72-latka poszła posprzątać groby bliskich. Na miejscu doszło do tragedii
W 1999 roku zaginęła 72-letnia pani Weronika, która wybrała się na cmentarz, aby posprzątać rodzinne groby i nigdy z niego nie wróciła. Padła ofiarą bestialskiej zbrodni, którą trudno sobie wyobrazić. Co kierowało sprawcą tego haniebnego czynu?
Tragiczna historia sprzed 23 lat
Bardzo szanowana wśród lokalnej społeczności 72-letnia pani Weronika była mieszkanką Rębowa położonego o ok. 40 km od Płocka. Była to kobieta bardzo religijna i kultywująca folklorystyczne tradycje. Seniorka gorliwie celebrowała święta kościelne, dlatego przed zbliżającym się Bożym Ciałem postanowiła posprzątać groby swoich najbliższych. Tym sposobem w czerwcu 1999 roku doszło do tragedii.
Kobieta wyszła z domu 2 czerwca ok. 10:00. Na cmentarz zabrała ze sobą koszyk i akcesoria do sprzątania. Kiedy po wielu godzinach nie wracała do domu , jej syn poważnie się zaniepokoił. Mężczyzna obawiał się, że podczas pracy jego matka mogła źle się poczuć lub mogło stać się coś jeszcze gorszego. Gdy dotarł na nekropolię nie zastał tam seniorki. Jego uwagę przykuł natomiast jeden z rodzinnych nagrobków, który był czysty tylko do połowy. Mężczyzna wiedział, że jego matka nie zostawiłaby niedokończonej pracy. Pomyślał więc, że kobieta zagadała się z kimś znajomych, więc zdecydował się na obejście cmentarza. Zajrzał nawet do cmentarnej studni. Na jej dnie coś się znajdowało.
Znalezisko w cmentarnej studni
Mężczyzna, aby sprawdzić, co znajdowało się na dnie, użył sznurka, który zakończony był kotwicą. Na powierzchnię udało mu się wydobyć koszyk . W nim znajdowała się para damskiego obuwia. Syn emerytki zdał sobie sprawę, że wyłowione rzeczy należą do jego matki. Skontaktował się więc szybko z dyżurnym Komisariatu Policji w Wyszogrodzie, a ten z kolei zatelefonował do oficera dyżurnego płockiej Komendy Miejskiej. Obawiano się, że kobieta utopiła się w studni. Na miejsce wezwano strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy zdecydowali o wypompowaniu wody. Kiedy to zrobiono, nie znaleziono niczego, czego się obawiano.
Los lubianej i szanowanej kobiety poruszył lokalną społeczność. Ludzie chętnie wzięli udział w poszukiwaniach. Jeszcze tego samego dnia odnaleziono motykę, którą zaginiona zabrała na cmentarz, a także elementy jej garderoby. Z racji zapadającego zmroku przerwano poszukiwania, które miały zostać wznowione z samego rana.
Makabryczne odkrycie za murem cmentarza
Dzień po zaginięciu seniorki jeden z mieszkańców Rębowa dostrzegł za murem cmentarza fragment świeżo rozkopanej ziemi. Kiedy zdecydował się to zbadać, w płytkim dole ujrzał częściowo obnażone zwłoki kobiety. Na miejsce sprowadzono śledczych z psem tropiącym. Nikt nie miał wątpliwości, że ciało należało do zaginionej 72-latki.
Ze względu na to, że tamtej nocy intensywnie padał deszcz, podjęcie tropu przez policyjnego psa było wręcz niemożliwe. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci kobiety były obrażenia czaszkowo-mózgowe w postaci ran tłuczonych i prawdopodobnie mogły być zadane pięścią, kijem lub drewnianą pałką. Na ciele seniorki stwierdzono głębokie stłuczenia tkanek miękkich twarzy, złamanie chrzęstnej części nosa, czterech żeber, a także liczne sińce twarzy i szyi. Biegły nie wykluczył, że zgon nastąpił w wyniku uduszenia.
Przez cały czas trwania śledztwa nie znalazł się żaden świadek, który w dniu zaginięcia widziałby na cmentarzu 72-latkę. Funkcjonariusze ustalili, że do zbrodni miało dojść podczas czyszczenia drugiego z nagrobków, ponieważ ta czynność została przez emerytkę przerwana. Choć przyjęto, że sprawca zbrodni kierował się motywem seksualnym, sekcja zwłok ani nie wykazała, ani nie potwierdziła przemocy seksualnej.
Kto stał za zbrodnią?
W związku z tym, że nie udało się wytypować podejrzanego, 31 grudnia 1999 r. śledztwo zostało umorzone. Założono jednak, że sprawca pochodził z Rębowa lub jego okolic. Płoccy policjanci kontynuowali czynności operacyjne, a dla osoby, która wskazałaby sprawcę zbrodni, została przewidziana nagroda.
3 listopada 2000 r. mundurowi zatrzymali 31-letniego mieszkańca Rębowa - mieszkającego z rodzicami kawalera o imieniu Jan, który utrzymywał się z drobnych prac rolnych. Co interesujące, od razu przyznał się do morderstwa i jeszcze tego samego dnia usłyszał zarzut zabójstwa. Przyznał, że od samego początku działał z pobudek seksualnych , a na cmentarzu chciał ją jedyne ogłuszyć. Kiedy ta upadała na ziemię, miała uderzyć głową o nagrobek. Myśląc, że kobieta nie żyje, mężczyzna przeniósł ją za ogrodzenie i zakopał, a jej rzeczy zatopił w studni. Choć dwukrotnie potwierdził tę wersję wydarzeń, później odwołał swoje zeznania, tłumacząc się tym, że to policja go do ich wygłoszenia zmusiła.
W toku śledztwa ustalono, że feralnego dnia mężczyzna miał spóźnić się na autobus, którym dojeżdżał do pracy. Odpuścił więc sobie dotarcie i postanowił zrobić sobie dzień wolnego. Jan miał zamiar wybrać się na cmentarz, by odwiedzić grób swojej siostry, wcześniej jednak kupił piwo. W nekropolii zauważył 72-latkę, którą znał z widzenia. Przywitał się z kobietą i chwilę z nią rozmawiał. W pewnym momencie podjął zamiar odbycia z nią stosunku płciowego. Ta zaczęła wołać o pomoc. Mężczyzna popchnął kobietę na grób, a następnie zadał jej wiele ciosów. Gdy przestała dawać jakiekolwiek oznaki życia, rozebrał ją. Do stosunku seksualnego nie doszło, ponieważ mężczyzna zaniemógł, a zwłoki zdecydował się ukryć w płytkim grobie.
Sąd nie miał wątpliwości, że 31-latek działał w celu zaspokojenia swojego popędu płciowego, godząc się na śmierć ofiary. W 2001 r. Sąd Okręgowy w Płocku skazał go na 25 lat pozbawienia wolności. Obrońca mężczyzny składał apelację, była nawet procedowana kasacja, jednak utrzymano pierwotny wyrok. Mężczyzna ma wyjść na wolność 2026 r.
Artykuły polecane przez Goniec.pl :
-
USA: 6-latek postrzelił nauczycielkę. "To nie był przypadek"
-
Grał na akordeonie na podwórku. 61-latek trafił do aresztu, usłyszał pięć zarzutów
-
Skandaliczne zachowanie górali w sylwestra. "Konie parskały ze strachu"
Źródło: Onet