą były wydawane przez partie zgodnie z prawem.  

No i właśnie w przypadku Zjednoczonej Prawicy pojawiły się poważne wątpliwości. Chodziło przede wszystkim o środki z Funduszu Sprawiedliwości, które były wykorzystywane na rzecz kampanii polityków Suwerennej Polski. Dla przykładu: w 2023 r. Koła Gospodyń Wiejskich z 468 gmin dostały z funduszu po 5 tys. złotych. Oficjalnie na działania związane z przeciwdziałaniem przestępczości. Jednak w praktyce środki te wydawano na garnki, grille, noże do krojenia pizzy czy lodówki do przechowywania żywności. 

Praktycznie za każdym razem w świętowaniu nabycia tych przedmiotów uczestniczył jakiś polityk Suwerennej Polski, a pieniądze płynęły szerokim strumieniem najczęściej do okręgów w wyborczych z których ci politycy startowali. 

Jako, że ziobryści kandydowali z list PiS-u, to konsekwencje tych działań dotyczyły również formacji Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, jak wynika z listu ujawnionego przez Gazetę Wyborczą, prezes PiS doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości wydawane są w niejasny sposób. Ostrzegał nawet Zbigniewa Ziobrę przed zagrożeniami jakie z tego wynikają i nakazał natychmiastowe zaprzestanie tych praktyk. 

Jednak szef Suwerennej Polski całkowicie zignorował zalecenia Kaczyńskiego.  
W tej sytuacji PKW postawiła dokładniej zlustrować wydatki wyborcze Zjednoczonej Prawicy. W całą sprawę zaangażował się też rząd Donalda Tuska, który w ostatnich miesięcy regularnie przysyłał do komisji dokumenty mające poświadczyć, że partia Kaczyńskiego łamała prawo. Czego konkretnie dotyczyły?  

ZOBACZ KOMENTARZ MATEUSZA BACZYŃSKIEGO!

Jest decyzja PKW w sprawie rozliczenia wyborczego PiS. Morawiecki mówi o zemście Nie żyje była posłanka i eurodeputowana. Wicemistra przekazała smutną wiadomość

Nieprawidłowości podczas kampanii

Jak wynika z informacji ujawnionych przez portal Onet, politycy prawicy mieli korzystać nie tylko z pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości, ale również Funduszu Leśnego, zarządzanego przez Lasy Państwowe. Chodzi tu przede wszystkim o tzw. "Pikniki Rodzinne Służb Mundurowych", które były organizowane akurat w okręgu wyborczym Michała Wosia. Czyli polityka, który w rządach PiS był m.in. ministrem środowiska nadzorującym właśnie Lasy Państwowe. Woś był zresztą promowany niemal przy każdej możliwej okazji. Nawet na takich wydarzeniach, jak Turniej Rybek w Katowicach, Oktoberfest w Piecach, czy Turniej Jesienny dla dzieci w Chałupkach.

Kolejne doniesienie dotyczyło wartego niemal 3 mln zł zlecenia dla prawicowego tygodnika "Do Rzeczy". Choć były to pieniądze przeznaczone na reklamowanie Lasów Państwowych, to w rzeczywistości miały służyć promocji polityków Zjednoczonej Prawicy. Podobne doniesienie zostało przygotowywane w sprawie umowy Lasów Państwowych z mediami braci Karnowskich. W tym wypadku chodzi o kwotę ponad 1,5 mln zł.   

Rząd Donalda Tuska zwrócił też uwagę na wydatki Ministerstwa Cyfryzacji za rządów PiS. Pod lupę wzięto zwłaszcza kontrakt tego resortu z państwowym instytutem badawczym NASK. Oficjalnie z państwowej kasy wydano niemal 19 mln zł na monitorowanie dezinformacji w mediach społecznościowych w latach 2022-2023. Jednak - jak wynika z ustaleń rządu - NASK zajmował się również przygotowaniem raportów na temat wiarygodności Prawa i Sprawiedliwości wśród internautów. A to już mogło budzić poważne zastrzeżenia. 

Niektóre przykłady nieprawidłowości były też omawiane przez polityków publicznie. Na przykład Adam Szłapka poinformował, że pikniki promujące rządowy program 800 plus były de facto imprezami partyjnymi Prawa i Sprawiedliwości. Z kolei Donald Tusk ujawnił, że były szef Rządowego Centrum Legislacji Krzysztof Szczucki zatrudnił sześć osób, które nie świadczyły żadnej pracy, a jedynie były zaangażowane w jego kampanię wyborczą do Sejmu. 
Jak widać, tych przykładów jest naprawdę dużo. Jak odniosła się do nich Państwowa Komisja Wyborcza? Tutaj znów musimy wyjaśnić kilka kwestii formalnych. 

Żeby mieć podstawę do odrzucenia sprawozdania, PKW musi dowieść, że dana partia wydało nielegalnie co najmniej 1 proc. całych kampanijnych wydatków, co w przypadku PiS-u wynosiło ok. 400 tys. złotych. Dopiero po dokładnym wyliczeniu nieprawidłowo wydanej kwoty, można stwierdzić, o ile zostanie zmniejszona dotacja oraz subwencja. Art. 148. Kodeksu wyborczego stanowi, że zwrot dla partii za kampanię może być pomniejszony o trzykrotności kwoty nieprawidłowości. Także coroczna subwencja jest pomniejszana o trzykrotność tej kwoty. Łącznie dana formacja polityczna może stracić maksymalnie 75 proc. pieniędzy. Oprócz tego, partia musi zwrócić do budżetu państwa kwotę nieprawidłowości.

W tym wypadku PKW wyliczyła nieprawidłowości na 3 miliony 600 tys. złotych. Na decyzji o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS miały zaważyć m.in. działania Krzysztofa Szczuckiego w RCL-u, raporty NASK, pikniki wojskowe na których dochodziło do agitacji, czy spot Zbigniewa Ziobry promujący zmiany w Kodeksie karnym. Co ciekawe, to właśnie spot byłego ministra sprawiedliwości stanowi większość tej kwoty. 

To dla PiS może być katastrofa

Dlaczego PKW nie wzięła pod uwagę pieniędzy wydanych np. z Funduszu Sprawiedliwości? Jak wynika z nieoficjalnych informacji, komisja miała problem, aby wyliczyć, jakie dokładnie kwoty wydano tutaj w sposób nieprawidłowy. Dla przykładu - jeśli jakiś polityk promował się przy okazji przekazania strażakom wozów gaśniczych zakupionych z Funduszu Sprawiedliwości, to trudno policzyć ile taka promocja była warta. A PKW może operować tylko twardymi danymi finansowymi. Dlatego, zdaniem komisji, sprawą Funduszu Sprawiedliwości powinna zajmować się prokuratura.

Nie zmienia to faktu, że pozornie niewielka kwota nieprawidłowości wyliczona przez PKW może okazać się dla PiS katastrofalna. Po pierwsze, dotacja za kampanię zostanie pomniejszona o trzykrotność tej kwoty, czyli prawie 11 milionów złotych. To samo będzie się działo w przypadku subwencji. Co roku partia Kaczyńskiego powinna otrzymywać 26 mln złotych. Jednak w tej sytuacji, za każdym razem, ta kwota będzie pomniejszana o prawie 11 mln złotych. Oprócz tego, PiS będzie musiał zwrócić do budżetu nieprawidłowo wydane pieniądze, czyli 3 miliony 600 tys. Czyli łącznie mówimy o kwocie prawie 50 mln złotych. 

To jednak nie wszystko. Na ten moment PKW odrzuciła bowiem sprawozdanie komitetu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. A jest jeszcze kwestia rocznego sprawozdania finansowego samej partii. Jeśli komisja uzna, że tutaj również doszło do nieprawidłowości, to PiS może stracić całą subwencję. I to byłaby prawdziwa tragedia finansowa dla tej formacji. Decyzja w tej sprawie zapadnie najprawdopodobniej we wrześniu. 

Co w tej sytuacji może zrobić partia Jarosława Kaczyńskiego? Od decyzji Państwowej Komisji Wyborczej przysługuje odwołanie do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Sęk w tym, że jest ona obsadzona przez neo-sędziów wybranych za rządów PiS i nie jest uznawana przez międzynarodowe trybunały. 

Jeśli Kaczyński nie odwoła się od decyzji PKW, to może wyglądać jak przyznanie się do winy. Ale jeśli się odwoła, to i tak tych pieniędzy może nie zobaczyć. Za wykonanie przelewów do partii odpowiada bowiem obecny minister finansów. Pytanie, jak zachowa się w tej sytuacji rząd Donalda Tuska. Dotychczas jego podejście do tej izby Sądu Najwyższego nie było jednoznaczne, przynajmniej z prawnego punktu widzenia. 

Jak słusznie zauważył Patryk Słowik z Wirtualnej Polski - na potrzeby stwierdzenia ważności wyborów parlamentarnych rząd uznał ją za legalną. Jednak w przypadku stwierdzenia wygaśnięcia mandatów poselskich panów Kamińskiego i Wąsika, uznał za nielegalną.

Jedno nie ulega wątpliwości. PiS znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Czy partii może grozić bankructwo? To akurat wątpliwe. Z pewnością jednak formacja Kaczyńskiego zostanie mocno osłabiona, chociażby przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. A to z kolei może utorować drogę do pałacu prezydenckiego kandydatowi Koalicji Obywatelskiej. I to chyba najważniejszy polityczny wniosek z dzisiejszego dnia.