Ubezpieczył czterech pracowników na życie. Pierwszy z nich umarł już dwa tygodnie później
Przedsiębiorca ubezpieczył sześciu pracowników - czterech z nich nie żyje. Pierwszy zginął już dwa tygodnie po zawarciu polisy. Przedstawiciele branży ubezpieczeniowej mówią, że takiej historii jeszcze w Polsce nie było. W zeszłym roku przedsiębiorca z Torunia, Maciej B. zatrudnił 6 osób. Następnie ubezpieczył je na życie. Dzisiaj 4 osoby z tych 6 nie żyją, a pierwsza umarła już dwa tygodnie po ubezpieczeniu.
Ojciec zmarłego twierdzi, że jego syn pracował w firmie nie dłużej niż trzy miesiące. Przez ten czas zarobił około 150-200 zł . Pierwsze 100 zł dostał np., gdy jechał z szefem po feralne daewoo do Bydgoszczy. Auto od razu trafiło do mechanika, ale nie wiadomo, co było przy nim robione.
Prokuratura w Toruniu bada podejrzaną sprawę wypadków, w których zginęło czterech pracowników jednego przedsiębiorstwa. Jak się okazało, właściciel firmy ubezpieczył ich grupowo na życie i był jedyną osobą upoważnioną do odbioru pieniędzy.
Pozostali pracownicy, którzy zginęli w wypadkach, również nie mieli żadnego doświadczenia w branży nieruchomości. Na szczęście do wypłaty odszkodowań nie doszło z uwagi na zakwestionowanie autentyczności dokumentów.
Pełnomocnik Andrzeja Koczana, ojca jednej z ofiar, zwrócił uwagę na nieracjonalne działanie przedsiębiorcy, który inwestuje niemałe pieniądze w ubezpieczenia pracowników, w tym młodego zdrowego mężczyzny - To nie jest firma, która obraca milionami - komentuje adwokat.
24 grudnia sąd odrzucił wniosek prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztu wobec mężczyzny. Prokuratura zapowiedziała apelację.
Za oszustwo przedsiębiorcy grozi do 8 lat pozbawienia wolności. - Treść zarzutu, w zależności od ustaleń, może ulec zmianie - zaznacza prokurator Jarosław Kilkowski.
23 grudnia 2021 r. na polecenie Prokuratury Okręgowej w Toruniu funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy zatrzymali Macieja B. w sprawie dotyczącej usiłowania doprowadzenia kilku towarzystw ubezpieczeniowych do niekorzystnego rozporządzenia mieniem i wypłaty odszkodowań w łącznej kwocie co najmniej 3 480 000 zł - przekazał w rozmowie z Super Expressem prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Maciej B. działa w branży nieruchomości. Ubezpieczeni pracownicy mieli być pośrednikami. W materiale przygotowanym przez Polsat News Leszek Dawidowicz pokazuje, dlaczego mogło tak nie być. Pierwszy z pracowników zginął w wypadku kilkadziesiąt kilometrów pod Toruniem 28 litopada - raptem dwa tygodnie po zawarciu ubezpieczeń.
-
Koledzy z "Wydarzeń" upamiętnili swojego kolegę. Polsat w żałobie
-
Donald Tusk zapowiada wniosek o powołanie komisji śledczej ws. Pegasusa
-
Marianna i Łukasz Schreiber wezmą rozwód? Żona ministra PiS zabrała głos w sprawie
Rafał Koczan jechał daewoo matizem, który spadł z czterometrowej skarpy przy drodze pomiędzy Starogrodem Górnym a Starogrodem Dolnym (w okolicy Chełmna) i stanął w płomieniach pod koniec listopada ubiegłego roku. We wraku strażacy znaleźli zwęglone zwłoki dwóch mężczyzn w wieku 25 i 43 lat.
Jak ustalono, suma wypłat z mogłaby sięgnąć nawet 6 milionów złotych. Sprawą od niedawna zajmuje się prokuratura w Toruniu.
My przedstawiliśmy dowody na to, że już w czasie postępowania, podejrzany fałszował dokumenty. Dla sądu rejonowego to było jednak za mało. Na szczęście moi przełożeni podjęli decyzję o tym, że zaskarżamy decyzje sądu rejonowego do sądu okręgowego - powiedział portalowi jeden z toruńskich prokuratorów. Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
Mężczyzna jechał samochodem, który doszczętnie się spalił. Pojazdem podróżowali Rafał Koczan i Sławomir Ś. Obydwaj byli świeżo ubezpieczeni na życie przez Macieja B. Co ciekawe, przedsiębiorca zawarł umowę ich ubezpieczenia w aż 9 towarzystwach. W każdym z przypadków to nie bliscy, a właśnie Maciej B był osobą uposażoną do odbioru odszkodowania.
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres redakcja@goniec.pl
Sam Maciej B. miał zachowywać się przez całą współpracę w podejrzany sposób. Rafał Koczan z szefem rzadko się spotykał, a jeśli już, to w samochodzie, gdzieś na ulicy. Umowę też podpisywał na parkingu przed Cinema City w Toruniu. Żadnej wizytówki z adresem firmy nigdy na oczy nie widział.
Maciej B. usłyszał na razie zarzut usiłowania doprowadzenia jednej z firm ubezpieczeniowych do niekorzystnego rozporządzenia mieniem na kwotę co najmniej 120 tys. zł.
Źródło: carscoops.com
- Skontaktowały się ze mną cztery towarzystwa, choć może ich być nawet jedenaście - mówi ojciec Rafała Koczana, młodego mężczyzny, który zginął w wypadku pod Chełmnem.
Niestety nie udało się ustalić, który z nich prowadził auto. Dopiero po przeprowadzeniu badań genetycznych udało się ustalić, kim są ofiary wypadku (identyfikacja ciał zajęła trzy tygodnie). Badania krwi wykazały, że starszy z mężczyzn był pijany - miał ponad 3 promile. W podobny sposób Maciej B. zabezpieczył pozostałych pięciu pracowników. Czterech z nich zmarło podpisaniu umów.