Zbrodnia połaniecka. 30 osób patrzyło na zabójstwo ciężarnej Krysi, jej męża i 12-letniego brata
Boże Narodzenie dla każdego z nas jest czasem odpoczynku w gronie najbliższych. Trudno wyobrazić sobie, że w tak szczególny dzień, jakim jest Wigilia, mogło dojść do jednej z najbrutalniejszych zbrodni w historii naszego kraju. Około 30 osób patrzyło, jak giną ciężarna Krystyna Łukaszek, jej mąż Stanisław i 12-letni brat Mieczysław Kalita.
Zbrodnia połaniecka wstrząsnęła opinią publiczną
Zbrodnia połaniecka, gdyż to o niej mowa, rozegrała się w nocy z 24 na 25 grudnia 1976 roku na trasie między Połańcem a Zrębinem w dzisiejszym województwie świętokrzyskim. Motywu tragedii należy szukać wiele lat wcześniej, w historii powojennych sporów rodzin ofiar. W 1948 roku Jan Sojda, wówczas 20-letni, został zatrzymany i skazany prawomocnym wyrokiem za gwałt na pasterce krów. W aresztowaniu brał udział Jan Roj, późniejszy dziadek Krystyny Łukaszek i Mieczysława Kality.
Trzy lata później na terenie gospodarstwa Jana Sojdy zginął w tajemniczych okolicznościach 10-letni Marian, syn Jana Roja. Sprawca, znajomy rodziny Sojdów, tłumaczył, że chciał zastrzelić psa, a chłopca trafił przez przypadek. Nieco później również i on odszedł na skutek śmiertelnego wypadku samochodowego.
Jan Roj był członkiem ORMO i PPR. Jan Sojda miał mieć do niego żal — według relacji krewny miał nadużywać władzy wobec jego rodziny. Przejawiało się to zmuszaniem ich do głosowania "3 razy tak" podczas referendum na temat przemian politycznych i gospodarczych w 1946 roku, doprowadzeniem do aresztowania w 1947 roku i rzekomym skłonieniem do uczestnictwa w obchodach pierwszomajowych. Nie bez znaczenia okazały się też wątki obyczajowe.
Zbrodnia połaniecka. Tragiczny finał wesela?
Kilka miesięcy przed zbrodnią połaniecką, w sierpniu 1976 roku, Krystyna Kalita i Stanisław Łukaszek stanęli na ślubnym kobiercu. Adasiowa, siostra Jana Sojdy, została poproszona o pomoc w przygotowaniu przyjęcia weselnego. Pomocnik kuchenny zauważył, że kobieta wynosi z kuchni wędliny i mięso. Zwrócenie jej uwagi przez matkę panny młodej zakończyło się awanturą. Jan Sojda, nazywany przez lokalnych mieszkańców "królem Zrębina" nie mógł puścić tej zniewagi płazem.
W Wigilię tego samego roku mieszkańcy Zrębina wybrali się na pasterkę do pobliskiego Połańca. Na miejsce zawiozły ich dwa wynajęte autobusy. Gdy większość wiernych modliła się w Kościele, Jan Sojda i kilku jego znajomych pili alkohol w jednym z pojazdów. Wkrótce Krystyna, Mieczysław i Stanisław zostali wywabieni ze świątyni . Wracali do domu pieszo, przekonani, że ojciec Krysi i Miecia, będąc pod wpływem alkoholu, rozpętał awanturę domową.
Niedługo później Jan Sojda, jego zięć Stanisław Kulpiński i Józef Adaś, podążyli za nimi . W autobusie znajdowali się także postronni mieszkańcy wsi. Drugi autobus jechał z tyłu, a z przodu — taksówka Fiat 125p, która potrąciła Mieczysława Kalitę . Gdy Krystyna i Stanisław Łukaszkowie rzucili się, by ratować chłopca, zostali zaatakowani przez Józefa Adasia oraz Jana Sojdę. Mężczyźni zadawali im ciosy kluczem do kół autobusowych , po czym dobili 12-latka, przejeżdżając go samochodem . Okrutnej zbrodni przyglądało się bezczynnie około 30 pasażerów. Po wszystkim mordercy ułożyli zwłoki tak, by upozorować wypadek.
Jan Sojda, trzymając w ręku różaniec, zmusił świadków do złożenia przysięgi milczenia . Każdy z nich musiał odbić na kartce odcisk zakrwawionego palca, żeby umowa nabrała mocy. Pasażerowie autobusu otrzymali również pieniądze. Plan się powiódł. Początkowo służby były przekonane, że faktycznie doszło do wypadku. Sposób prowadzenia śledztwa pozostawał wiele do życzenia. Prawda wyszła na jaw dopiero latem 1977 roku, gdy dokonano ekshumacji zwłok ofiar.
Zbrodnia połaniecka. "Nie oświadczam się"
Ponowne śledztwo budziło ogromne kontrowersje. Jedyna osoba, która wyznała prawdę — Leszek Brzdękiewicz — po złożeniu zeznań został odnaleziony martwy. Według oficjalnej wersji doszło do nieszczęśliwego wypadku. Wielu pozostałych świadków zostało oskarżonych o składanie fałszywych zeznań. Prokuratorzy żądali dla podejrzanych kary śmierci . Po roku sąd przychylił się do tego wniosku. Rada Państwa skorzystała z prawa łaski wobec Jerzego Sochy i Stanisława Kulpińskiego. Mężczyźni zostali skazani na 25 i 15 lat pozbawienia wolności. Jan Sojda i Józef Adaś zostali powieszeni 23 listopada 1982 roku w krakowskim areszcie śledczym . Osiemnaście osób odpowiedziało za składanie fałszywych zeznań. Obecnie Jerzy Socha i Stanisław Kulpiński są już na wolności. Mężczyźni nie chcą rozmawiać z mediami.
Dziennikarze wysłuchają, przytakną, a potem napiszą te bzdury, które są w aktach. Ja za niewinność siedziałem w więzieniu jedenaście i pół roku. A szwagier Socha siedział trzy lata dłużej. Teraz w Krakowie mieszka — tłumaczył kilka lat temu Stanisław Kulpiński, który do dziś przebywa w Zrębinie.